Polska w ostatnim czasie tonie w węglu. Na zwałach znajduje się obecnie ponad 10 milionów ton tego surowca. Tylko na przykopalnianych terenach Polskiej Grupy Górniczej zalega 2 mln ton węgla, czyli ok. 10 proc. rocznej produkcji spółki.
Czy to oznacza, że Polacy, którzy ogrzewają domy węglem, nie muszą już obawiać się, że zabraknie im opału podczas najbliższej zimy?
Sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać. Węgiel, który obecnie zalega w składach, to tzw. miały węglowe, które nie nadają się do ogrzewania domów. To jednak niejedyny problem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Węgiel w składach nie nadaje się do ogrzewania domów
Zdaniem Łukasza Horbacza, prezesa Polskiej Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla (PIGSW), Polacy ogrzewający swoje domy węglem (chodzi o blisko 3,8 mln gospodarstw domowych - przyp. red), otrzymują dziś z różnych stron błędne informacje.
Wszędzie można przeczytać, że w składach zalega kilkanaście milionów ton węgla. Wiele osób, które ogrzewa domy węglem, sądzi więc, że surowca jest dużo, zdążą więc go kupić, bo mają czas. To błędne założenie - mówi.
Bo węgiel zalegający w składach to tzw. miały przeznaczone dla dużej energetyki. To pokłosie importu z końcówki 2022 i 2023, czyli zakupów interwencyjnych dokonywanych przez państwowe spółki.
Obowiązujące obecnie normy nie pozwalają ich jednak oferować gospodarstwom domowym. Poza tym większość domów nie ma instalacji przystosowanych do wymogów takiego paliwa - mówi nasz rozmówca.
Jego zdaniem tworzy to błędne koło. Bezpośrednim skutkiem zalegania węgla w składach jest spadek wydobycia górnictwa krajowego.
- W sytuacji, gdy na rynku mamy namiar węglowych miałów, wydobycie krajowa spada, efektem będzie mniejsza ilość węgla opałowego - ostrzega Horbacz.
Wysokie zwały węgla. "Sytuacja jest fatalna"
Co z węglem na zimę? "Nie ma bezpiecznego buforu"
Jego zdaniem zatrzymanie importu węgla przez państwowe spółki będzie mieć podobne skutki. Przypomnijmy, niedawno minister Czarnecka poinformowała, że import węgla został zablokowany.
Łukasz Horbacz uważa, że w tej sytuacji import prywatny jest nieopłacalny. Stopy zwrotu takich transakcji są wręcz ujemne również z powodu spadających cen węglowych miałów.
Te czynniki przełożą się na spadek dostępnego węgla opałowego, co będzie mieć wpływ na ceny, które przy niskiej podaży tego surowca mogą wzrosnąć. W najbardziej pesymistycznym scenariuszu przed sezonem grzewczym z węglem opałowym może być problem.
Powód?
O tej porze roku średnio na tych składach znajdowało się od 1 miliona do 1,5 mln ton węgla opałowego. Był to zarazem bezpieczny bufor, aby zabezpieczyć opał na zimę dla gospodarstw domowych. Obecnie składy, które handlowały tym węglem, są praktycznie puste. Tego bezpiecznego buforu, który mieliśmy o tej porze roku, już nie ma - zaznacza.
Wiele składów się zamknęło
Przypomnijmy, dwa lata temu przed sezonem grzewczym również pojawił się problem związany dostępnością węgla, w tym także opałowego. Był to jednak głównie skutek embarga nałożonego na rosyjski węgiel. Rząd Zjednoczonej Prawicy ściągał wówczas węgiel z wielu innych kierunków, w tym m.in. z Ameryki Południowej oraz dalekiej Azji.
Do pomocy przy sprzedaży węgla zaangażowano także gminy. Zdaniem Łukasza Horbacza uderzyło to w prywatne składy węgla. W efekcie co najmniej 30 proc. składów się zamknęło.
- W momencie, gdy państwo zaczęło subsydiować importowany węgiel z pominięciem sprzedawców węgla, nie byli oni w stanie konkurować z dotowanym surowcem, wiele składów zakończyło więc swoją działalność, wyprzedając zapasy ze stratą - mówi prezes PIGSW.
Zaznacza, że przed 2022 rokiem mieliśmy około 5 tys. aktywnie działających składów węgla. Obecnie funkcjonuje ich jedynie od 2 do 3,5 tys.
Surowiec w składach traci wartość
Węgiel w składach z dnia na dzień traci także na wartości. Na początku tego roku jego wartość szacowano na ok. 45 mln zł.
Samorządowcy już od dłuższego czasu próbują zwrócić uwagę rządu na problem zalegającego surowca.
- Prosimy o to, żeby MAP lub inny resort zechciał powiedzieć nam, co my mamy z tym węglem zrobić, żeby nie narazić się na naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Bo my musimy to w jakiś sposób zagospodarować. Tak więc chcielibyśmy prosić o jakieś dynamiczne działania w tym zakresie - apelował w lutym Marek Wójcik, przedstawiciel Związku Miast Polskich w Portalu Samorządowym.
W 2025 Polska ma rozwiązać problem z nadmiarem węgla
Kolejnym wyzwaniem, z którym będzie musiał zmierzyć się rząd, są umowy na dostawy węgla zawarte przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Minister przemysłu Marzena Czarnecka niedawno przyznała, że z tego powodu 2024 r. będzie pod względem zagospodarowania węgla bardzo trudny.
Nadal obowiązują bowiem umowy handlowe zawierane przez poprzednie zarządy, w tym zarząd Polska Grupa Energetyczna Paliwa. - W 2025 r. MP ma nadzieję rozładować już ten problem - deklarowała minister.
Rząd Donalda Tuska niebawem będzie musiał także zająć się kwestią dodatku węglowego.
Przypomnijmy, do tej pory dodatek węglowy mogły otrzymać gospodarstwa domowe, korzystające z pieca na paliwo stałe, a także kominka, kozy, kuchni węglowej lub pieca kaflowego na paliwo stałe, zasilanych węglem kamiennym, brykietem lub peletem. Takie warunki obowiązywały wiosną 2023 roku. Czy nowe wnioski i dofinansowanie będzie można na ten cel otrzymać również w 2024 roku? Tego na razie nie wiadomo.
"Matematyki nie da się oszukać"
Średnia wydajność pracy w polskich kopalniach jest dziesięć razy niższa niż w amerykańskich kopalniach głębinowych i 50 razy niższa niż w kopalniach odkrywkowych.
- Matematyki nie da się oszukać. Koszt węgla z importu to średnio 120 euro za tonę, koszt wydobycia to 215 euro. Udział płac w cenie polskiego węgla to aż 60 proc. - mówi money.pl Janusz Steinhoff, minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka i ekspert rynku energetycznego.
Dodatkowo jego zdaniem kontrakty zawarte w Polsce pomiędzy górnictwem a energetyką i ciepłownictwem są dla tych dwóch sektorów niekorzystne.
Ekspert przypomina także, że w państwowym budżecie zapisano dotację dla branży górniczej w wysokości 7 mld zł. To zdaniem Steinhoffa oznacza, że w przeliczeniu każda polska rodzina dopłaci do górnictwa 500 zł. - To są niewyobrażalne pieniądze i niewyobrażalna skala, jeśli weźmiemy pod uwagę, że mamy 70 tys. górników - podkreśla.
Warto dodać, że na światowych giełdach ceny surowca w ostatnim czasie pikują. Osiąga dziś stawki sprzed rosyjskiej agresji na Ukrainę, a także sprzed kryzysu energetycznego.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl