Konfederacja Lewiatan zrzesza ponad cztery tysiące firm, w tym między innymi takich gigantów, jak BP, Ikea, Kaufland, Empik, Huawei, Orange, T-Mobile Polska i Philips. We wtorkowej publikacji organizacja zabrała jasne stanowisko w coraz częściej pojawiającej się w debacie społecznej kwestii skrócenia czasu pracy w Polsce.
Według Konfederacji Lewiatan czas pracy można skrócić w tych firmach, w których nie będzie się to wiązało ze zmniejszeniem produkcji. Jednak "w przypadku ustawowego skrócenia czasu pracy i w konsekwencji obniżenia dochodów pracowników osoby szczególnie pracowite i ambitne będą bardziej skłonne do emigracji do państw, które nie utrudniają mieszkańcom drogi do dobrobytu" - ostrzega organizacja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Francuzi po skróceniu czasu pracy nie emigrowali masowo, bo trudno im było znaleźć kraj oferujący lepsze warunki życia, ale Polacy mogą wybierać, bo w wielu krajach standard życia jest wyższy. Nasilenie emigracji, z natury rzeczy przede wszystkim osób młodych, dla naszego starzejącego się społeczeństwa byłoby tragedią" - ocenia konfederacja.
- Nie możemy również liczyć na szybki wzrost produktywności, który zrównoważyłby skrócenie czasu pracy, ponieważ zależy on przede wszystkim od udziału inwestycji w PKB, a ten utrzymuje się na poziomie poniżej 20 proc. wobec potrzeb przekraczających 25 proc. Niska jak na Europę wydajność pracy w naszym kraju wynika przede wszystkim ze skromnych zasobów kapitału i w konsekwencji z braku zaawansowanych technologii i nowoczesnego sprzętu – komentuje Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan, cytowany w komunikacie.
Niemcy mogą, Polacy nie
Organizacja nie zaprzecza, że Polacy pracują dłużej niż mieszkańcy bogatych krajów "starej Unii", tacy jak Niemcy czy Francuzi czy Skandynawowie. W tych krajach mogą sobie jednak na to pozwolić, bo tamtejsze firmy mają kilkukrotnie większy kapitał w przeliczeniu na jednego pracownika niż polskie przedsiębiorstwa. "Dlatego tak ważne jest gromadzenie kapitału i inwestowanie w rozwój nowych produktów i technologii, informatyzację i automatyzację produkcji, rozwój sieci zbytu" - przekonuje Konfederacja Lewiatan.
I dodaje, że w Polsce już teraz poziom inwestycji jest niski. Jeżeli skrócimy czas pracy, to budynki i maszyny będą wykorzystane w mniejszym stopniu, więc inwestycje w Polsce będą mniej opłacalne i ich udział w PKB może jeszcze zmaleć. "A mniej inwestycji, to wolniejsza modernizacja gospodarki, wolniejszy wzrost produktywności i wynagrodzeń oraz wolniejszy wzrost nakładów na usługi publiczne" - czytamy we wtorkowej publikacji.
Organizacja uważa też, że przekonanie, iż skrócenie czasu pracy zrównoważymy wzrostem wydajności, jest błędne. Choć nie zaprzecza, że część z nas pracuje ponad siły, to jednak w ogólnym rozrachunku Polacy spędzają dziś w pracy tyle czasu, co mieszkańcy bogatych krajów Zachodu w momencie, gdy kraje te były na naszym obecnym poziomie rozwoju gospodarczego.
Powrót do obecnych zarobków potrwa 10 lat?
"Dzięki postępowi technicznemu i zmianom organizacyjnym możemy liczyć na wzrost produktywności w Polsce rzędu 2-3 procent rocznie. Jeżeli więc skrócimy tydzień pracy o jeden dzień, czyli z 40 do 32 godzin, produkcja - a wraz z nią dochody - zmniejszą się o blisko 20 procent i powrót do obecnych dochodów pracowników zabierze nam blisko 10 lat" - ocenia Konfederacja Lewiatan.
I dodaje, że dzięki skróceniu czasu pracy osoby obecnie przepracowane mogą co prawda zwiększyć wydajność pracy, ale dotyczyć to będzie niewielkiej części pracowników. Poza tym w sektorze usług, np. w gastronomii, hotelarstwie, rozrywce, turystyce, budownictwie czy opiece zdrowotnej możliwości automatyzacji pracy są ograniczone.
Zwłaszcza w przypadku opieki zdrowotnej byłby to duży problem. "Jeżeli jednak będziemy mniej pracować i zarabiać, w rezultacie zmniejszą się wpływy ze składek na NFZ i możliwości finansowania opieki zdrowotnej, a jednocześnie wzrosną koszty pracy personelu medycznego w godzinach nadliczbowych. Rezultatem byłaby zapaść opieki zdrowotnej" - twierdzi Konfederacja Lewiatan.
- Skrócenie czasu pracy bez adekwatnego zmniejszenia wynagrodzeń byłoby silnym impulsem inflacyjnym, ponieważ część wynagrodzeń nie miałaby pokrycia w produkcji i usługach, a to jest właśnie źródłem inflacji. Nie ograniczajmy ustawowo czasu pracy, pozostawmy to do wspólnej decyzji pracodawców i pracowników – prognozuje Jeremi Mordasewicz.
4-dniowy tydzień pracy tylko przy zachowaniu zarobków
Z opublikowanego w ubiegłym miesiącu "Barometru Polskiego Rynku Pracy" autorstwa firmy Personnel Service wynika, że 28 proc. pracowników chciałoby wprowadzenia 4-dniowego tygodnia pracy, a co dziesiąty pracodawca planuje wdrożyć taki system pracy.
Założyciel Personnel Service i ekspert rynku pracy Krzysztof Inglot tłumaczył, że patrząc na to, jak kluczowe jest dla pracowników wynagrodzenie, mogliby oni zaakceptować 4-dniowy tydzień pracy wyłącznie pod warunkiem, że ich pensja nie zostanie zmniejszona. Jego zdaniem to jedyna możliwość dla pracujących.
Eksperci Personnel Service wskazywali, że 4-dniowy tydzień pracy dla pracowników jest możliwy, ale pod dwoma warunkami. "Po pierwsze, tego typu rozwiązanie musiałoby obowiązywać co najmniej na poziomie europejskim. W przeciwnym razie kraje, które zdecydowałyby się na ten system pracy, mogłyby stracić przewagę konkurencyjną wobec państw działających w aktualnie obowiązującym standardzie" - czytamy. Kluczowe też jest ustawodawstwo, które wprowadza 7-dniowy tydzień pracy dla firm i 4-dniowy dla pracowników.
- Optymalnym rozwiązaniem, i co istotne, możliwym, jest wprowadzenie 7-dniowego tygodnia pracy dla firm, a dla ludzi 4-dniowego. To oznacza, że nie istniałby weekend w takim klasycznym rozumieniu, jak teraz - stwierdził Krzysztof Inglot.
- Każdy miałby swoje trzy dni wolnego w innym momencie, bo ludzie pracowaliby na zmiany, np. od poniedziałku do czwartku i następnie od czwartku do niedzieli. Gospodarka pracowałaby non stop, stąd byłby możliwy wzrost zysków, nawet pomimo ograniczenia czasu pracy dla poszczególnych pracowników - dodał. Jego zdaniem rozszerzenie działania firm do 7 dni w tygodniu pozwoliłoby na stworzenie nowych miejsc pracy.