Jak czytamy na stronie TVN24, strażacy i żołnierze stawili się w stacji pogotowia w Poznaniu, ale nie chcieli wsiadać do karetek i podpisywać umów. Wcześniej wojewoda wielkopolski zażądał obsadzenia załóg karetek właśnie strażakami i żołnierzami. Mowa oczywiście o osobach odpowiednio wyszkolonych.
Ci stawili się na wezwanie, ale dopiero po południu władze doszły z nimi do porozumienia. Pierwotnie żądano, by podpisali umowy z Wojewódzką Stacją Pogotowia Ratunkowego. Strażacy i żołnierze nie chcieli tego robić z kilku powodów.
Uznali, że nie są stroną sporu między ratownikami pogotowia i ministerstwem. Po drugie – argumentują, że charakter ich pracy jest zgoła odmienny od personelu karetek pogotowia.
"To tak, jakby ratownikom kazać jeździć wozami straży pożarnej" – mówi osoba z pogotowia, cytowana przez TVN24. Ostatecznie udało się stworzyć kilka zespołów, ale bez konieczności podpisywania umów z pogotowiem i delegowaniem do pracy.
Ratownicy się nie poddają
Protest ratowników medycznych się zaostrza, już niebawem kolejne miasta mogą zostać bez karetek. Pojawiają się zatem pomysły, żeby zaangażować żołnierzy, strażaków bądź... helikoptery. - Mówienie, że to nas zastąpi, to po prostu oszukiwanie społeczeństwa - mówią sami ratownicy.
- Dzieje się to, co dziać się musiało. Mamy w za mało lekarzy, a trudne warunki pracy, zwłaszcza w publicznych szpitalach i na SOR-ach, powodują, że wielu rezygnuje, albo próbuje walczyć o ich poprawę, podejmując protest. Nie pomaga lekceważąca postawa ministra zdrowia. Ludzie się frustrowani. Mają dość - komentuje w rozmowie z money.pl dr Krzysztof Bukiel przewodniczący OZZL.
Również na Mazowszu wojewoda poprosił o oddelegowanie żołnierzy posiadających kwalifikacje ratownika medycznego lub pielęgniarki. Co na to sami ratownicy?
- Mówienie, że strażacy czy żołnierze zastąpią ratowników w karetkach, jest po prostu oszukiwaniem społeczeństwa - kwituje Ireneusz Szafraniec z Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych.
- Są to zazwyczaj funkcjonariusze, którzy ukończyli odpowiednie studia, czyli teoretycznie mają przygotowanie. Lecz w większości nie pracują oni w zawodzie od lat, często i od kilkunastu lat. Nie są czynnymi ratownikami, nie ma ich w systemie - dodaje.