2 mld zł spadają Prawu i Sprawiedliwości z nieba. A w zasadzie z kieszeni sieci handlowych, które od 2020 roku mogą płacić podatek od sprzedaży detalicznej. Im więcej sprzedają, tym więcej zapłacą. Sąd będący częścią Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zdecydował w czwartek nieprawomocnie, że unijna blokada nałożona na polskie przepisy nie jest zgodna z prawem.
Ministerstwo Finansów od razu zakomunikowało gotowość, by podatek działał od przyszłego roku.
To zła wiadomość dla sieci handlowych (bo zapłacą więcej) i doskonała dla samozatrudnionych. PiS nie musi iść na zwarcie z grupą blisko 3 mln jednoosobowych działalności gospodarczych. A tak by się stało, gdyby test przedsiębiorcy - o którym mówi się od tygodni - jednak się pojawił.
Zamiast tego skarbówka od 200 sieci sklepów może pobrać zdecydowanie większe pieniądze. Budżet się zepnie, kontrowersji nie będzie. Jak wynika z szacunków money.pl - kilkaset milionów zapłaci sama Biedronka. Ponad 200 mln zł w ciągu roku dorzuci Lidl, Auchan i Rossmann. W sumie 1,8 mld zł. Samozatrudnieni byli wyceniani na 1,4 mld zł.
Uszczypliwości premiera
- Testu przedsiębiorcy nie będzie. Żadnych nowych regulacji, żadnych nowych przepisów, żadnych nowych interpretacji - mówił dziennikarzom premier Mateusz Morawiecki na kilka godzin przed czwartkowym wylotem do Brukseli. Premier odcinał się od testu przy każdym wywiadzie i w internetowych wpisach. Jeden wypuścił tuż po 6 rano.
Tego samego dnia szef rządu dostał dodatkowy prezent, dzięki któremu nie musi się głowić, jak wirtualną lukę po przedsiębiorcach zasypać. Wszystko za sprawą podatku handlowego, którym miały już trzy lata temu zostać objęte największe sieci sprzedaży. Nie zostały, bo sprawę zablokowała Komisja Europejska. Trybunał Sprawiedliwości UE uznał właśnie, że niesłusznie.
Decyzja Trybunału zaskoczyła PiS. Premier - podczas wizyty w Brukseli - przyznał to sam. Zapowiedział też, że w najbliższych tygodniach rząd zabierze się za prace nad przepisami.
- Dzisiaj TSUE przyznał rację, więc będziemy w najbliższym czasie podejmowali decyzje, jak dalej w szczegółach ma wyglądać podatek. Wyrok świadczy o tym, że propozycje były prorozwojowe i sprawiedliwe, promowały mały i średni polski biznes, w tym przypadku sklepy i polski handel - tłumaczył Mateusz Morawiecki.
Zbyt wiele nad podatkiem pracować nie trzeba, bo ustawa już jest.
Morawiecki był na tyle zadowolony z decyzji, że w Brukseli pozwolił sobie nawet na drobne uszczypliwości w stosunku do wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Marosa Sefcovica. Obaj otwierali w czwartek w Brukseli polskie centrum lobbingowe. Premier podczas konferencji zagaił Sefcovica krótkim zdaniem. Morawiecki miał nadzieję, że unijny urzędnik nie obrazi za radość po wygranej przed TSEU. O wyroku Morawiecki wspomniał podczas wystąpienia otwierającego centurm. A to właśnie Komisja Europejska - której przedstawicielem jest Sefcovic - odpowiadała za blokadę podatku.
Radość warta 1,8 mld zł
Dla PiS i rządu to bardzo dobra informacja. Podatek handlowy według planów miał przynieść do budżetu około 1,8 mld zł. Zapłacą go najwięksi sprzedawcy w kraju. Opodatkowana będzie nadwyżka przychodu ze sprzedaży detalicznej ponad kwotę 17 mln zł w ciągu miesiąca.
PiS chciał wprowadzić dwie stawki podatku. Po pierwsze - stawkę w wysokości 0,8 proc. od przychodu od 17 do 170 mln zł miesięcznie (obroty w skali roku do 2 mld 40 mln zł). Po drugie stawkę - w wysokości 1,4 proc. przychodu ponad kwotę 170 mln zł w ciągu miesiąca.
Sprzedawca, który miesięcznie osiągnie przychód na przykład w wysokości 400 mln zł, zapłaci podatek według stawki 0,8 proc. od przychodu do wysokości 170 mln i według stawki 1,4 proc. od kwoty 230 mln zł.
PiS nigdy nie ukrywał, że głównym celem projektu jest zwiększenie wpływów do budżetu państwa przeznaczonych na finansowanie "Rodzina 500 plus". Po trzech latach to wciąż aktualny plan. Tym razem jednak trzeba sfinansować również 500 zł na każde pierwsze dziecko. Każdy miliard się przyda.
W sumie w Polsce podatek - o ile ostatecznie wejdzie w życie - płaciłoby około 200 największych firm handlowych.
Miliony od sieci handlowych
Jak wynika z szacunków money.pl, Jeronimo Martins (właściciel Biedronki) co miesiąc musiałby do budżetu państwa odprowadzać około 50 - 60 mln zł. W ciągu roku obroty sieci to blisko 50 mld zł - 1,4 proc. stawki podatku z tej kwoty daje zawrotne 700 mln zł do budżetu.
Lidl z tytułu podatku od sprzedaży detalicznej musiałby co miesiąc do kasy państwa wysyłać 17 - 20 mln zł w zależności od przychodów. W ciągu roku to około 15 mld zł. Podatek łączny to blisko 210 mln zł.
Swoje dorzucić musiałaby również sieć drogerii Rossmann. Na podatek musiałaby przeznaczyć około 10 mln zł co miesiąc. Podobne kwoty musiałyby wyłożyć takie sklepy jak Auchan czy Carrefour. Wszystkie podmioty co roku notują przychody w okolicach 10 mld zł. Z podobnymi obciążeniami musi się liczyć sieć Kaufland.
Warto dodać, że podatek od sprzedaży detalicznej będzie stanowił koszt uzyskania przychodu. W efekcie sieci handlowe i najwięksi sprzedawcy zapłacą niższą stawkę podatku dochodowego. Nie oznacza to jednak, że zaoszczędzą - bo wciąż będą miały wyższe obciążenia. Problem będą mieli ci, którzy już nie płacą podatku dochodowego, bo w ciągu roku są na minusie. Na nich obciążenie spadnie w największym stopniu.