23 kwietnia premier Mateusz Morawiecki zainaugurował akcję billboardową pod hasłem "Stop Russia now!". Przemawiając przed Stadionem Narodowym w Warszawie, podkreślił, że ma ona ma budzić sumienia polityków Europy Zachodniej, "którzy zbyt szybko chcieliby wrócić w koleiny normalności w relacjach z putinowską Rosją".
Na banerach, znajdujących się na platformach i przyczepach samochodowych, fotografie wojenne z Ukrainy zostały zestawione ze zdjęciami ukazującymi zwykłe życie mieszkańców krajów Zachodu. W kolejnych dniach billboardy zaczęły pojawiać się w europejskich miastach, m.in. przed Koloseum w Rzymie czy w Berlinie.
Nowa rządowa kampania szybko obiegła media społecznościowe. Nie wszyscy jednak podzielili entuzjazm premiera. Pojawiły się też pytania o koszty zorganizowania kampanii.
Do inicjatywy polskiego rządu odniósł się m.in. były wicepremier Janusz Piechociński. "Pielęgniarko, nauczycielko, czekający w kolejce na operację, ogrywany przez inflację emerycie, rolniku i pracowniku budżetówki. Nie jesteś priorytetem, najważniejsza jest bilbordowa akcja Morawieckiego: rozpoczynamy akcję pod hasłem "Stop Russia now!". Zobacz, podziwiaj, popieraj" - napisał.
Rząd nie informuje, jakie dokładnie kwoty przeznaczył na europejską kampanię. Trochę światła na sprawę rzucił jednak w programie "Tłit" w Wirtualnej Polsce rzecznik rządu Piotr Müller. Jak zaznaczył, kampanię sfinansuje Bank Gospodarstwa Krajowego, który ma rachunki finansowe skierowane na rzecz pomocy osobom, które są poszkodowane przez konflikt zbrojny.
- Na pewno to nie jest mała kwota, bo jeśli chce się zrobić jakąkolwiek kampanię marketingową w kilkunastu krajach, to musi to kosztować — podkreślił. Zaznaczył jednocześnie, że koszty należy liczyć "w kilku milionach".
Rząd rusza z nową kampanią billboardową
To już kolejna taka rządowa akcja w ostatnim czasie. Nie wszystkie jednak okazały się sukcesem. Co więcej, niektóre promowały coś, z czego później rząd musiał się wycofywać.
Dobrym przykładem jest choćby ogólnopolska kampania promująca Polski Ład, głośny program gospodarczy Prawa i Sprawiedliwości. Problem w tym, że jego podatkową część chwilę po wejściu w życie zmian, z powodu chaosu w przepisach i zamieszania, które spowodowały, trzeba było wyrzucić do kosza i przygotować nowe rozwiązania.
Ile wydano na przygotowanie szeroko zakrojonej kampanii? Jak poinformował senator Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza, samo Ministerstwo Finansów wyłożyło ponad 10 mln zł. Zrzuciły się też Bank Gospodarstwa Krajowego, Ministerstwo Zdrowia, Ministerstwo Rolnictwa, Ministerstwo Edukacji i Nauki czy kancelaria premiera. Serwis "Konkret24" wyliczył, że łącznie na promowanie Polskiego Ładu wydano ponad 30 mln zł.
770 mld zł z Unii dla Polski
Kolejny przykład to kampania promująca miliardy złotych, które mają popłynąć do polskiego budżetu z UE. W maju ubiegłego roku w całej Polsce pojawiły się wielkie billboardy promujące fundusze wynegocjowane w Brukseli. Rząd chwalił się na nich, że Polska będzie mogła liczyć w najbliższych latach na 770 mld zł. Chodzi o pieniądze z unijnego wieloletniego budżetu i Funduszu Odbudowy, choć ta informacja na plakatach nie została wyraźnie ujęta. Dodatkowo w mediach przeprowadzona została specjalna kampania informacyjna.
Problem polega na tym, że rząd już w maju ubiegłego roku chwalił się pieniędzmi, których nie dostał do dzisiaj. I nie wiadomo, kiedy one do Polski w ogóle dotrą. W kwestii odblokowania środków z Funduszu Odbudowy problem stanowi cały czas Izba Dyscyplinarna. Komisja Europejska nie pozwoli bowiem na uruchomienie środków, zanim sporna z punktu widzenia praworządności izba nie zostanie zlikwidowana. Jeśli chodzi natomiast o środki z wieloletniego budżetu, to tu ciągle toczą się negocjacje ws. Umowy Partnerstwa, czyli dokumentu określającego, w co Polska zainwestuje unijne fundusze.
Również na tę kampanię rząd wydał sporo pieniędzy. Z informacji przekazanych przez resort rozwoju, kancelarię premiera i ministerstwo funduszy wynika, że nakłady wyniosły ponad 10 mln zł. Bank Gospodarstwa Krajowego przeznaczył ponad 2,5 mln zł, KPRM - 6,5 mln zł, a resort funduszu - ok. 1,2 mln zł.
"W propagandę - potrafią, pozyskać - niestety nie" - skomentowała w mediach społecznościowych posłanka Joanna Mucha (Polska 2050).
Drogi prąd to wina Unii?
Szerokim echem odbiła się też ostatnio zmanipulowana i antyunijna — jak zwracano uwagę — kampania ws. cen prądu. Na plakatach Polacy byli informowani, że za 60 proc. średniej ceny prądu w Polsce odpowiadają koszty uprawnień do emisji CO2 wynikające z polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Polityka klimatyczna UE skutkuje drogą energią i wysokimi cenami — wynikało z plakatów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Eksperci od razu zwrócili uwagę, że na billboardach informuje się o "kosztach produkcji energii", a to nie jest równoznaczne z tym, co ostatecznie Polacy widzą na rachunkach. Osoba niezorientowana w temacie mogła więc łatwo dojść do wniosku, że opłata klimatyczna odpowiada za 60 proc. naszych wyższych rachunków. A prawda jest zupełnie inna, o czym pisaliśmy w money.pl.
Ta kampania nie była stricte rządowa, ale za inicjatywą stały spółki kontrolowane przez rząd: Tauron Wytwarzanie, Enea Wytwarzanie, Enea Połaniec, PGE GiEK oraz PGNiG Termika.
Politycy w swoich wypowiedziach powtarzali jednak informację z plakatów. - W cenie energii elektrycznej co najmniej połowa to koszty polityki klimatycznej Unii Europejskiej — mówił premier Mateusz Morawiecki. W taki sposób wypowiadał się też minister aktywów państwowych Jacek Sasin. - Dziś ponad 60 proc. rachunku, który każda polska rodzina płaci za prąd, to są opłaty unijne m.in. za emisje CO2 - zaznaczył.
Jak poinformowała Wirtualna Polska, na kampanię wydano ponad 12 mln zł. 1,5 mln zł zapłaciła Enea Połaniec, tyle samo miała dorzucić Enea Wytwarzanie, po 3 miliony miały dać PGE GiEK, Tauron Wytwarzanie i Energa, a PGNiG Termika miała wpłacić 400 tys.
Kampanie informacyjne rządu
Łatwo policzyć, że na kampanie dot. prądu, unijnych funduszy i Polskiego Ładu wydano ponad 50 mln zł. A to nie koniec, bo w międzyczasie rząd promował również tarczę antyinflacyjną, akcję szczepień czy profilaktykę antycovidową.
W sumie, jak wyliczył "Konkret24", na promocję działań rządu w ostatnich dwóch latach wydano ponad 172 mln zł.
Mateusz Gąsiorowski, dziennikarz money.pl