Z naszych ustaleń wynika, że minister sprawiedliwości i prokurator generalny był umówiony - z jego inicjatywy - z Małgorzatą Manowską na początek stycznia. Adam Bodnar miał jednak dzień wcześniej odwołać spotkanie. - Tłumaczył się ogromem obowiązków i niemożnością wskazania terminu, gdy będzie miał ich mniej - słyszymy w Sądzie Najwyższym.
O czym mieli rozmawiać
Jak wynika z naszych nieoficjalnych informacji, sprawa spotkania była na tyle zaawansowana, że ustalona była nawet jego "agenda". Rozmowa miała dotyczyć, rzecz jasna, problemu z uznaniem ważności nadchodzących wyborów prezydenckich. Orzekać w tej sprawie ma kwestionowana przez obóz rządzący i europejskie trybunały Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN (IKNiSP). W koalicji pojawiły się pomysły, jak ją zbajpasować - jest np. projekt tzw. ustawy incydentalnej marszałka Sejmu Szymona Hołowni, który ceduje obowiązek orzekania o ważności wyborów na inne izby SN czy propozycja szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza, by robił to Trybunał Stanu.
W ostatnim czasie z inną sugestią dotyczącą załatwienia tego problemu wyszła sama Pierwsza Prezes SN. W poniedziałkowym wywiadzie dla money.pl stwierdziła, że teoretycznie mogłaby w ramach swoich kompetencji wyznaczać do "spraw wyborczych" składy sędziów spoza IKNiSP, choć jak podkreślała, sama nie jest entuzjastką takiego rozwiązania.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak widać, już choćby w tej kwestii byłoby sporo rzeczy do omówienia. Ale na tym nie koniec, bo nieoficjalnie słyszymy, że spotkanie Bodnar-Manowska miało też dotyczyć kwestii regulowania statusu sędziów oraz jeszcze jednej, konkretnej sprawy, niebudzącej już tak wielkich, politycznych emocji.
Chodziło o omówienie płatności na rzecz osób represjonowanych za "działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego", które są na podstawie tzw. ustawy lutowej (ustawy z dnia 23 lutego 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego) zasądzane przez sądy prawomocnymi wyrokami, a Sąd Najwyższy, jako reprezentujący Skarb Państwa, musi je wykonywać z własnego budżetu, mimo że nie jest stroną w tych postępowaniach.
W 2024 roku z tytułu zadośćuczynień i odszkodowań za doznane krzywdy wobec osób represjonowanych SN zrealizował wyroki na łączną kwotę w wysokości prawie 3,6 mln zł (dotyczyło to czterech postępowań sądowych, na podstawie których zasądzono kwoty na rzecz 7 osób).
Sąd Najwyższy, nie będąc stroną tych postępowań, nie jest informowany o tym, że się one toczą, w związku z czym nie jest możliwe podjęcie odpowiednich czynności procesowych, ani też wcześniejsze zabezpieczenie odpowiednich środków w budżecie. Otrzymane wyroki stanowiły nieprzewidziane obciążenia budżetu Sądu Najwyższego i jako zobowiązania Skarbu Państwa - Sądu Najwyższego musiały zostać niezwłocznie zrealizowane - wskazuje Piotr Falkowski z Centrum Informacyjnego Sądu Najwyższego.
Niewykluczone więc, że Adam Bodnar ze swojej strony chciał rozmawiać o reformie sądownictwa i zbliżających się wyborach prezydenckich, a Małgorzata Manowska przy tej okazji chciała zwrócić mu uwagę na problem odszkodowań.
Kto odwołał spotkanie
Spotkanie zostało jednak w ostatniej chwili odwołane i kolejnego raczej prędko nie będzie. - Minister Adam Bodnar nie spotkał się i nie ma w planach spotkania z Panią Małgorzatą Manowską. Wszelkie konieczne kwestie omawiane są w drodze pisemnej korespondencji - mówi nam rzeczniczka ministra sprawiedliwości Karolina Wasilewska.
Pytanie, czy Adam Bodnar sam doszedł do wniosku, że spotkanie z Pierwszą Prezes SN to kiepski pomysł, czy nie dostał na to zielonego światła np. od premiera. W końcu Donald Tusk konsekwentnie nie wydaje kontrasygnaty na wszelkie nominacje w SN, które dotyczą tzw. neosędziów (z nadania Krajowej Rady Sądownictwa po 2018 roku).
