Komisja Gospodarki i Rozwoju odrzuciła w poniedziałek rządowy projekt ws. handlu w Wigilię. Poparcie zyskał za to projekt Trzeciej Drogi. Zaproponowano w nim, że jeżeli niedziela poprzedzająca pierwszy dzień Bożego Narodzenia przypada na 24 grudnia, to zakaz handlu nie będzie obowiązywał "w dwie kolejne niedziele poprzedzające niedzielę 24 grudnia".
W przypadku wejścia w życie rozwiązania, w Wigilię obowiązywałby zakaz handlu, a sklepy mogłyby być otwarte 10 i 17 grudnia. Jak reagują na te ustalenia przedstawiciele organizacji skupiających pracowników?
"Solidarność" chce dnia wolnego
Alfred Bujara, szef handlowej "Solidarności", w rozmowie z money.pl nie kryje rozczarowania decyzją komisji.
W Wigilię trzeba dać kobietom wolne, a nie proponować za to całodzienną pracę 10 grudnia, tak jak przegłosowała komisja. Takiego rozwiązania domagają się korporacje międzynarodowe, który chciałyby handlować od rana do nocy, a nawet nocą. My musimy pamiętać o brakach kadrowych, przemęczeniu, przeciążeniu. Szczególnie w okresie świąt - mówi.
Dodaje, że odpowiednie regulacje w tej kwestii powinny być przyjęte wcześniej. - Przepisy dotyczące tego, czy 24 grudnia będzie dniem roboczym, są ustalane dosłownie na ostatnią chwilę. Najłatwiej byłoby wprowadzić zmianę, którą "Solidarność" proponowała już kilka miesięcy temu. Wigilia powinna być dniem wolnym. Jeśli Sejm przyjmie przepisy poparte na Komisji, pojawi się konieczność pilnej zmiany grafików w wielu sklepach - stwiedza.
Wyjaśnia, że prace w marketach i magazynach trzeba zaplanować z odpowiednim wyprzedzeniem.
Nasuwa się jedno pytanie. Kogo parlament w obecnej konfiguracji chce reprezentować? Być może będzie się chciał przypodobać sieciom, dla których okres przedświąteczny to żniwa. Okres wzmożonej pracy dla pracowników to czas zwiększonych zysków, głównie zagranicznych firm - twierdzi związkowiec.
"Pracownicy są przemęczeni"
Bujara ocenia, że wśród pracowników panuje atmosfera rezygnacji. - Kobiety, bo to one głównie pracują w handlu, są przeciążone. To się powtarza co roku. Przychodzą święta, wszyscy się cieszą magiczną atmosferą. A tym kobietom, które pracują w marketach, już się nic nie chce. Marzą tylko o jednym: żeby odpocząć - podkreśla.
Te kobiety nie mają na nic sił, mają ręce wyciągnięte do kolan od ton towarów, które muszą przerzucić. To, co dzieje się w polskich sieciach, na Zachodzie jest nie do pomyślenia. To tylko w Polsce galerie pracują do godz. 23, a niektóre sklepy całą noc - podsumowuje.
Związkowcy z Biedronki źli na rząd
Z tempa prac nad przepisami nie jest też zadowolony szef NSZZP "Biedronka" Jarosław Lewiński.
Myślę, że możemy mieć uzasadnione pretensje do rządu, który nie przyjął odpowiednich regulacji. Zresztą, kto z tego rządu przejmuje się pracownikami handlu. Nie sądzę, by stawiał pracowników jako dobro nadrzędne. Wydaje mi się, że rząd przejmował się tylko wybranymi grupami pracowników jak górnikami, rolnikami, a pracownicy handlu zawsze byli na końcu. Jeśli w mediach nie pojawiają się tematy związane z pracownikami handlu, to nimi nikt się nie interesuje. I to widać po tej odłożonej na ostatnią chwilę decyzji. Nikt się po prostu z nami nie liczy - uważa.
Jak zaznacza, poniedziałkowa decyzja sejmowej komisji o niczym nie przesądza, ponieważ jesteśmy dopiero na początku drogi legislacyjnej. - Ze strony naszego pracodawcy nie ma jeszcze żadnej informacji. Pracownicy nie wiedzą, czy 24 grudnia pójdą do pracy. Nie da się ukryć, że ta niepewność nie budzi pozytywnych emocji. Nie ma co ukrywać, że każdy chciałby mieć w Wigilię wolne, to jest specjalne rodzinne święto i nie ma chętnych, by tego dnia pracować - ocenia.
Wyjaśnia, że sprawa ma też inne konsekwencje. - Trzeba zdecydować, kiedy oddać pracownikom ewentualny dzień wolny. A trzeba to zrobić w obecnym kwartale, który kończy się z końcem grudnia. Nie da się oddać tego dnia w styczniu, a w grudniu liczba dni wolnych jest wyjątkowo długa. To dodatkowy kłopot i dla pracowników, i dla kierowników. Dziś nie mają pojęcia, jak planować - twierdzi.
Zapowiedź liberalizacji zakazu handlu?
Przypomnijmy, że w czasie kampanii wyborczej Trzecia Droga obiecywała częściowe zniesienie zakazu handlu w niedzielę.
Jeśli chodzi o zmiany w zakazie handlu, który może wprowadzić przyszły rząd, mamy też jasne stanowisko. Należy bowiem założyć, że niedziele handlowe przynajmniej częściowo wrócą. Powinny być w odpowiedni sposób wynagrodzone. Taką przyzwoitą byłoby 200 proc. wynagrodzenia brutto. Powinna być też możliwość wyboru dnia wolnego - niektórzy pracownicy to postulują, by móc np. załatwić swoje sprawy - mówi nam Jarosław Lewiński.
Pracownicy podzieleni
Z rozmów z pracownikami sieci handlowych wynika, że są oni podzieleni co do tego, czy zakaz handlu powinien być utrzymany w obecnym kształcie.
- Pierwszym pytaniem, jakie zadałam w pracy po wyborach, było to, czy Wigilia będzie dniem roboczym. Tygodnie mijają, a ja nie mam odpowiedzi - podkreśla w rozmowie z money.pl pracownica jednej z zagranicznych sieci handlowych.
Jak mnie pan spyta, czy jestem wściekła, to odpowiem: tak, jestem wściekła. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że za pracę w niedzielę nie dostajemy dodatkowych wynagrodzeń. Brak możliwości odpoczynku w weekend ma nam wynagrodzić dodatkowy dzień wolny w tygodniu. Są tacy, którzy sobie takie rozwiązanie chwalą. Ja nie - stwierdziła.
O stosunek do zakazu handlu pytaliśmy pracowników sieci również w październiku. - Powiem szczerze, że mam dość. Pracujemy ponadprogramowo, brakuje rąk do pracy, bo nikt nie chce tak harować. W efekcie kasjer to również magazynier, pracownik fizyczny, sprzątaczka. Chciałabym mieć wolne chociaż w niedzielę - żaliła się jedna z pracownic sieci handlowych.
- Jeśli stawka za pracę w niedzielę będzie wyższa, z miłą chęcią się zgłoszę. Za te same pieniądze nie podejmę się pracy - mówił z kolei pracownik sieci drogerii. - Dla mnie to bez różnicy. Pracuję w handlu od wielu lat i jestem przyzwyczajona do pracy w weekendy - powiedziała natomiast pracownica sieci dyskontów.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl