Jewgenij Prigożyn, nazwany "kucharzem Putina" do tej pory stał na czele Grupy Wagnera zbudowanej z najemników, która od lat jest używana przez rosyjską armię i władzę do wykonywania operacji militarnych nie tylko w Ukrainie, ale także do wzmacniania wpływów Rosji w Afryce i na Bliskim Wschodzie.
Prigożyn zbudował imperium
Od początku wojny w Ukrainie wagnerowcy wcielili w swoje szeregi prawdopodobnie kilkudziesiąt tysięcy kryminalistów werbowanych w koloniach karnych i otrzymali ogromne wsparcie z zasobów regularnej rosyjskiej armii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zgodnie z raportem PISM Prigożyn jest właścicielem tzw. fabryki trolli (Internet Research Agency, IRA) i licznych spółek zajmujących się eksploatacją surowców naturalnych (m.in. Lobaye Invest, M-Invest, M-Finance, M-Finans, Meroe Gold, Evro Polis, Mercury, Veleda, Sewa Security Services).
"Mimo sankcji w latach 2018–2022 kontrolowane przez Prigożina podmioty wygenerowały przychód w wysokości 250 mln dol. Jednym z najbardziej dochodowych procederów był wywóz złota z Sudanu. Po inwazji na Ukrainę UE rozszerzyła sankcje, m.in. o członków rodziny Prigożina i jego spółki działające w Afryce" - napisali autorzy raportu.
- Jest pewien rozłam wśród ludzi otaczających Władimira Putina - przekonywała w programie "Newsroom" WP Krystyna Kurczab-Redlich, autorka książki "Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina".
Media: USA wiedziały o zamiarach Prigożyna
Podkreśliła, że za Jewgienijem Prigożynem i buntem dowodzonej przez niego Grupy Wagnera mogą stać duże pieniądze, jednak trudno wskazać ich źródło. - Putin wychodzi z tego osłabiony. Czy uda mu się odbić od chwilowego dna? Zobaczymy. Wydaje mi się, że ten pucz jest ważnym momentem w historii Kremla - dodała reportażystka.
Bunt wagnerowców
W nocy z piątku na sobotę Prigożyn ogłosił, że jego bojownicy wkraczają do Rostowa nad Donem. Wcześniej w piątek przywódca najemników oświadczył, że oddziały regularnej rosyjskiej armii zaatakowały obóz wagnerowców, co skutkowało licznymi ofiarami śmiertelnymi. Oznajmił, że zamierza "przywrócić sprawiedliwość" w siłach zbrojnych i wezwał, by nie okazywać mu sprzeciwu.
Pochód zatrzymał się około 200 km przed rosyjską stolicą. Czynny udział w negocjacjach miał wziąć białoruski dyktator Aleksandr Łukaszenka, który mediował między Jewgienijem Prigożynem a Władimirem Putinem. Porozumienie zakończyło próbę puczu po niespełna 24 godzinach.