Co więcej, Małgorzata Manowska jest kontestowana przez obecną większość rządzącą - po pierwsze dlatego, że jest neosędzią, a po drugie, że objęła funkcję Pierwszej Prezes SN po wskazaniu prezydenta Andrzeja Dudy, z którym (co sama przyznaje) od lat się przyjaźni, a to generuje zarzuty o konflikt interesów. Sama Manowska, w poniedziałkowym wywiadzie dla money.pl przypomniała, że ma w tej chwili wszczętych sześć postępowań karnych w związku ze sprawowaną przez nią funkcją w SN.
Nasz rozmówca z KO przekonuje, że lepiej, że do spotkania nie doszło. - Trudno rozmawiać z osobami, które chcą nas oszukać. Pamiętamy doświadczenia dotyczące ustawy o KRS. Senat wprowadził do niej poprawki, które miały wyjść naprzeciw oczekiwaniom prezydenta, a zaraz po tym Andrzej Duda i jego otoczenie uznali, że to jest i tak niewystarczające, w związku z czym Bodnar się z nich wycofał. Wszyscy mają też świadomość, że jakiekolwiek rozmowy w trakcie kampanii wyborczej są wyjątkowo trudne - tłumaczy polityk KO.
Ale jest element, który może być jakimś lekko dobrym prognostykiem, że w interesie samej Pierwszej Prezes SN jest znaleźć rozwiązanie, które spowoduje, że temperaturę sporu wokół SN uda się obniżyć - dodaje.
Z kolei Paweł Śliz z Polski 2050 ma mieszane uczucia. - Trudno mi oceniać, czy działanie ministra Bodnara było dobrym, czy złym pomysłem, natomiast jakiekolwiek zmierzanie w kierunku zażegnania kryzysu, który może nas spotkać po wyborach prezydenckich, jest bardzo ważne. A w tym momencie jedynym realnym pomysłem jest położona przez marszałka Hołownię ustawa - przekonuje.
Bardziej jednoznaczną opinię ma Zbigniew Bogucki z PiS. - Jeśli to spotkanie było planowane i do niego nie doszło, to bardzo źle, pytanie, czy to była decyzja samego Adama Bodnara, czy decyzja polityczna z kręgów kierowniczych, np. premiera. Myślę, że minister sprawiedliwości tkwi w pewnym rozdwojeniu jaźni, bo sam wszczynał dziesiątki postępowań przed izbą, której potem sam nie uznaje, a do tego jeszcze musi realizować interes polityczny Donalda Tuska ponad interesem państwowym - mówi Bogucki.
Jego zdaniem wygląda na to, że obóz władzy zaostrza kurs w sprawie dyskusji o ważności wyborów prezydenckich. - Część koalicji popiera tzw. ustawę incydentalną Hołowni, która, choć w mojej ocenie jest niekonstytucyjna, to przynajmniej pozoruje próbę rozwiązania problemu. Ale reszta koalicji, z KO na czele, nie chce jakiegokolwiek dialogu, uznając, że 3 tys. sędziów nie jest sędziami i kropka - stwierdza Bogucki.
Nie pierwsze próby negocjacji Bodnara
To nie pierwszy raz, gdy Adam Bodnar podjął się próby nawiązania roboczych kontaktów z osobami, którym - delikatnie mówiąc - nie po drodze z obecną koalicją rządzącą. W maju zeszłego roku informowaliśmy na money.pl o tym, że Adam Bodnar nieoficjalnie negocjuje z Pałacem Prezydenta finalny kształt nowej ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Wówczas chodziło m.in. o to by, zamiast odwoływać się do tego, czy dany sędzia pochodzi z nadania starej, czy obecnej KRS, odwoływać się raczej do jego stażu orzeczniczego - co miało pozwolić wykluczyć neosędziów ze startu do nowej KRS, bez jednoczesnego podważania ich statusu sędziowskiego, co miało być "strawne" dla prezydenta.
Gdy przyszło do prac nad ustawą w parlamencie, doszło do nieoczekiwanych zwrotów akcji. Najpierw Senat, w którym zasiada także Adam Bodnar, zaproponował poprawkę, która umożliwiała kandydowanie do składu KRS tzw. neosędziom (żeby zyskać przychylność prezydenta dla ustawy), a następnie Sejm rozpatrujący potem tę poprawkę odrzucił ją z inicjatywy samego Bodnara.
Minister tak wówczas tłumaczył tę zmianę zdania: - Prezydent powiedział, że niezależnie od tej poprawki, i tak ustawę zawetuje, ponieważ nie zgadza się na skrócenie funkcjonowania tego organu, który się teraz mieni Krajową Radą Sądownictwa. Myślę, że to jest okoliczność, którą trzeba brać pod uwagę - zaznaczył.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl