W środę (29 marca) rolnicy zasiądą z rządem do rozmów na temat wsparcia dla poszkodowanych w wyniku zalegającego w polskich magazynach ukraińskiego zboża. Z Wiesławem Grynem, wiceprezesem Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego i członkiem stowarzyszenia "Oszukana Wieś", rozmawiamy o postulatach branży i obecnej sytuacji rolników.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Weronika Szkwarek, dziennikarka money.pl: Jakie postulaty przedstawicie podczas spotkania z ministrem rolnictwa Henrykiem Kowalczykiem?
Wiesław Gryn: Pierwszym postulatem jest natychmiastowe zatrzymanie importu z Ukrainy, co można zrobić już dzisiaj. Należy wdrożyć szczegółową kontrolę każdego pojazdu i zatrzymać je za pomocą tzw. włoskiego strajku. Nasz minister powinien się uczyć od ministra z Czech, który parę lat temu blokował polską wołowinę.
Drugi postulat to wprowadzenie u nas, ale i w krajach takich, jak Rumunia, Bułgaria czy Węgry, cła na zboże. Dajemy na to ministrowi dwa tygodnie.
Trzecia kwestia to utworzenie osobnego nabrzeża portowego. To nie jest proceder, który będzie trwał kilka miesięcy, ale kilka lat. Jeśli Ukraina chce przewozić przez Polskę swoje płody rolne, to powinna sprzedawać je własnym sumptem, bo w tej chwili ukraińskie zboże wypiera krajowe w portach.
Czwarty postulat to wykup zboża przez Agencję Rezerw Materiałowych lub przez KOWR (Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa - przyp. red.) z magazynów rolników albo uruchomienie natychmiastowego skupu poprzez magazyny Elewarru. Najważniejsze jest dla nas jednak dalsze wyeksportowanie zbóż, aby uwolnić magazyny na przyszłe żniwa oraz wprowadzenie dopłat do eksportu.
Henryk Kowalczyk przekazał na Twitterze, że rolnicy, którzy zostali poszkodowani, otrzymają 600 mln zł. Jak pan ocenia tę pomoc?
To zależy, ilu rolników złoży wnioski oraz na ile hektarów to zostanie podzielone. Rolnicy stracą między 6 a 8 mld zł. Dostaną za to 600 mln zł, czyli 10 proc. Gospodarstwa, które mają powyżej 50 ha, nie dostaną nic, ponieważ pomoc będzie skierowana do tych, którzy mają mniejsze obszary. To jest taka wrzutka przed wyborami. Rząd przysnął.
Z jakimi problemami mierzy się dzisiaj polska wieś?
To przede wszystkim gwałtowny spadek cen i możliwości sprzedaży. Na spotkaniu z rządem chcemy się skupić na zbożach, bo jeśli dołożymy do tego ceny nawozów, ceny paliw, to zarzuci się nam, że bijemy pianę.
Z czym mierzą się polscy rolnicy poza problemem z zalegającym w magazynach zbożem?
Na polskiej wsi każdy zdroworozsądkowy rolnik zastanawia się, czy jego praca ma w ogóle sens i czy jego gospodarstwo rodzinne – przekazywane z dziada pradziada – będzie miało szansę się utrzymać.
Nie mamy szans, żeby konkurować na rynku z Ukrainą, ponieważ nasza produkcja jest obarczona wieloma zakazami, które generują koszty. W Ukrainie panuje całkowity liberalizm, brak jakichkolwiek ograniczeń w produkcji, których od nas się wymaga, co przekłada się na dobrą jakość naszych produktów. Mamy bardzo dużo wycofanych substancji chemicznych, mamy droższe nawozy, paliwo. Za wschodnią granicą są olbrzymie przestrzenie i dofinansowanie zachodnich koncernów.
Tamci rolnicy mogą otrzymywać kredyty oprocentowane na dwa-trzy procent. A jak jest u nas? Henryk Kowalczyk obiecywał nam w styczniu kredyty nieoprocentowane w PKO BP. Okazało się, że mają one oprocentowanie 10-12 proc. i 4 proc. prowizji – to jest lichwa, a nie żadna pomoc. Nie mamy szans konkurować z tym rynkiem.
Jeżeli podczas okrągłego stołu nie wypracują państwo wspólnego stanowiska, to jakie podejmiecie kolejne kroki?
Może zaczniemy w końcu trafiać jajkami w pana ministra. A tak na poważnie – będziemy zmuszeni do eskalacji protestu. Tak, jak działo się w Belgii i Holandii, gdzie traktory wyjeżdżały naprzeciw rządzącym.
Czy problemy, o których pan mówi, spowodowała wojna?
To nie jest tylko wina wojny. Zaczęło się w latach 90. Powstała Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która tylko tak się nazywała. Nie było żadnej restrukturyzacji. Nie jesteśmy gotowi do stawania w szranki z rolnictwem przemysłowym. W środę jedziemy do ministra (rolnictwa – przyp. red.) i już z góry wiem, co powie – zarzuci nam, że jest wolny rynek. Tylko że rząd szedł do wyborów z hasłem "gospodarstwa rodzinne".
Dzisiaj mamy do czynienia z kryzysem, jakiego nie było od czasów II wojny światowej. Rolnictwo musi się zmieniać. Jeśli mielibyśmy się przebranżowić, to z jakimś dofinansowaniem, a nie z komornikiem pod rękę.
Czy wielu rolnikom grozi obecnie bankructwo?
W najgorszej sytuacji są gospodarstwa, które wzięły premie dla młodych rolników, przeznaczyły je na modernizację, dołożyły wkład własny i się zadłużyły. Ci rolnicy już zaczęli sprzedawać poniżej kosztów produkcji. Teraz mówi się o dopłatach do kredytów mieszkaniowych, ale nie mówi się nic o kredytach rolniczych, kiedy nasz dochód jest żaden, a zobowiązania rosną.
Jak obecna sytuacja przekłada się na konsumentów?
W ubiegłym roku olej rzepakowy kosztował około 7 zł za litr, a za tonę rzepaku płaciło się 4 tys. zł. W tym roku rzepak kosztuje 2 tys. zł za tonę, a cena oleju wzrosła do ponad 9 zł za litr. Zboże potaniało o 30-40 proc. Czy potaniało pieczywo? Nie. Konsument nie dostał nic. My na tym nie zarabiamy, a rząd to toleruje.
Czy Prawo i Sprawiedliwość może więc liczyć na Państwa głos w wyborach?
Połowa osób biorących udział w tym proteście głosowała na PiS. Oni są najbardziej rozczarowani.
To nie jest akcja polityczna, to jest chłopski bunt – weto ludowe. To pokazanie prawdziwego niezadowolenia ludzi. Protestują osoby w wieku 30 i 40 lat. To osoby, które świadomie wybrały ten zawód i wiedziały, na co się szykować. Ale nie spodziewały się takiego zderzenia z rzeczywistością.
*Wiesław Gryn to rolnik, członek Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego i Stowarzyszenia "Oszukana Wieś", zrzeszającego przede wszystkim rolników ze wschodnich województw Polski.
Weronika Szkwarek, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.