O jej wydanie wniósł mężczyzna, który zajmuje się doradztwem gospodarczym. Przygotował umowę dla firmy, z którą chciałby współpracować. Określił w niej godziny, w których firma może oczekiwać od niego dyspozycyjności, zawarł postanowienie o zwrocie wydatków poniesionych w trakcie współpracy, np. służbowych podróży, telefonu czy samochodu oraz o przysługujących mu dniach wolnych – czytamy w "Rzeczpospolitej".
Brzmi jak umowa o pracę? Tak, ale organu skarbowe nie widzą w tym problemu. Fiskus uznał, że doradca może rozliczać się tak jak przedsiębiorca i płacić liniowy PIT (interpretacja nr 0114-KDIP3-1.4011.239. 2019.2.MJ).
Skarbówkę przekonało to, że doradca ponosi ryzyko gospodarcze. Argumentował bowiem, że działając po godzinach, nie dostanie dodatkowego wynagrodzenia, a poza tym sam odpowiada za jego rozliczenie.
– Ustawa o PIT wymienia warunki przesądzające o tym, czy dana osoba prowadzi działalność gospodarczą, czy też nie. Na ich podstawie fiskus ocenia, kto faktycznie jest przedsiębiorcą – komentuje Szymon Krawczyk, doradca podatkowy.
Samozatrudnienie kusi przede wszystkim korzyściami podatkowymi. Szymon Krawczyk wyjaśnia na łamach "Rz", że Lepiej zarabiający (mający przynajmniej 100 tys. zł dochodu rocznie) płacą 19-proc. liniowy podatek zamiast 32- proc. na skali.
- Działalność gospodarcza to także możliwość odliczenia wielu związanych z nią wydatków: na telefon, siedzibę w mieszkaniu, samochód czy komputer. Dzięki temu mamy niższy dochód i w efekcie odprowadzamy mniejszą daninę – dodaje.
A w myśl przywołanej interpretacji, nie ma sprzeczności między łączeniem przywilejów podatkowych i tych, które kojarzone są z pracą na etacie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl