Poniedziałkowy poranek wstrząsnął światową branżą turystyczną. Funkcjonujące na rynku od 178 lat potężne biuro podróży o godz. 2 w nocy ogłosiło upadłość. Bankructwo takiego giganta, z tak dużym doświadczeniem, wielu może się wydawać niewyobrażalne. A jednak stało się. I co gorsza, skutki dotarły także do Polski.
ZOBACZ TAKŻE: Neckermann wstrzymuje sprzedaż i wyloty. Skutki upadku Thomasa Cooka dotarły do Polski
- Kłopoty Thomasa Cooka ciągną się od lat. Mają swoje źródła w wielu elementach. Paradoksalnie to właśnie skala działalności tego giganta oraz pewna "bezwładność" w działalności molocha m.in. doprowadziły do jego upadku – komentuje dla money.pl dr Wojciech Fedyk, pomysłodawca i redaktor "Eksperta Turystycznego".
Thomas Cook bankrutuje. Kolejne biura mają problemy
Jak wyjaśnia, skala przepływów finansowych to pierwszy problem, drugi to logistyka na tak potężną skalę – mówimy tu o 16 krajach i 19 mln turystów rocznie. - Do tego dochodzi własna flota samolotów, duża liczba hoteli i pracowników, którzy to obsługują, zasoby danych, którymi się obraca. To łańcuszek powiązań, w którym wystarczy jedno wadliwe ogniwo, aby cała konstrukcja się posypała - tłumaczy dr Fedyk.
Jak zauważa portal rynek-lotniczy.pl, linia lotnicza Thomas Cook obsługiwała flotę 103 samolotów, operujących do wielu miejsc wakacyjnych w Europie, Skandynawii, Afryce Północnej i na Atlantyku.
W Niemczech działa ona pod marką Condor. Niemiecka gałąź firmy zdana jest teraz na rząd w Berlinie, do którego złożyła wniosek o gwarantowaną przez państwo pożyczkę pomostową.
Gigantyczne zadłużenie
Dług Thomasa Cooka sięgał 1,6 mld funtów. Problemy miały być pogłębiane przez polityczne zamieszanie w kilku krajach będących popularnymi celami wyjazdów – jak choćby w Turcji, Tunezji czy Egipcie. Do tego niepokoje związane z brexitem oraz… upalne lato 2018, które miało zniechęcać turystów do poszukiwania ciepła nad basem Morza Śródziemnego. Przynajmniej takie wyjaśniania oficjalnie przestawił zarząd firmy.
- Z pewnością te czynniki miały wpływ na kondycję touroperatora, ale nie są one obce również pozostałym graczom – zauważa dr Wojciech Fedyk. - Ta sprawa narastała, były podejmowane kroki ratunkowe, negocjacje z wierzycielami i poszukiwanie inwestora strategicznego. Jednak duży gracz, jakim jest światowy operator, potrzebuje naprawdę dużych zastrzyków finansowych - dodaje.
Zarząd Thomasa Cooka do końca wierzył, że uda się mu je pozyskać. Tajemnicą poliszynela jest to, że przypływ funduszy miał zrekompensować błędne decyzje dotyczące fuzji i przejęć. Dodatkowym problemem, o którym mówiło się w kuluarach, były utrzymywane od kilku lat - mimo trudnej sytuacji firmy - wysokie uposażenia najwyższej kadry menedżerskiej.
Jeszcze pod koniec sierpnia wydawało się, że Thomas Cook zapewni sobie płynność dzięki chińskiej firmie Fosun, która miała uruchomić pakiet ratunkowy o wartości 900 mln funtów. Inwestor zażądał jednak dodatkowej rękojmi w postaci 200 mln funtów kredytowego bufora, który miał poręczyć niemiecki rząd.
Thomas Cook liczył, że gigantowi nie pozwoli upaść również brytyjski rząd. Zwłaszcza, że jak przypominana tygodnik "Polityka", już wcześniej, tuż po II wojnie światowej, został znacjonalizowany przez rządzącą wówczas Partię Pracy.
Teraz jednak sytuacja polityczna uległa zamianie, a będący u sterów władzy konserwatyści odrzucają interwencjonizm państwa i ratowanie molocha publicznymi pieniędzmi.
Zmieniający się rynek
Kłopoty Thomasa Cooka związane są również powoli wysycającym się modelem biznesowym dużych tradycyjnych biur podróży. Rynek dziś zdobywają te działające w internecie i opierające ofertę o tanich przewoźników lotniczych.
Potwierdził to również cytowany przez PAP, brytyjski minister transportu Grant Shapps, który wyjaśnił, że rządowe wsparcie byłoby jedynie krótkoterminowym rozwiązaniem. Problemy firmy bowiem, jego zdaniem, miały charakter strukturalny i były związane z jej niezdolnością dostosowania się do zmieniającego się rynku turystycznego, więc za jakiś czas sytuacja wróciłaby do punktu wyjścia.
- Thomas Cook "płynął z pewną bezwładnością", był mniej zwrotny niż wymagał tego zmieniający się rynek. Cała ta machina nie miała możliwości natychmiastowego przeniesienia produktu turystycznego, zmiany destynacji turystycznej, partnerów, kontrahentów czy dokonać zmiany w funkcjonowaniu – wylicza dr Fedyk.
Zmieniający się rynek turystyczny dotyczy również zachowań konsumentów. Możliwość bezpośredniej rezerwacji lotu, hotelu, apartamentu czy pokoju przez internet powoduje, że coraz więcej osób samodzielnie organizuje wyjazdy, nie korzystając z biur podróży.
Upadają dwa razu do roku
Jak zauważa ekspert, upadek Thomasa Cooka wpisuje się również w pewien nieformalny kalendarz branży turystycznej, w którym dwa okresy w roku są szczególnie gorące.
- O upadkach touroperatorów mówi się w dwóch terminach. Albo przed sezonem, kiedy ktoś podejmuje decyzję, że nie będzie już w stanie funkcjonować dalej, albo po sezonie, kiedy okazuje się, że nie sprzedano określonej puli miejsc, a pojawiają się koszy do zapłaty – zaznacza dr Fedyk.
Jak wyjaśnia, firmy z dużym wyprzedzeniem muszą pokryć koszty świadczeń, które najmują pod swoje oferty katalogowe, dopiero później zaczynają tę usługę sprzedawać – wyjaśnia szef Eksperta Turystycznego. - W momencie, kiedy nie udaje się sprzedać pełnych pakietów, a trzeba zapłacić za zakontraktowane usługi – wówczas może się pojawić problem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl