Jak pisze "Rzeczpospolita", zakłady wzajemne w ostatnim roku bardzo mocno zyskały. Przychody firm z tej branży sięgnęły już 6,7 mld zł - wynika z szacunków stowarzyszenia Graj Legalnie.
Choć całej branży hazardowej wciąż daleko do 20 mld zł, które była w stanie osiągnąć nad Wisłą w 2009 roku, to odbicie jest widoczne od kilku lat.
W dużej mierze jest to zasługa liberalizacji ustawy hazardowej, która pozwala firmom bukmacherskim na reklamę. Przynajmniej tym zarejestrowanym w Polsce.
Obejrzyj: Podatek handlowy? Nie łudźmy się: będzie drożej
Tu liderem jest STS, który obsługuje ponad 40 proc. rynku. Niewiele mniejszy udział ma Fortuna. Kolejne firmy to już znacznie mniejsi gracze. Na trzecim miejscu znajduje się ForBet z 6 proc. bukmacherskiego tortu.
Jednocześnie wciąż bardzo wiele osób korzysta z usług nielegalnych operatorów. Tu obroty wzrosły nawet o 60 proc.
A szara strefa to również efekt dziurawego prawa. Po nowelizacji ustawy hazardowej i wprowadzeniu rejestru domen zakazanych założenie było proste: nie jesteś zarejestrowany w Polsce, nie możesz tu działać.
Tyle teoria. Tacy operatorzy (a konkretnie adres ich strony internetowej) co prawda trafiali na czarną listę resortu finansów, ale za chwilę pojawia się nowy adres. Wystarczy dodać jedną cyfrę i system łatwo oszukać. Niektórzy operatorzy rejestrują po kilkadziesiąt domen i wciąż oferują Polakom swoje usługi.
A ci korzystają z nich coraz chętniej, szczególnie w internecie. Również za sprawą rozwoju samych firm hazardowych.
Dziś można w nich postawić pieniądze nie tylko na wynik meczu ulubionej drużyny, ale również wytypować wiele innych zdarzeń. Wśród nich są m.in. imię dziecka Małgorzaty Rozenek-Majdan i Radosława Majdana, liczba wykolejeń tramwajów we Wrocławiu czy zwycięzca wyborów prezydenckich.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl