13 mld zł to środki, które nie mieszczą się w głowie "przeciętnego Kowalskiego". Właśnie tyle Polski Fundusz Rozwoju chce przekazać przedsiębiorcom w ramach tarczy finansowej 2.0, aby pomóc im przetrwać kryzys i zachować miejsca pracy. Sposób wypłaty środków ma być podobny, jak w pierwszej odsłonie programu. Nabór ma potrwać do 28 lutego.
Decydujący będzie kod PKD, który odpowiada za klasyfikację działalności gospodarczej. I tu lista jest długa, obejmuje kilkadziesiąt kodów, m.in. sprzedaż detaliczną, branżę targową czy drukarnie. Znajdziemy też kod 85.51.Z, czyli pozaszkolne formy edukacji sportowej oraz zajęć sportowych i rekreacyjnych. W tej definicji mieszczą się m.in. szkoły nauki pływania. Dwie takie placówki prowadzi Maciej Michalski z Wrocławia. Mężczyzna tłumaczy, że pomimo strat na pomoc nie liczy.
- Tarcza PFR 2.0. nie przewiduje dla nas wsparcia, ponieważ pomoc ma być tylko dla firm, które zatrudniają pracowników. Nasi współpracownicy mają jednoosobowe działalności gospodarcze. Tak działa większość firm w naszej branży. W tym momencie wszyscy zostaliśmy na lodzie – tłumaczy właściciel szkoły Swimpoint.
Według szacunków rządu tylko w styczniu kilkadziesiąt tysięcy firm skorzysta z pomocy w ramach tarczy finansowej 2.0. Obsługujący tarczę Polski Fundusz Rozwoju nie ukrywa, że jest to wsparcie celowe. - Ta pomoc głównie służy temu, by utrzymać działalność firm, więc utrzymać zatrudnienie. Jeśli zaś chodzi o małe i średnie przedsiębiorstwa to takiego warunku wprost nie ma, mówimy o rekompensacie strat, ale ponieważ pokrywamy w ten sposób koszty działania firmy, to liczmy na to, że te firmy nie będą miały motywacji, żeby zwalniać - mówił w programie "Money. To się liczy" prezes PFR Paweł Borys.
Szacuje się, że w Polsce jest ok. 700 pływalni. Przy wielu z nich działają szkoły nauki pływania. Gdy 17 października ubiegłego roku rząd zamykał baseny i aquaparki z powodu rosnącej liczby zakażeń, jednym ruchem uniemożliwił właścicielom szkółek prowadzenie zajęć z pływania.
Małgorzata Gembicka, właścicielka szkoły MGS Active, także przyznaje, że nie interesuje się na razie pomocą z PFR. Zresztą, zgodnie z regulaminem, ona również nie mogłaby skorzystać z programu. Kobieta współpracuje z dwoma instruktorami w oparciu o umowę zlecenie.
- Nie jestem rekinem biznesu. Prowadzę zajęcia w szkole. Dla instruktorów, z którymi pracuję, to także jest dodatkowa praca, która pozwala im dorobić. W branży tylko naprawdę duże szkoły są w stanie pozwolić sobie na pracowników etatowych – mówi.
Nasza rozmówczyni wymienia, że podczas letniego lockdownu skorzystała z postojowego, a do tego złożyła w urzędzie pracy wniosek o pożyczkę. Jesienią nie mogłaby już liczyć na ulgowe traktowanie przez ZUS, ponieważ we wrześniu zatrudniła się w szkole jako nauczycielka. Nie miała wyjścia.
- Zarabiam jako nauczyciel 2700 zł na rękę. Gdybym pozostała tylko przy samej szkole pływania, to nie wiem jakbym sobie poradziła. Tym bardziej, że wielu rodziców zapłaciło za zajęcia dzieci w październiku, które ostatecznie nie mogły się odbyć z powodu obostrzeń. Powinnam im oddać te pieniądze, ale już wydałam na podatek. Umówiłam się, że po prostu nie wezmę pieniędzy za następne zajęcia. Mam nadzieję, że nie stracą cierpliwości do tego czasu – podsumowuje.
Pan Michał wylicza, że przed lockdownem miał 350 klientów. Teraz mija już czwarty miesiąc odkąd nie może prowadzić zajęć. - W tym momencie spadek naszych obrotów wynosi 100 proc. Problem w tym, że nie mamy żadnej formy pomocy. Mam na myśli np. zwolnienie z ZUS – wskazuje mężczyzna.
Dlaczego? Tu dochodzi inny problem. Rząd przewidział bowiem narzędzie dla firm w postaci postojowego i właśnie zwolnienia ze składek. Działania te zostały zapisane w ustawie covidowej. Aby uniknąć przewlekłego procesu uchwalania nowelizacji, zdecydowano, że przedłużenie narzędzi będzie możliwe na podstawie rozporządzeń, ale te trzeba na bieżąco uaktualniać.
- Jako działalnościom gospodarczym jednoosobowym przyznano nam jednorazowe świadczenie postojowe za listopad oraz jednorazowe zwolnienie z ZUS-u. Rząd się nie zabrał za przedłużenie tych form na kolejne miesiące – komentuje pan Michał.
- Pomimo iż termin zapłaty składek ZUS za grudzień przypadał na 11. i 15. stycznia, Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii dopiero opracowuje projekt rozporządzenia, na podstawie którego przedsiębiorcy będą mogli ubiegać się o zwolnienie z obowiązku opłacania składek za ten miesiąc. W praktyce oznacza to, że znajdujący się w trudnej sytuacji przedsiębiorcy byli zobowiązani do zapłaty składek ZUS w ustawowym terminie, a dopiero po wejściu w życie zapowiadanych przepisów będą mogli ubiegać się o ich zwrot – komentuje dla money.pl Maja Jabłońska, radca prawny z Grant Thornton.
- Branża na pewno zostanie zamknięta przynajmniej do końca stycznia, a chodzą słuchy, że do kwietnia. W obecnej chwili musieliśmy dołożyć 40 tys. zł z prywatnych środków, aby utrzymać działalność. Przecież poza zobowiązaniami wobec ZUS-u mamy kredyty i leasing – podsumowuje pan Michał.