Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Agnieszka Zielińska
Agnieszka Zielińska
|
aktualizacja

Startuje Baltic Pipe. "Zimę przetrwamy. Pytanie: co dalej?"

Podziel się:

Przymiarek do budowy gazociągu Baltic Pipe było wiele. W końcu po wielu latach inwestycję udało się zrealizować. Komentatorzy podkreślają jednak, że startuje on w bardzo trudnym momencie, w samym środku energetycznego kryzysu, gdy całej Europie brakuje gazu. Dziś Baltic Pipe to dla Polski zarówno szansa, jak i wyzwanie. – Nie rozwiąże on wszystkich naszych problemów. Zimę jakoś przetrwamy, ale pojawia się pytanie, co dalej – komentują eksperci.

Startuje Baltic Pipe. "Zimę przetrwamy. Pytanie: co dalej?"
We wtorek w Goleniowie (woj. zachodniopomorskie) ma zostać symboliczne uruchomiony przesył w gazociągu Baltic Pipe (East News, Michal Swiderski/REPORTER)

Baltic Pipe to nasz sztandarowy projekt, który miał nam zastąpić kontrakt jamalski, w ramach którego Polska otrzymywała 10 mld metrów sześciennych gazu rocznie.

Jednak umowa z Rosją była dla Polski niekorzystna nie tylko ze względu na formułę cenową, ale także z powodu faktu, że Moskwa wykorzystywała błękitne paliwo jako formę politycznego nacisku. Przykładem tej strategii jest m.in. ostatnie zakręcenie przez Putina kurka z Nord Stream 1. Niestety wojna w Ukrainie zweryfikowała wszystkie wcześniejsze kalkulacje, również w kwestii Balic Pipe.

Baltic Pipe, czyli 30 lat prób, aby sięgnąć po norweski gaz

Pomysł budowy bałtyckiego gazociągu pojawił się w Polsce wiele lat temu. I długo inwestycja nie miała szczęścia. Pierwsze rozmowy w sprawie norweskiego gazu ruszyły już w 1991 r., rozpoczął je rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego. Jednak plany upadły w momencie podpisania umowy gazowej z Rosją w 1993 r.

Kolejny raz temat powrócił w 1997 r., gdy konsorcjum, w skład którego wszedł m.in. Statoil, zaproponowało Polsce dostawy gazu z Norwegii przez Niemcy - przez gazociąg łączący polski i niemiecki system gazowy.

Do kolejnej próby doszło w 2000 r., wówczas PGNiG oraz norweski Statoil i duński DONG podpisały porozumienie w sprawie budowy gazociągu bałtyckiego. Jednak tego projektu również nie udało się zrealizować. Z kolei w 2009 r. pojawiła się koncepcja budowy gazociągu Skanled, który miał biec z Norwegii do Danii i Szwecji. Gazociąg miał dostarczać ok. 2,5 mld metrów sześciennych rocznie. Jednak tego projektu także nie udało się sfinalizować.

Projekt Baltic Pipe na dobre ruszył dopiero w 2015 r. Rok później Gaz-System i Energinet przygotowały studium wykonalności. W kolejnym przeprowadzono procedurę Open Season, służącą do rezerwacji przepustowości gazociągu. PGNiG zarezerwowało wówczas 8,1 mld metrów sześciennych.

Jednak jeszcze w trakcie realizacji Baltic Pipe pojawiły się problemy. Doszło m.in. do cofnięcia decyzji środowiskowej przez duńską Radę ds. Skarg Środowiskowych i Żywnościowych w maju 2021. Część prac budowlanych została wówczas wstrzymana, aż do uzyskania nowego pozwolenia środowiskowego.

Koszty budowy całego przedsięwzięcia wyniosły łącznie ponad 1,6 mld euro, z czego 821 mln euro wydała firmę Energinet, a 784 mln euro - Gaz-System. Gazociąg Baltic Pipe otrzymał także 266 mln euro dofinansowania z Unii Europejskiej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Czy Polsce wystarczy gazu? "Czas się niesłychanie szybko kurczy"

Symboliczne otwarcie Baltic Pipe

Inwestycja zostanie symbolicznie uruchomiona we wtorek 27 września w Goleniowie (woj. zachodniopomorskie). W rzeczywistości jednak gaz zacznie płynąć 1 października. W otwarciu gazociągu wezmą udział premierzy Polski, Danii, a także przedstawiciel premiera Norwegii.

Kilka dni przed tym wydarzeniem PGNiG poinformowało, że zawarło kontrakt ze spółkami z grupy Equinor na Norweskim Szelfie Kontynentalnym. Umowa przewiduje dostawy gazu ziemnego w okresie dziesięciu lat od 1 stycznia 2023 roku do 1 stycznia 2033 r. w wysokości do 2,4 mld m sześc. rocznie.

Koncern podał także, że podstawą rezerwacji dla Baltic Pipe ma być wydobycie własne PGNiG w Norwegii, które w perspektywie kilku lat może wzrosnąć do 4 mld m sześc. rocznie.

Jednocześnie PGNiG cały czas zapewnia, że na przyszły rok spółka posiada zabezpieczone dostawy gazu gazociągiem Baltic Pipe na poziomie, który "gwarantuje, że wraz z pozostałymi źródłami pozyskania Grupa będzie w stanie w pełni zaspokoić zapotrzebowanie swoich odbiorców w Polsce w sezonie grzewczym 2022/2023". Jako pozostałe źródła spółka wskazała wydobycie krajowe, dostawy LNG i zapasy magazynowe.

Ile zapłacimy za gaz z Norwegii? Tego nie wiadomo

Zapytaliśmy ekspertów, czy ich zdaniem inwestycja spełni pokładane w niej ogromne nadzieje.

Baltic Pipe zapewni nam samowystarczalność, ale pod warunkiem, że będziemy oszczędzać gaz. Wiadomo już, że gazociąg nie będzie na początku wykorzystywany w 100 proc. Kluczowe są więc oszczędności. Dlatego samowystarczalność może nam zapewnić tylko oszczędność gazu w kraju na poziomie minimum 15 proc. - mówi money.pl Robert Cheda, ekspert Fundacji im. Kazimierza Puławskiego.

Zwraca zarazem uwagę na fakt, że w kwestii dodatkowych dostaw, trudno będzie liczyć na dodatkowy import gazu z Niemiec, bo sytuacja związana z dostępnością gazu w Niemczech jest w tej chwili bardzo zła.

Jego zdaniem osobną kwestią jest cena za norweski gaz i trzeba liczyć się z tym, że będzie wysoka. - Dlatego zimę jakoś przetrwamy. Jednak problem z dostępnością gazu może pojawić się w przyszłym roku. Jeśli będziemy chcieli pozyskać dodatkowe kontrakty w przyszłym roku, to musimy pamiętać, że nie mamy takiej zdolności przetargowej, jak firmy niemieckie, belgijskie czy francuskie, które będą się łączyły w konsorcja, aby wspólnie stawać do przetargów. Kolejnym problemem jest to, że my nie potrafimy zawierać takich sojuszy - dodaje.

Kontrakty dla Baltic Pipe - mamy wreszcie wiarygodnego partnera

Na problem cen gazu zwraca też uwagę Mariusz Patey, ekspert Warsaw Institute. Jego zdaniem tej zimy kwestia wysokich cen gazu będzie zarazem głównym problemem, z którym będzie musiała zmierzyć się Europa, w tym Polska.

Tymczasem Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica, uważa, że w obecnej sytuacji najbardziej liczy się fakt, że w ogóle będziemy mieć gaz.

Teraz mamy pewność, że go w ogóle otrzymamy – bo po drugiej stronie mamy wiarygodnego partnera. Po drugie, większość tego wolumenu będzie pochodzić z własnych złóż, w których koncesje mają polskie firmy, co dodatkowo minimalizuje ryzyko. Dlatego w kwestii bezpieczeństwa energetycznego Baltic Pipe pokazał, jak bardzo jest potrzebny - twierdzi.

