Rząd Donalda Tuska niedawno zrobił zwrot i porzucił pierwotne deklaracje. Wcześniej zakładał, że mrożenie cen energii będzie utrzymane tylko do końca czerwca. Rządzący wskazywali, że na dalsze mrożenie w budżecie nie ma pieniędzy. Resort klimatu niedawno poinformował jednak, że od drugiej połowy 2024 r. będzie obowiązywać maksymalna cena energii elektrycznej dla gospodarstw w wysokości 500 zł za MWh.
Okazuje się jednak, że dalsze wstrzymywanie cen energii niewiele pomoże - te będą dalej rosnąć, jeśli transformacja naszego energetycznego sektora nie przyspieszy.
Aby do tego doszło, konieczne jest wydzielenie węglowych aktywów z państwowych spółek energetycznych. W przeciwnym wypadku będziemy ciągle dokładali do utrzymania drogich elektrowni węglowych. Rząd nie spieszy się jednak z decyzjami w tej kwestii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Utrzymanie drogich elektrowni węglowych wiele kosztuje
Elektrownie węglowe stają się dziś kulą u nogi polskiej energetyki, co ma przełożenie m.in. na wyniki spółek energetycznych. Niedawno Polska Grupa Energetyczna (PGE) zaprezentowała wyniki finansowe za poprzednik rok. Zysk EBITDA wyniósł 10 mld zł, ale już w wyniku netto odnotowano stratę rzędu ponad 5 mld zł.
To efekt gigantycznego odpisu, w wysokości 8,4 mld zł, dotyczącego wartości aktywów węglowych. W efekcie PGE zakończyło rok 2023 ze stratą i zadłużeniem o połowę wyższym niż w 2022 r. Zdaniem ekspertów ten przykład pokazuje, że państwowe spółki energetyczne bez wydzielenia węglowych aktywów nie mają szans na lepsze wyniki ani na otrzymanie finansowania na nowe inwestycje w sektorze OZE. Bez tych działań nie mamy z kolei szans na obniżenie cen energii w perspektywie długoterminowej. I tak oto koło się zamyka.
Dla wszystkich jest oczywiste, że transformacja energetyczna jest Polsce bardzo potrzebna i nikt w to nie wątpi - mówi Dominik Brodacki, starszy analityk ds. Energetycznych w Polityce Insight.
Obecna sytuacja w polskiej energetyce ma jego zdaniem kluczowy wpływ na ceny energii. - Jeżeli nie będzie jasnego planu wydzielenia węglowych aktywów, spółki energetyczne będą miały problem z finansowaniem zielonych inwestycji. Z kolei elektrownie węglowe przynoszą straty. Produkcja energii z węgla i utrzymanie drogich elektrowni węglowych wiele nas kosztuje, co ma odzwierciedlenie w rosnących rachunkach za prąd – przypomina. Dodaje, że mrożenie cen energii jedynie odsuwa problem w czasie.
Straciliśmy już bardzo dużo czasu
Sprawa wydzielenia aktywów węglowych jest jednak skomplikowana. Rząd Donalda Tuska zrezygnował z tworzenia Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE). Przypomnijmy, że zgodnie z pomysłem poprzedniego rządu, elektrownie węglowe miały zostać wydzielone do osobnego podmiotu, czyli NABE. Do tego jednak nie doszło.
- W tej kwestii straciliśmy już bardzo dużo czasu - przyznaje Robert Tomaszewski, szef działu energetycznego w Polityce Insight. Zaznacza, że koncepcja NABE miała jednocześnie wiele wad. W efekcie mogło dojść do powstania wielkiego monopolisty, który kontrolowałby aż 60 proc. mocy w energetyce, co miałoby także wpływ na kształtowanie cen energii.
Z punktu widzenia rynku energii i odbiorców, nie był to dobry pomysł — podkreśla.
Przypomina, że w przeciwieństwie do tej idei, istnieje plan stworzenia kilku podmiotów, zamiast jednego NABE, które gromadziłyby aktywa węglowe i mogłyby ze sobą konkurować, co zapobiegłoby ustanowieniu monopolu. - Problem w tym, że sytuacja finansowa tych podmiotów byłaby słaba, najprawdopodobniej nie udałoby się więc przekonać banków i innych instytucji, które są gwarantami pożyczek, aby zgodziły się na ich utworzenie – zaznacza nasz rozmówca.
