Podczas konwencji programowej PiS prezes Jarosław Kaczyński wśród obietnic wyborczych wymienił zniesienie opłat dla samochodów osobowych i motocykli na państwowych autostradach, a w przyszłości także na prywatnych. Na konkrety nie trzeba było długo czekać, bo już w ubiegły piątek projekt ustawy w tej sprawie trafił do Sejmu. Zgodnie z nim opłaty na odcinkach Konin–Stryków (A2) oraz Wrocław–Sośnica (A4) znikną od 1 lipca.
Po tej zapowiedzi pojawiły się nieprawdziwe informacje, że działanie to jest sprzeczne z zapisami Krajowego Planu Odbudowy i stanowi kolejny problem w dążeniu do odblokowania unijnych pieniędzy.
Przypomnijmy, że choć minęły dwa lata od przyjęcia KPO przez polski rząd i rok od zaakceptowania go przez KE, to do dzisiaj do Polski nie popłynęły jeszcze żadne fundusze. Powodem jest niewywiązanie się z kamieni milowych dotyczących sądownictwa (sprawa utknęła w Trybunale Konstytucyjnym).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak poinformowało nas Ministerstwo Infrastruktury, planowane przez polski rząd zaniechanie poboru opłat za przejazd autostradami dotyczy samochodów osobowych, podczas gdy jeden z kamieni milowych KPO dotyczy opłat od pojazdów powyżej 3,5 t. Dokładny zapis kamienia milowego brzmi:
"Podjęto decyzję o realizacji założeń zakładających automatyczne obejmowanie obowiązkiem uiszczania opłat od pojazdów ciężkich na wysokoprzepustowych drogach po oddaniu ich do użytkowania. Po wprowadzeniu ww. zmian w pierwszym etapie poborem opłat zostanie objęte dodatkowe 1400 km dróg krajowych, w szczególności autostrad i dróg ekspresowych, tj. w terminie do 31 marca 2023 r. W dalszej kolejności ww. system poboru opłat będzie mógł być rozszerzany o kolejne nowe drogi, których budowa planowana jest w kolejnych latach".
Jak przekazał nam Szymon Huptyś, rzecznik prasowy MI, w dokumencie w ogóle nie porusza się kwestii odpłatności za przejazd samochodami osobowymi, ponieważ nie był to przedmiot ustaleń między rządem a Unią.
W związku z tym nieprawdziwa jest teza, jakoby 'rząd obiecał Unii' inne działania wobec odpłatności za przejazd samochodów osobowych autostradami, niż podejmuje obecnie - podkreślił.
Darmowe autostrady nie dla każdego
Jest jednak inny problem. Polega na tym, że kamienia milowego dotyczącego opłat dla ciężarówek rząd nie zrealizował. W efekcie, gdyby - teoretycznie - Polska złożyła wniosek o płatność z Funduszu Odbudowy, w którym weryfikowany byłby wspomniany warunek, to Komisja Europejska mogłaby nie zgodzić się na wypłacenie pieniędzy. Rząd chce odsunąć obiecaną Brukseli reformę w czasie i pracuje nad zmianą zapisów w Krajowym Planie Odbudowy.
Rewizja KPO jest obowiązkowa dla wszystkich państw, ponieważ dokument musi uwzględnić nowy unijny instrument, RePowerEU, wprowadzony po inwazji Rosji na Ukrainę i mający uniezależnić Europę od importu paliw kopalnych. Na działania związane z realizacją REPowerEU Unia przeznaczy dodatkowo ok. 20 mld euro w ramach bezzwrotnych dotacji, z czego do Polski ma trafić 2,76 mld euro (najwięcej w UE ex aequo z Włochami).
W ramach rewizji rząd chce m.in. przesunąć termin ustanowienia obszaru poboru opłat na nowych drogach z I kw. 2023 r. na II kw. 2024 r. To nie koniec. Jak powiedział w rozmowie z money.pl Krzysztof Kosiński, prezydent Ciechanowa i członek Komitetu Monitorującego KPO, rząd chce też zrezygnować ze stworzenia jednolitego systemu biletowego dla wszystkich przewoźników kolejowych.
Planowano również, że do połowy 2026 r. wszystkie gminy w Polsce opracują ogólne plany zagospodarowania przestrzennego, co miało przeciwdziałać patodeweloperce. Teraz rząd chce to zmienić i - zgodnie z propozycją - takie plany będzie musiało opracować 50 proc. gmin - dodaje samorządowiec.
Dodatkowo rząd zaproponował rezygnację z objęcia obowiązkowymi składkami na ubezpieczenie społeczne wszystkich umów cywilnoprawnych i oskładkowanie tylko umów zlecenia. Łącznie rewizją zostało objętych 13 reform i 36 kamieni milowych.
Szykuje się kolejny spór z Brukselą
Co bardzo istotne, na wszystkie te zmiany zgodzić się musi Komisja Europejska, podobnie jak w pierwszej wersji KPO. I już widać, że mogą być problemy. Jak dowiedział się money.pl, Komisja Europejska jest nieprzychylna planowi dotyczącemu wspomnianych autostrad.
Osoba zaznajomiona ze sprawą powiedziała nam, że przedstawiony przez rząd argument, zgodnie z którym odsunięcie zmian w czasie jest konieczne z uwagi na konsekwencje wojny w Ukrainie, jest niewystarczający.
KE oczekuje dodatkowych wyjaśnień w tej sprawie i mocniejszego uargumentowania decyzji - usłyszeliśmy.
Przypomnijmy, że wprowadzony do KPO zapis jest odpowiedzią na wyrażaną przez Unię Europejską potrzebę zwiększenia atrakcyjności transportu kolejowego. To z kolei ma ograniczyć negatywny wpływ transportu drogowego na środowisko poprzez m.in. redukcję emisji CO2.
Według naszego rozmówcy można mieć wrażenie, że zaproponowane przez Warszawę zmiany nie są podyktowane sytuacją geopolityczną, tylko kalendarzem wyborczym, bo pod koniec roku w Polsce mają odbyć się wybory parlamentarne.
Przyjęcie nowych opłat na autostradach, nawet jeśli chodziłoby jedynie o samochody ciężarowe, mogłoby bowiem zostać źle przyjęte przez wyborców.
Zapytany o sprawę Szymon Huptyś potwierdził, że propozycja rządu jest motywowana obecną sytuacją gospodarczą i geopolityczną.
- Tam, gdzie to możliwe, rząd chce ograniczać obciążenia dla polskich przedsiębiorców. Obecna presja inflacyjna i wzrost wartości niektórych towarów wynikają głównie z zawirowań na rynku spowodowanych pandemią oraz wojną na Ukrainie. Dotyczy to szczególnie ważnych dla sektora transportu kosztów prowadzenia działalności, na które składają się ceny paliw, koszty wynagrodzeń czy opłaty drogowe. W efekcie zaplanowano odłożenie na przyszły rok procesu rozszerzenia systemu poboru opłat od pojazdów ciężkich - poinformował.
Dodał, że rządowa propozycja wraz z uzasadnieniem została przekazana Komisji Europejskiej. Najbliższe rozmowy z przedstawicielami KE w tej sprawie odbędą się w poniedziałek 22 maja.
Polska może stracić kolejną zaliczkę
W sprawie rewizji KPO rząd musi dogadać się z Komisją do końca roku. Dlaczego to takie ważne? W ramach RePowerEU można bowiem liczyć na zaliczkę, podobnie jak to było w przypadku pierwszej wersji KPO. Warunkiem wypłaty jest jednak dopełnienie wszystkich formalności do 31 grudnia 2023 r. Niepowodzenie w negocjacjach może się skończyć tym samym, co wydarzyło się w 2021 r., gdy KE nie zaakceptowała na czas naszego KPO i Polska straciła możliwość skorzystania z 13-proc. bezwarunkowej zaliczki (4,7 mld euro).
O jakie pieniądze tym razem chodzi? Z unijnego rozporządzenia wynika, że państwa członkowskie mogą dostać 20 proc. całej kwoty. Jeśli więc Polska w ramach RePowerEU może liczyć na 2,76 mld euro, to zaliczka wynosi w naszym przypadku ok. 550 mln euro, czyli 2,5 mld zł. Jej pierwsza część mogłyby przyjść na początku 2024 r., a kolejna - jesienią.
Dodatkowe pieniądze Polska ma zamiar przeznaczyć m.in. na rozwój sieci przesyłowych, rozwój inteligentnych sieci energetycznych, wsparcie dla instalacji OZE realizowanych przez społeczności energetyczne, a także zwiększenie budżetu na budowę morskich farm wiatrowych.
Aby zapewnić szybkie wdrożenie środków REPowerEU, Komisja Europejska zachęcała państwa członkowskie do jak najszybszego przedłożenia zmienionych planów, najlepiej do końca kwietnia 2023 r.
Polska tymczasem pod koniec kwietnia rozpoczęła dopiero konsultacje dotyczące rewizji KPO. Jak powiedziała nam osoba zaznajomiona ze sprawą, aby ze spokojem myśleć o pozytywnym zakończeniu sprawy, dokument powinien być przedłożony w Brukseli już w połowie roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czas nie jest również naszym sprzymierzeńcem w innej kwestii. Przypomnijmy, że reformy i inwestycje zapisane w KPO muszą zostać zrealizowane do 30 czerwca 2026 r. Ostatni wniosek o płatność powinien być natomiast złożony nie później niż do końca sierpnia 2026 r. Czasu na przeprowadzenie inwestycji jest więc coraz mniej.
- Dla przedsięwzięć, w których trzeba przygotować skomplikowane dokumentacje i uzyskać pozwolenia okres trzech lat jest daleko niewystarczający. My takie poważne projekty już powinniśmy zaczynać, ale cały czas nie ma środków. W efekcie zostajemy w tyle za naszymi partnerami z Zachodu, którzy już realizują inwestycje mające przeciwdziałać zmianom klimatu i odpowiadać na kryzys energetyczny - powiedział w rozmowie z money pl. prezydent Ciechanowa Krzysztof Kosiński.
Mateusz Gąsiorowski, redaktor prowadzący money.pl