Ekspert odniósł się także do komentarzy innych ekspertów. Napisaliśmy m.in., że według nich kontrakty handlowe z Norwegami powinny być podpisane już kilka lat wcześniej. Dodatkowo obecnie ważna jest także kwestia przepustowości w Europipe 2, czyli gazociągu, do którego wpięty jest Baltic Pipe. Z tego powodu dziś jest więcej chętnych na gaz, niż umożliwia to przesył Europipe 2.

- Po pierwsze wcześniej logiczne było niewypełnianie w całości Baltic Pipe, ponieważ mieliśmy zagwarantowane dostawy gazu z Rosji do końca tego roku. Dodatkowo nikt nie przewidział wojny w Ukrainie oraz tego, że Rosja jednostronnie zerwie kontrakt już wiosną. Obecnie mamy więc tak naprawdę operację na żywym organizmie. Oczywiście zawsze można się zastanawiać, co można zrobić lepiej lub czego nie zrobiono - komentuje Dawid Piekarz.

Baltic Pipe nie rozwiąże wszystkich problemów?

Z kolei Marek Kossowski, były prezes PGNiG uważa, że wojna w Ukrainie osłabiła opłacalność Baltic Pipe. - Zachowanie Rosji spowodowało, że rynek gazu został zaburzony. Ceny gazu również wzrosły drastycznie. W związku z tym cena gazu już dawno przestała być konkurencyjna - mówi.

Nasz rozmówca twierdzi także, że w tej chwili Baltic Pipe nie rozwiąże wszystkich naszych problemów, bo i tak gazu będzie brakować. Powód? - Z informacji, które już mamy, możemy obliczyć, że w przyszłym roku będziemy mieć łącznie około 16 mld metrów sześciennych gazu. Potrzeby Polski wynoszą około 20 mld metrów sześciennych. Wygląda więc na to, że gazu może jednak brakować – komentuje.

Startuje Baltic Pipe

Na razie PGNiG będzie jedynym użytkownikiem Baltic Pipe. W lipcu 2022 r. zgodnie z europejskimi procedurami Gaz-System i Energinet zaoferowały dodatkowe zdolności przesyłowe na kolejne lata. Aukcje pozostały bez rozstrzygnięcia, przepustowość nie została wykupiona.

- To, że brak jest chętnych na korzystanie z tej infrastruktury, pokazuje, jak ją ocenia rynek. Może ta sytuacja zmieni się na lepsze w przyszłości i lepiej będziemy potrafili wykorzystać tę infrastrukturę. Jednak, aby ten wysiłek inwestycyjny nie poszedł na marne, należy poszukiwać nowych, bardziej innowacyjnych możliwości wykorzystania tego gazociągu - komentuje Rober Zajdler, ekspert Instytutu Sobieskiego.

Przypomina zarazem, że Baltic Pipe od początku był różnie oceniany. - Z jednej strony wskazywano, że to dodatkowe połączenie gazowe, które zapewni nam bezpośredni i pewny dostęp do alternatywnych złóż gazu w Norwegii, wzmacniając nasze bezpieczeństwo energetyczne. Z drugiej strony dodawano, że to połączenie nie jest ani bezpośrednie, ani pewne, bo jest to jedynie odgałęzienie od istniejącego gazociągu do Niemiec i możliwość jego wykorzystania zależy od dostępności tego drugiego gazociągu - zauważa.

Ekspert zwraca też uwagę na fakt, że w rynkowych warunkach gaz norweski oceniany jest jako stosunkowo drogi. - Ponadto cała inwestycja była dość kosztowna, patrząc zarówno na koszty inwestycyjne i przyszłe koszty operacyjne. Pojawiały się więc nawet głosy, czy nie zrobić zamiast Baltic Pipe np. stałego połączenia za pomocą statków LNG, tzw. wirtualnego Baltic Pipe, wraz ze wzmocnieniem terminali LNG na lądzie. Inwestycja została ukończona i należy się zastanowić, jak ją najlepiej wykorzystać - podsumowuje.

Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl