Wkrótce politycy ekipy rządzącej będą mieli kolejną okazję, by ogłosić drogowy sukces. Mowa o otwarciu odcinka drogi ekspresowej S14 na odc. od Aleksandrowa Łódzkiego do autostrady A2 (przy węźle Emilia), który kosztował państwo ponad 700 mln zł.
Wykonawca - firma Stecol - deklaruje, że prace są zakończone w ponad 90 proc. Fety na ostatnim odcinku zachodniej obwodnicy Łodzi można spodziewać się w lipcu. Problem w tym, że kierowcy najprawdopodobniej po otwarciu trasy szybko znajdą ważny powód do nerwów i krytyki drogowców.
Projekt inwestycji PiS odziedziczył po poprzednim rządzie. Był on jednak, jak się okazało w przetargu, zbyt rozrośnięty. Branża za realizację zażyczyła sobie dużo więcej, niż przewidywał budżet zadania. Pieniędzy na budowę w pełnym kształcie nie było, dlatego zarządzono optymalizację, w której wycięto np. sporą część węzłów. Także bardzo ważnych dla płynności ruchu. Z adnotacją, że mogą być dobudowane w przyszłości.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Decyzja ws. węzła Emilia. Połączenie A2, S14 i DK91 będzie rozbudowane
Wśród wyciętych obiektów były też te kluczowe, które miały bezkolizyjnie połączyć S14 z drogą krajową nr 91 (w miejscowości Słowik), przecinającą kawałek dalej A2. Zamiast tego postawiono na dwupasmowe rondo przed bramkami na istniejącym węźle Emilia.
W to rozwiązanie - jak usłyszał money.pl nieoficjalnie na budowie trasy - nie wierzy sam wykonawca. Nie ma złudzeń, że skrzyżowanie nie zapewni pożądanej przepustowości. Podobnych głosów było dużo więcej. "Dziennik Gazeta Prawna" pisał dwa lata temu, że jednopoziomowe rondo pełniące funkcję węzła drogi ekspresowej, autostrady oraz drogi krajowej może być powodem powstawania ogromnych korków.
Rząd ostatecznie wsłuchał się w opinie ekspertów. Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk oraz startujący w wyborach z łódzkiej listy Piotr Gliński zapowiedzieli, że A2 i S14 zostaną połączone węzłem z prawdziwego zdarzenia. We wtorek (30 maja) podpisali program inwestycji dot. rozbudowy Emilii, która obecnie obsługuje autostradę oraz wspomnianą krajówkę.
Piotr Gliński na konferencji przyznał, że budowane rondo nie jest w stanie spełnić swojego zadania. Zapewnił jednak, że od razu po otwarciu S14 między Aleksandrowem Łódzkim a autostradą A2 ruszą przygotowania do rozbudowy węzła Emilia. Nie podano, kiedy inwestycja się fizycznie zacznie i zakończy. Wicepremier zaznaczył jednak kilka razy, że będzie to "nowoczesne" rozwiązanie. A kosztować ma 422 mln zł.
"W pierwszej kolejności niezbędne będzie opracowanie koncepcji programowej w zakresie rozbudowy istniejącego węzła Emilia. Konieczne będą badania warunków geologicznych i prace archeologiczne, a także przygotowanie materiałów koniecznych do uzyskania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. Inwestycję planujemy w systemie Projektuj i buduj. Przewiduje się, że wybór wykonawcy może nastąpić pod koniec przyszłego roku" - informuje Maciej Zalewski, rzecznik prasowy łódzkiej GDDKiA.
Skąd pomysł na dwupasmowe rondo na styku tras szybkiego ruchu?
Do decyzji o rozbudowie węzła Emilia rząd dojrzewał etapami. Początkowo planowano, że połączy on wyłącznie A2 i S14, zamykając w tym miejscu dostęp do tras szybkiego ruchu z popularnej drogi krajowej nr 91.
