Kilka zdań wiceministra finansów, do tego komentarz dyrektora z resortu i wybuchło prawdziwe zamieszanie. Przedsiębiorcy przerazili się wizją kontroli fiskusa i wyższymi podatkami. Skarbówka miałaby sprawdzać, czy są prawdziwymi przedsiębiorcami, czy zmuszonymi do samozatrudnienia pracownikami.
Ministerstwo Finansów podkreśla, że pomysłu nie ma i nie było. Mówienie o teście przedsiębiorcy to luźna dyskusja, a nie zapowiedź regulacji.
Skąd problem?
Nie inwestują, bo w sumie nie mają ani za co, ani w co. Nie biorą kredytów na firmę, bo nie są im potrzebne. Nie będą nikogo zatrudniać. Nie są pracownikami, a pracują jak oni. To przedsiębiorcy z przymusu. Tacy na niby. To układ, który często pasuje dwóm stronom: pracodawcy i "prawie" jednoosobowej firmie.
W wielu wypadkach układ B2B (czyli business-to-business, transakcje pomiędzy dwoma podmiotami) pozwala sporo zaoszczędzić na podatkach. Zwłaszcza gdy zarabia się dużo - jak na przykład w segmencie IT. Zamiast 32 proc. podatku, który dotknąłby pracownika na umowie o pracę, przedsiębiorca może płacić podatek liniowy w wysokości 19 proc. Różnica? Całkiem spora.
- Jednym z problemów polskiego systemu jest opodatkowanie jednoosobowych firm - mówił kilka dni temu podczas warsztatów podatkowych na Uczelni Łazarskiego wiceminister finansów Filip Świtała.
- Tacy przedsiębiorcy często mają zakaz pracy na rzecz innych firm. Nie znam prawdziwych przedsiębiorców, którzy godziliby się na zakaz konkurencji - mówi Świtała. Dodawał, że taki model jest nieuczciwy wobec osób, które płacą podatki od umowy o pracę.
- Pracujemy nad testem przedsiębiorcy, który miałby określić, kto jest prawdziwym przedsiębiorcą, a kto nim nie jest - dorzucił jeden z dyrektorów resortu w rozmowie z dziennikiem "Rzeczpospolita".
I się zaczęło. Z jednej strony panika, z drugiej oskarżenia o siłowe szukanie dodatkowych wpływów do budżetu. O pomyśle sceptycznie wypowiadała się nawet Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii. A resort finansów w pośpiechu wyjaśnia, że nic się nie zmienia.
- Ta kwestia jest dyskutowana podczas standardowych analiz związanych z systemem podatkowym - tłumaczy Paweł Jurek, rzecznik Ministerstwa Finansów. I zaraz dodaje: nie zapadły jednak decyzje o rozpoczęciu prac nad takim testem. - Nie ma też żadnego projektu ani harmonogramu działań - zapewnia.
Kombinacje już w planach
Testu przedsiębiorcy na razie nie ma i nic nie wskazuje na to, że zaraz będzie. Przedsiębiorcy jednak już swoje wiedzą i zaczynają… kombinować.
"Gdy tylko pojawiły się pierwsze informacje o takim teście, to zaczęliśmy się zastanawiać czy możemy sobie ze znajomymi nawzajem wystawiać faktury i mieć problem z głowy. To zadziała?" - taką wiadomość dostaliśmy od pana Michała za pośrednictwem formularza DziejeSię.
Tym samym potwierdzają się słowa ekspertów, którzy w pomysł nie wierzą i przewidują jego spektakularną klęskę. Właśnie przez możliwości obchodzenia przepisów.
- Wykonalność takiego przepisu jest absurdalna, rząd się ośmiesza i podważa jakiekolwiek zaufanie do instytucji państwa - przekonywał w rozmowie z money.pl Cezary Kaźmierczak, szef Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
- Znajdą się sposoby na obejście tych bzdurnych przepisów. Pojawią się trójkąty, faktury będą wystawiane dwóm osobnym firmom i sprawa się będzie kręcić - puentował Kaźmierczak.
Czy takie działanie uchroniłoby przed testem przedsiębiorcy? Odpowiedź na to pytanie jest o tyle trudna, że… nie ma testu przedsiębiorcy, nie ma przepisów, nie ma nawet projektu ani jego zarysów. Więc nie sposób ocenić, kto według skarbówki miałby być prawdziwym przedsiębiorcą, a kto nie.
Nie ma też pewności, czy fiskus nie miałby w planach kwestionowanie takich zwrotnych transakcji - od przedsiębiorcy A do B na identyczną kwotę, co z przedsiębiorcy B do A. O tym, że przedsiębiorcy będą kombinować, są przekonani nawet przedstawiciele ministerstwa finansów.
Pokazują przykład lekarza, który wystawia jednemu szpitalowi jedną fakturę miesięcznie. Ale oprócz tego przyjmuje jeszcze czterech pacjentów tygodniowo. - Po to, żeby pokazać, że prowadzi rzeczywistą działalność gospodarczą - mówił "Rzeczpospolitej" Maciej Żukowski, dyrektor Departamentu Podatków Dochodowych w resorcie finansów.
Warto przy tym dodać, że najgorszym pomysłem byłoby wystawianie fikcyjnych faktur, które nie wiązałyby się z żadną wykonaną usługą.
Powód? Kary za takie działanie są surowe. W grę wchodzi nawet pozbawienie wolność w przypadku najcięższych oszustw. Takie sankcje są przewidziane za świadome przerabianie, podrabianie, używanie sfałszowanych lub też wystawianie "pustych" faktur w celu uzyskania korzyści majątkowej. Za wystawianie pustych faktur o mniejszej wartości przestępcy będą odpowiadali przed organami podatkowymi.
Obok kary pozbawienia wolności, sąd może wymierzyć grzywnę w wysokości do 3 tys. stawek dziennych (stawka dzienna nie może być niższa od 10 złotych, ani też przekraczać 2 000 złotych). Efekt? Zamiast oszczędności, są bolesne konsekwencje.
W tej chwili jednak rozważania o obchodzeniu przepisów nie mają sensu, bo… nie ma żadnych przepisów do obchodzenia.