Moglibyśmy mieć akceptowalny poziom inflacji w Polsce, gdyby Narodowy Bank Polski podniósł stopy procentowe o 200-500 pkt. bazowych. Musielibyśmy również ograniczyć deficyt finansów publicznych i umocnić złotego – wylicza w rozmowie z money.pl główny ekonomista BCC i były wiceminister finansów prof. Stanisław Gomułka.
Dodaje, że teoretycznie dałoby się to dość szybko zrobić, ale taki scenariusz się nie wydarzy, bo rząd boi się napięć społecznych. Celowe wprowadzenie gospodarki w stan recesji – bo do tego sprowadzałoby się m.in. zacieśnianie polityki monetarnej przez NBP – mogłoby oznaczać m.in. bankructwa kredytobiorców oraz wzrost bezrobocia.
Kierownictwo PiS oraz prezes Narodowego Banku Polskiego chcą takiego scenariusza za wszelką cenę uniknąć. Obrali inny kurs "rozprawienia się" z inflacją. Mówił o tym zresztą podczas spotkania z wyborcami w Kołobrzegu na początku października Jarosław Kaczyński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Można szybko i szokowo, albo długo i kosztownie
- Schładzanie gospodarki metodą Balcerowicza nie wchodzi w rachubę, bo potem jest wielkie bezrobocie, dół i wielki wstrząs - stwierdził wówczas prezes PiS. Dlatego rząd ma zbijać inflację stopniowo.
To oznacza, że wysoką inflację będziemy mieli dłużej, czyli co najmniej przez najbliższe 3-4 lata – jak pokazuje to zresztą najnowsza projekcja NBP – ale za to koszty społeczne nie będą szokowe, będą rozłożone w czasie.
Jak tłumaczy Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, będziemy biednieć powoli, wyzbywając się stopniowo wszystkich oszczędności.
Zdaniem naszego rozmówcy główny oręż rządu - czyli argument, że skokowe podniesienie stóp procentowych przez NBP cofnęłoby nasz kraj do okresu transformacji ustrojowej lat 90., kiedy notowano 20-proc. bezrobocie - jest bardzo fałszywy.
Stopa bezrobocia wzrosłaby, ale najwyżej o 2 do 3 proc., co przy obecnym niskim poziomie (5,1 proc. mieliśmy we wrześniu – przyp. red.) nie jest aż takim wysokim kosztem społecznym, którym można straszyć Polaków – uważa ekonomista.
O tym, że bezrobocie nie jest dla Polski zagrożeniem nawet przy ostrej walce z inflacją pisaliśmy już w money.pl tutaj.
Zdaniem Jankowiaka przeciąganie choroby, jaką jest wysoka inflacja, w czasie może okazać się dla wszystkich dużo bardziej kosztowne i niebezpieczne niż precyzyjne chirurgiczne cięcie i skumulowane koszty do zapłacenia już.
Rynki same się wyregulują
Z kolei prof. Stanisław Gomułka zauważa, że i bez interwencji NBP rynek sam zaczął się już regulować. Spada presja płacowa, gdyż firmy z sektora usług oraz budownictwo bankrutują i zwalniają pracowników. – Jeśli trend obniżania presji płacowej się utrzyma, a do tego nastąpi dalszy – oczekiwany – spadek światowych cen ropy i gazu ziemnego, inflacja w Polsce powinna zacząć się automatycznie obniżać – mówi prof. Gomułka.
Dodaje, że rząd mógłby proces wychodzenia z wysokiej inflacji przyspieszyć, umacniając kurs słabej obecnie złotówki, ale do tego potrzebne są miliardy euro z Unii Europejskiej oraz umiejętne zarządzanie polskim długiem. Jednego i drugiego – zdaniem naszego rozmówcy – temu rządowi brakuje.
Umocnienie polskiej waluty automatycznie zmniejszyłoby ceny towarów importowanych, w tym głównie surowców jak gaz czy ropa, które są rozliczane w dolarze amerykańskim. Polakom zaczęłoby zostawać więcej pieniędzy w portfelach – przekonuje ekonomista.
Również zdaniem Piotra Soroczyńskiego, głównego ekonomisty Krajowej Izby Gospodarczej i byłego wiceministra finansów, umocnienie złotówki od razu przyniosłoby ulgę gospodarstwom domowym, które płaciłyby za importowane towary mniej, ale też byłoby im łatwiej spłacać zobowiązania kredytowe.
– Dotychczasowa polityka NBP polegała na osłabianiu złotego, bo chodziło o to, by pomóc polskim eksporterom. W konsekwencji doprowadziło to do obniżenia wartości złotego o ok. 40 groszy w stosunku do realnego kursu. Powrót do wyższego kursu okazał się nie taki prosty – ocenia Soroczyński.
Bez pieniędzy z KPO będzie trudno
Czy bez pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy rząd będzie w stanie umocnić złotego i zatrzymać inwestorów zagranicznych?
– Rynki kapitałowe liczą, że Polska jednak pieniądze z KPO do końca przyszłego roku dostanie. Długofalowe inwestycje zagraniczne utrzymują się na niezmienionym poziomie. Inwestorzy wierzą, że dojdzie w końcu do porozumienia z Brukselą – podkreśla prof. Gomułka.
Z kolei Mariusz Zielonka, główny ekonomista Konfederacji Lewiatan uważa, że rząd liczy na to, że procesy inflacyjne same się zatrzymają, bo inne kraje strefy euro oraz USA będą dalej zacieśniać swoje polityki monetarne i zduszą inflację przy okazji i u nas.
Przypomina też, że brak pieniędzy z KPO działa na naszą gospodarkę w podwójny sposób: z jednej strony ogranicza bowiem konsumpcję i popyt na usługi, co hamuje dalszy wzrost inflacji, a z drugiej - jest wymiernym ciosem dla budżetu.
Brak środków z KPO w przyszłym roku zmniejszy wpływy do budżetu o 1 proc. PKB.
To był ciąg nieodwracalnych błędów
Główny ekonomista Konfederacji Lewiatan jest przekonany, że mimo uszczuplenia dochodów nie będzie ze strony rządu prób wyrównania strat w postaci wyższych podatków czy cięć w programach socjalnych. Powód? Wybory. Wyborców zaciskanie pasa nie zaboli. Przynajmniej na razie.
Innego zdania jest Piotr Soroczyński, który zauważa, że inflacja już Polaków boli i to wszystkich, bez wyjątku.
Inflacja to zło. Wszyscy tracimy nasze oszczędności i zasoby – podkreśla były wiceminister finansów.
I dodaje, że przez ostatnie lata rząd popełnił wiele błędów, podnosząc koszty wytwarzania towarów i usług, których odkręcić się już nie da, ale można by, chociaż nie robić kolejnych podobnych (błędów).
– Rósł fiskalizm, rosło skomplikowanie przepisów, psuto wycenę złotego, nadmiernie też dynamizowano procesy płacowe – choćby poziom płacy minimalnej, która rosła szybciej niż inflacja czy wydajność pracy i od kilku lat nakręcała inflację. A ostatnio firmy musiały też podnieść płace specjalistów i kadry kierowniczej w reakcji na zmiany z Polskiego Ładu – wylicza ekonomista.
Zdaniem naszego rozmówcy poważnym problemem są też zbyt dynamicznie waloryzowane świadczenia społeczne uzupełniane o "…naste" wypłaty emerytur i rent.
A oddzielny temat to to, że inflacji nie da się zbić poniżej 5-6 proc., jeśli powszechne staną się np. klauzule waloryzacyjne w umowach między firmami czy obywatelami.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.