"Gotowa recepta na kryzys i konflikt"
Branża energetyczna nie zamierza jednak bezczynnie czekać na ruch ze strony rządu. Niedawno Grzegorz Lot, nowy prezes Tauronu, podczas konferencji "Europower" w Warszawie zapowiedział, że przedsiębiorstwo będzie chciało zamknąć bloki węglowe o mocy 200 MW. - Przygotowujemy się do planu wyłączenia "dwusetek", i to już w 2025 roku — powiedział Lot.
Zdaniem Roberta Tomaszewskiego to czytelny komunikat.
Można to zrozumieć następująco: jeżeli nie przygotujecie planu wydzielenia węglowych aktywów, będziemy postępować zgodnie z własnym interesem. Trudno się dziwić takiej postawie. W tej sytuacji aktywa węglowe, które przynoszą straty i nie mają perspektyw utrzymania się na rynku, muszą zostać zamknięte — ocenia.
Co się stanie, gdy spółki energetyczne zaczną zamykać elektrownie węglowe?
- W takim wypadku operator sieci energetycznych, czyli Polskie Sieci Elektroenergetyczne, może się nie zgodzić na takie wyłączenia z powodu potencjalnych problemów z bilansowaniem naszego systemu elektroenergetycznego – wyjaśnia ekspert Polityki Insight.
Zaznacza jednocześnie, że takich decyzji nie można blokować w nieskończoność. - Można sobie również wyobrazić, co się stanie z prezesem takiej spółki, jeśli związki zawodowe zamykanej elektrowni zdecydują się na interwencję. Jest to na pewno gotowa recepta na kryzys i konflikt – podkreśla.
"Kryzys energetyczny zamiótł to pod dywan"
Obecna sytuacja w polskiej energetyce ma ogromny wpływ na politykę i ekonomię. Reakcja giełdy na ostatni wywiad minister przemysłu Marzeny Czarneckiej dla "Rzeczpospolitej" wyraźnie to pokazała.
W wywiadzie minister przedstawiła pomysł "przypisania" kopalń węgla do konkretnych elektrowni należących do państwowych grup energetycznych. Reakcja inwestorów na propozycję minister przemysłu była natychmiastowa – doszło do mocnych spadków spółek energetycznych. Eryk Szmyd, analityk XTB, komentując tę sytuację, nie ukrywał, że realizacja tej zapowiedzi cofnęłaby polską energetykę w rozwoju i uziemiła ją przy węglu.
- Rok 2022 i rekordowe ceny węgla spowodowane wojną i kryzysem energetycznym w Europie nieco 'zamiotły' pod dywan fakt, że wydobycie w Polsce nie jest rentowne, a rok 2024 prawdopodobnie przyniesie znaczną stratę netto w Polskiej Grupy Górniczej. Aktywa węglowe stają się więc ciężarem, potęgując obawy związane z rentownością, a samo NABE i czerpanie namacalnych zysków z przemiany energetycznej wymaga olbrzymich inwestycji – przyznaje ekspert w komentarzu dla money.pl.
Kumulacja zaniechań
Remigiusz Nowakowski, prezes think-tanku DISE Energy i wiceprezes Qair Polska przypomina z kolei, że konieczność transformacji polskiego sektora energetycznego wynika z naszych zobowiązań wobec Unii Europejskiej dotyczących redukcji emisji gazów cieplarnianych. To także skutek struktury wiekowej elektrowni węglowych, z których większość stanowią jednostki budowane w latach 70. i 80. ubiegłego wieku.
- Trzeba mieć także na uwadze fakt, że unijna polityka klimatyczno-energetyczna nie przenosi na poziom Komisji Europejskiej kompetencji w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. To kompetencje krajów członkowskich — zaznacza.
Jego zdaniem tempo transformacji jest jednak niewystarczające, zwłaszcza biorąc pod uwagę różnicę wynikającą z punktu startowego Polski wobec innych krajów UE. - Przez ostatnie 16 lat niewiele zrobiono w tym zakresie i teraz mamy do czynienia z kumulacją zaniechań — podkreśla.
Tymczasem Artur Sarosiek, dyrektor zarządzający w firmie Energy Solution, zajmującej się doradztwem w sektorze energetycznym, jest w tej kwestii optymistą. Jego zdaniem transformacja jest nieunikniona i w praktyce już trwa.
- Decydenci państwowego sektora energetycznego mogą podejmować decyzje o ograniczeniu procesu transformacji, np. braku inwestycji w segmencie dystrybucji energii, ale samego procesu już nie zatrzymają — podkreśla.
Podczas przygotowania tego tekstu wysłaliśmy pytania do resortu klimatu i do Ministerstwa Aktywów Państwowych. Chcieliśmy się dowiedzieć, jakie są zamiary rządu w kwestii wydzielenia aktywów węglowych. Do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl