19 lat temu, 1 maja 2004 r., Polska, wraz z Węgrami, Słowacją, Słowenią, Czechami, Estonią, Litwą, Łotwą, Cyprem i Maltą, wstąpiła do Unii Europejskiej. Było to największe w historii rozszerzenie wspólnoty. Państwa Europy Środkowo-Wschodniej traktowały integrację europejską jako ostateczne przełamanie istniejącego w latach 1945-89 dwubiegunowego podziału Starego Kontynentu.
- Powiedzenie "tak" dla UE oznacza bezpieczeństwo dla Polski. Możemy od dzisiaj wierzyć, że nasze marzenia będą spełnione - mówił podczas podpisania traktatu akcesyjnego (16 kwietnia 2003 r.) prezydent Aleksander Kwaśniewski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co Polska dostała od Unii Europejskiej
Wejście Polski do Unii Europejskiej pozwoliło na wykonanie cywilizacyjnego kroku. Duże znaczenie miały fundusze pozyskiwane z Brukseli. Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów, od 1 maja 2004 r. do końca marca 2023 r. do Polski trafiło ponad 235 mld euro. W ramach Polityki Spójności dostaliśmy 153 mld euro. Ogromne pieniądze pozyskaliśmy również na rozwój rolnictwa - 74 mld euro. W tym czasie Polska wpłaciła do wspólnego unijnego budżetu ponad 78 mld euro. Bilans? W czasie 19 lat członkostwa w UE Polska otrzymała ponad 157 mld euro, czyli ponad 700 mld zł.
Pieniędzy byłoby więcej, gdyby nie spór o praworządność i kopalnię w Turowie. Polska, nie wykonując postanowień unijnych instytucji, naraziła się na naliczanie dotkliwych kar. Obecnie na liczniku jest ok. 600 mln euro, czyli 2,7 mld zł.
Na ogromne pieniądze, 76 mld euro, Polska może liczyć również w ramach nowego unijnego budżetu. Jest jednak jeden problem, bo nie spełniamy kilku wymogów, których realizacja jest podstawowym warunkiem przekazania płatności.
Komisarz ds. spójności i reform Elisa Ferreira podkreśliła, że warunkiem wypłaty pieniędzy z nowego budżetu UE jest zagwarantowanie przestrzegania zapisów Karty Praw Podstawowych, w tym tych dotyczących niezależności sądownictwa.
- UE musi mieć pewność, że sądy, które w przyszłości mogą rozstrzygać spory między beneficjantami a rządem, są niezależne od władz centralnych. To najważniejszy obecnie warunek do spełnienia - powiedziała.
Zdaniem naszego rządu środki z polityki spójności nie są zagrożone i cały czas trwa dialog z Komisją Europejską. O skuteczności tych rozmów przekonamy się pod koniec roku, gdy wyślemy do Brukseli pierwsze faktury. Jeśli unijni urzędnicy uznają, że cały czas nie spełniamy warunków, zablokują przelewy, a zobowiązania wobec beneficjentów Polska będzie musiała pokryć z własnej kieszeni.
Pod wielkim znakiem zapytania stoją również pieniądze z Funduszu Odbudowy (23,9 mld euro dotacji i 11,5 mld euro pożyczek). Choć polski KPO został zaakceptowany, to cały czas nie spełniamy warunków koniecznych do uruchomienia przelewów. Problem powinna rozwiązać nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym. Prezydent jednak skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego, który 30 maja ma ocenić zgodność zapisów z ustawą zasadniczą. Jeśli ustawa trafi do kosza, wizja napływu kolejnych unijnych miliardów znacząco się oddali.
Wspólny unijny rynek
Jak zauważył Konrad Szymański, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w dłuższej, ale już widocznej perspektywie, Polska stanie się płatnikiem netto do budżetu UE. "Dlatego już dziś trzeba mówić o znacznie większych i trwałych korzyściach wynikających z integracji handlowej w ramach UE. Inaczej grozi nam wejście "w buty" budżetowego populizmu wstrząsającego politycznie najbardziej rozwiniętymi państwami UE od co najmniej 2008 r. Pozycja netto w unijnym budżecie nie jest kluczem do zrozumienia sensu członkostwa w UE. Jest nim udana integracja handlowa i konkurencyjność gospodarki na wspólnym rynku UE" - zaznaczył.
Unia to bowiem nie tylko fundusze, a największe korzyści płyną z uczestnictwa we wspólnym rynku. Polska ma obecnie o ok. 31 proc. wyższe PKB per capita według parytetu siły nabywczej, niż miałaby, gdyby nie weszła do Unii Europejskiej. Bez uczestnictwa we wspólnym, unijnym rynku, polski produkt krajowy brutto byłoby w 2021 r. na poziomie z 2014 r.
W 2021 r. PKB na mieszkańca Polski według parytetu siły nabywczej stanowił 78 proc. średniej unijnej, wobec 40 proc. w 1990 r. i 50 proc. w 2004 r. Jak wskazuje PIE, wspólny rynek zapewnił Polsce znaczące przyśpieszenie wzrostu gospodarczego, podobnie jak w przypadku pozostałych państw UE.
Istotną korzyścią wynikającą z udziału w rynku europejskim jest wzrost liczby nowych miejsc pracy. W 2018 r. dzięki zapotrzebowaniu państw UE na nasze produkty i usługi w Polsce istniało ich 3,32 mln. W porównaniu z 2004 r. liczba pracujących, których miejsca pracy zależą od popytu państw UE, zwiększyła się o 1,26 mln.
Działający od 30 lat wspólny rynek to więc największy skarb UE. - Fundusze europejskie, wbrew obiegowej opinii, pełnią jedynie funkcję pomocniczą. Efekty udziału w jednolitym rynku są co najmniej trzykrotnie większe – podkreślił prof. Witold M. Orłowski.
Ostatnio projekt otrzymał jednak potężny cios. Polska, nie mogąc poradzić sobie z napływem ukraińskiego zboża, uznała, że nie będzie przestrzegać unijnego prawa - zgodnie z którym, to UE ma wyłączne prawo prowadzenia polityki handlowej względem państw trzecich - i postanowiła, że zamknie swoją granicę dla żywności z Ukrainy. Stworzyła w tej sposób groźny precedens, który może zachęcić innych członków Unii Europejskiej do wybiórczego stosowania wspólnotowego prawa (WIĘCEJ NA TEN TEMAT PISALIŚMY TUTAJ).
Komisja Europejska, świadoma niebezpieczeństwa, z którym ma do czynienia, wezwała więc do negocjacji i wypracowania wspólnego podejścia. W efekcie udało się osiągnąć porozumienie, w wyniku którego Bułgaria, Węgry, Polska, Rumunia i Słowacja zobowiązały się wycofać z podejmowania niezgodnych z unijnym prawem decyzji.
Przyszłość Unii Europejskiej
Faktem jest, że Unia Europejska przez ostatnie 19 lat bardzo się zmieniła. Duże zmiany przyniósł m.in. Traktat Lizboński, który zwiększył uprawnienia unijnych instytucji. Kolejnym ważnym krokiem było stworzenie Funduszu Odbudowy (w reakcji na pandemię) i zaciągnięcie przez Unię kredytu, aby sfinansować nowy instrument.
Decyzja ta, choć według deklaracji jednorazowa, szybko zaczęła być nazywana "momentem hamiltonowskim" Europy. Chodzi o nawiązanie do Alexandra Hamiltona, jednego z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych i pierwszego w historii sekretarza skarbu. Właśnie Hamilton ponad 200 lat temu zaproponował uwspólnotowienie długów poszczególnych amerykańskich stanów, co wzmocniło pozycję rządu federalnego (m.in. poprzez możliwość nakładania podatków) i przyspieszyło zjednoczenie stanów w jedno państwo.
Wszystko wskazuje na to, że przed nami są kolejne zmiany. Od dłuższego czasu trwa bowiem debata na temat reformy Unii. Przeważają w niej głosy wzywające raczej do ściślejszej integracji, choćby poprzez rezygnację z zasady jednomyślności w głosowaniach dotyczących kluczowych kwestii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Uważam, że część unijnych państw - obserwując, że podejmowanie decyzji w ramach wspólnoty staje się coraz trudniejsze, a niektórzy członkowie zwyczajnie nie szanują prawa - w pewnym momencie uzna, że chce się bardziej integrować w węższym gronie. Po prostu powiedzą: "Nie chcecie z nami współpracować? To zostańcie, a my jedziemy dalej" - powiedział w rozmowie z money.pl prof. Artur Nowak-Far, specjalista ds. prawa europejskiego.
- To doprowadzi do tego, że Unia się lekko zwinie i powstanie swego rodzaju gremium "pierwszego członkostwa", z państwami chcącymi głębszej integracji. Pozostałe zostaną na dalszej orbicie - podkreślił.
Zastrzegł jednocześnie, że Unia "nie potrzebuje hamulcowego, którym ewidentnie jesteśmy". - W efekcie pozostaniemy w Unii, ale trafimy na jej peryferia. Kluczowe decyzje z punktu widzenia Europy będą podejmowane gdzie indziej - dodał.
Mateusz Gąsiorowski, redaktor prowadzący money.pl