Przełom nastąpił w 2020 r., gdy PiS walczył o reelekcję dla prezydenta Andrzeja Dudy. Wówczas w Emilii niedaleko Zgierza pojawił się wicepremier oraz minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński, by obwieścić mediom, że przed węzłem powstanie rondo, które połączy trzy trasy.
Zamieszania na budowie zachodniej obwodnicy Łodzi było więcej. Rząd najpierw zabrał, a później przywrócił plan budowy węzła Aleksandrów Łódzki, który stanowić będzie połączenie łódzkich Bałut z drogą S14. Kluczowa była tutaj deklaracji administracji prezydent Hanny Zdanowskiej, że zmodernizuje zdegradowaną ul. Szczecińską, prowadzącą do zachodniej obwodnicy.
GDDKiA obudowała Łódź z każdej strony
Przedstawiciele rządu zapewne nie zapomną wspomnieć w trakcie oficjalnego otwarcia odcinka drogi ekspresowej S14 na odc. Aleksandrów - autostrada A2, że aglomeracja łódzka jest pierwszą w Polsce, którą z każdej strony można objechać trasą szybkiego ruchu.
Stolicę województwa łódzkiego od 2016 r. od wschodu można objechać autostradą A1. Od 2008 r. po północnej stronie - autostradą A2. Od południa - drogą ekspresową S8, którą na wysokości aglomeracji otwierano etapami w latach 2014-2016. Wszystkie te budowy zaczęły się za czasów poprzedników PiS, czyli PO lub SLD (w przypadku A2). W czerwcu 2022 r. drogowcy otworzyli z kolei pierwszą część zachodniej obwodnicy Łodzi. Do zamknięcia ringu potrzeba 16 km.
Na stronie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad widnieje informacja, że ostatni fragment S14 powinien być gotowy w kwietniu 2023 r. Od dłuższego czasu było jednak wiadomo, że na otwarcie kierowcy prawdopodobnie będą musieli poczekać dodatkowe miesiące. Dlaczego?
Pech wykonawcy zachodniej obwodnicy Łodzi. A w grze więcej niż pieniądze
Wykonawca odcinka S14 Aleksandrów Łódzki - A2, jak pisaliśmy już w money.pl, nie ma szczęścia. Już na starcie drogowcy mieli problem, żeby rozkręcić budowę, ponieważ ta startowała na początku pandemii koronawirusa. Do rozwiązania było mnóstwo kolizji teletechnicznych w śladzie ekspresówki. Rozwiązanie każdej wymagało wizyty na placu przedstawicieli gestorów sieci oraz różnych urzędów.
Lockdowny wydłużyły proces uzgodnień. Tak samo, jak uzyskiwanie zezwolenia na realizację inwestycji drogowej (ZRID). Kolejne, nie mniejsze problemy pojawiły się po napaści Rosji na Ukrainę. Ceny materiałów wzrosły drastycznie. Wielu Ukraińców, którzy stanowią znaczącą siłę budowlaną w Polsce, wróciło bronić kraju.
Stecol to firma z Chin, która budową S14 zamierza umocnić swoją pozycję w Polsce. Na fiasko chińska firma nie może sobie pozwolić. Musi bowiem podreperować opinię na temat budowlańców z Państwa Środka w naszym kraju.
Reputację chińskich firm popsuł Covec, który miał na Euro 2012 zbudować autostradę A2 od Łodzi do Warszawy. Przedsiębiorstwo wygrało przetarg z ofertą w wysokości 1,3 mld zł. O 50 proc. niższą od założonego przez GDDKiA budżetu zadania. Jak się okazało szacunki Dyrekcji były słusznie. Rok przed pierwszym gwizdkiem drogowcy zerwali umowę z chińskim wykonawcą, gdy ten domagał się renegocjacji warunków, by móc dokończyć prace.
Jacek Losik, dziennikarz money.pl