Od 5 grudnia 2022 roku państwa G7 plus Australia nałożyły "kaganiec cenowy" dla dostaw rosyjskiej ropy naftowej do krajów trzecich. Pułap ustalono na poziomie 60 dol. za baryłkę.
Oznacza to, że kupujący surowiec z Rosji nadal mogą płacić więcej, ale wówczas zostają pozbawieni dostępu do kluczowych usług świadczonych przez firmy z krajów sygnatariuszy, a więc przede wszystkim do ubezpieczeń tankowców.
Sankcje już w pierwszych miesiącach przyniosły efekty. Momentalnie wykruszyły się firmy transportujące rosyjski surowiec. O pozyskanie floty było coraz trudniej. Rosja musiała polegać na własnych tankowcach oraz tzw. flocie cienia. Ograniczenia spowodowały spadek rosyjskich przychodów o 30 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Brak zębów
Jednak krytyków tzw. price cup-u przybywa. Według dziennika "Washington Post", "mechanizmowi górnego pułapu cenowego brakuje zębów".
Jak wyjaśnia dziennik, armatorzy potrzebują jedynie oświadczenia właściciela ładunku, że przesyłka została zakupiona po cenie niższej od górnego limitu. Skontrolowanie tego stanu jednak nie jest łatwe i często nie jest praktykowane. I w efekcie górny limit nie jest egzekwowany.
Jak pisze Washington Post" ok. 40 proc. statków przewożących ropę z rosyjskich portów na Morzu Bałtyckim i Morzu Czarnym należało do przedsiębiorstw mających siedzibę w krajach objętych tym limitem. Duża liczba osób nadal korzysta z ubezpieczenia realizowanego przez Londyn.
Dodatkowym argumentem ma być drastyczny wzrost cen ropy na świecie. Jak piszą analitycy Pekao "Dziś ropa Brent handlowana jest po 85 dol. a rosyjski Urals po 75 dol. a cena maksymalna G7 to 60 dol. (...) Niestety presja ekonomiczna Zachodu na Rosję jest ograniczona. Piszemy to bez żadnej satysfakcji" - piszą w komentarzu na platformie X (dawniej Twitter).
Przy takich cenach konieczne byłoby podniesienie pułapu cenowego do poziomu bliższego cenom rynkowym. Jednak jak przekonuje "Washington Post", mogłoby to spowodować, że część handlu będzie się odbywało poniżej nowego limitu, ale w żaden sposób nie ograniczyłaby to dochodów Kremla.
Flota cienia zagrożeniem ekologicznym?
Amerykański dziennik wskazuje również na problem, jakim stają się wykorzystywane przez przewoźników stare tankowce. Jest ich tak dużo, że już umożliwiają transport rosyjskiego surowca, a przy tym stanowią poważne zagrożenie ekologiczne.
Dlatego też "Washington Post" stwierdza, że choć poprawa egzekwowania prawa i zakaz stosowania zardzewiałych starych statków zmniejszyłyby ryzyko wycieku ropy, to sugeruje, że wśród uczestników rynku nie ma presji, aby utrudnić przepływ rosyjskiej ropy. Biorąc pod uwagę te czynniki, dziennik sugeruje, by zrezygnować z tego obostrzenia.
Jak wielokrotnie pisaliśmy w money.pl, skuteczność wszelkich sankcji jest zależna od wielu czynników, ale jednym z ważniejszych pozostaje determinacja w ich egzekwowaniu. Kontrola łańcucha dostaw, restrykcje przy sprawdzaniu dokumentów, czy zamknięcie portów dla niespełniających norm statków - wywrą wpływ. Oczywiście sankcje muszą być dostosowywane do zmieniających się warunków rynkowych. Samo zniesienie "price cup-u", nie jest rozwiązaniem problemu, choć z pewnością jest konieczność dostrojenia narzędzi nacisku.