Z początkiem lipca weszła w życie nowelizacja ustawy o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia. Zagwarantowano w niej minimalne płace w szpitalach i przychodniach dla personelu etatowego. Nowe przepisy zagwarantowały podwyżki od 17 do 41 proc. Jak się okazuje - niestety tylko teoretycznie.
Placówki na pokrycie nowych kosztów pracowniczych otrzymują dodatkowe pieniądze z państwa. Ministerstwo Zdrowia oszacowało, że wyższe pensje pochłoną ok, 6,5 mld zł. Tymczasem, jak podano na senackiej komisji zdrowia, przekazywane środki są zbyt małe.
- Pojawił się problem, który będzie narastał i myślę, że do końca roku doprowadzi do prawdziwego dramatu w polskich szpitalach. Pytanie, czy zimą będą musiały być zamykane - alarmuje Beata Małecka-Libera, senator RP z Koalicji Obywatelskiej oraz przewodnicząca komisji zdrowia. W podobnym tonie wypowiadają się wiceprzewodniczący komisji Alicja Chybicka oraz Wojciech Konieczny.
Inflacja dotyczy także ochrony zdrowia w Polsce
- Pieniądze, które teraz wpływają do szpitali i placówek lecznictwa w Polsce, absolutnie nie wystarczają nie tylko na zaspokojenie kwestii wynagrodzeń, ale też jest ich zdecydowanie za mało środków, aby szpitale mogły funkcjonować i zapewnić wszystkie czynności, które powinny - twierdzi senator KO.
Małecka-Libera, że ok. 50 proc. placówek w Polsce odmówiła podpisania aneksu zapewniającego dodatkowe pieniądze z budżetu państwa, ponieważ - jak twierdzą - to niewystarczająca kwota. W najgorszej sytuacji mają być m.in. małe szpitale i przychodnie.
Problemy placówek, o których dowiaduje się senacka komisja to problemy, z którymi mierzy się cała Polska - inflacja, rosnące ceny energii i ogrzewania. - Mamy też świadomość, że inflacja dotknie także placówki ochrony zdrowia, a więc w górę pójdą leki, wyżywienie, sprzątanie, czyli wszystkie usługi, które w szpitalu są realizowane - mówi przewodnicząca komisji zdrowia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Widmo zamykanych szpitali i oddziałów w Polsce
Beata Małecka-Libera informuje, że w związku z rosnącymi kosztami, szpitale i placówki mogą zacząć zamykać się - ewentualnie poszczególne oddziały - już jesienią. Zła informacja dla pacjentów jest taka, że cięcia w ochronie zdrowia już się zaczęły.
"Z powodu braku wystarczającej liczby lekarzy Szpital Rejonowy w Raciborzu zamyka oddział neurologii. Dyrekcja tłumaczy, że medycy odeszli z placówki, gdy szpital w całości został przekształcony na covidowy i obecnie nie ma chętnych do podjęcia pracy" - pisał pod koniec lipca serwis rynekzdrowia.pl.
Natomiast gliwicki Szpital Miejski nr 4 złożył wniosek do wojewody śląskiego oraz do Narodowego Funduszu Zdrowia o czasowe zawieszenie dotychczasowego oddziału dziecięcego (jest tam 12 łóżek), by móc przygotować się do jego restrukturyzacji. Powody? Brak specjalistów, by obsadzić wszystkie dyżury oraz rosnące koszty.
Wysłaliśmy do Ministerstwa Zdrowia pytania ws. obecnej sytuacji w polskich placówkach medycznych.