Pierwsze lata na uniwersytecie to w dużej mierze czerpanie pełnymi garściami z przywilejów wynikających z bycia studentem. Od poniedziałku do piątku uczelnia. W weekend - zaczynający się często w środę - impreza. I tak co tydzień.
Potem człowiek zaczyna dojrzewać. Pewnego dnia budzi się z myślą, że jest już gotowy na podbicie rynku pracy. Siada do komputera, pisze CV. Zetknięcie z pierwszymi dylematami: ze zdjęciem i datą urodzenia - jak przykazują polskie zwyczaje, czy jednak bez - tak jak robi się to na Zachodzie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wysyła CV. Nie jedno, zazwyczaj kilkadziesiąt. Serwisy z ofertami pracy umożliwiają podejrzenie, ilu chętnych aplikowało na dane stanowisko. Na każde z nich ponad 100 potencjalnych konkurentów. Zgrzyt zębów, zaciśnięcie pięści - to nie będzie łatwe.
Etap pierwszy: internetowy test. Ile kropek widzisz?
Po tygodniu, czasem dwóch – nowy mail. Kilka firm zdecydowało się odezwać. Zachęcają do wypełnienia przez internet "krótkiego testu kompetencji miękkich oraz umiejętności logicznych". Sprawdza je komputerowy algorytm.
- Na teście kompetencji miękkich do Procter and Gamble było 20 pytań. Jedno z nich dotyczyło kwestii wyższego ode mnie szczeblem pracownika, który kradnie coś z biura – spośród pięciu możliwych odpowiedzi musiałam wybrać tę, która najlepiej opisuje, jak bym się w takiej sytuacji zachowała. Ciężko się to czytało, składnia była dziwna. Wydaje mi się, że w tych pytaniach nie chodzi o zaznaczenie rzeczywistej reakcji, a raczej o zgadywanie, która odpowiedź najbardziej pasuje do zasad działania korporacji - opowiada Anna, absolwentka studiów magisterskich, która próbowała dostać się na staż do działu sprzedaży. Niestety się nie udało. Ale nie tylko jej.
– Ja za to nie przeszłam testu logicznego – dodaje koleżanka Anny, Patrycja. Polegał m.in. na zapamiętywaniu sekwencji pojawiających się na ekranie kropek. - Było też coś z szybkim wykonywaniem działań matematycznych i dopasowywaniem kształtów. Szczerze mówiąc, czułam się trochę jak małpa w cyrku.
Etap drugi: wideo. O was bez nas
Pojawiają się dalsze wyzwania. Kandydat nadal nie musi opuszczać progów swojego domu.
W mailu, pod linijką z gratulacjami z powodu znalezienia się w gronie osób, które zakwalifikowały się do kolejnego etapu, widnieje odnośnik do platformy internetowej. Przy pomocy kamery w laptopie lub telefonie komórkowym kandydat ma na niej nagrać odpowiedzi na pytania. Nie jest to jednak rozmowa – po drugiej stronie nikogo nie ma.
Monika nie była w stanie podjąć tego wyzwania.
- Korporacje uniemożliwiają znalezienie pracy osobom, które są wstydliwe. W jednej z firm, do których się rekrutowałam, otrzymałam zaproszenie do nagrania filmiku z odpowiedziami na pytania. Weszłam na platformę, ale nie dałam rady – zobaczyłam swoją podobiznę w miniaturce i zamknęłam okienko. Jestem introwertykiem – zaczęłam bać się tego, że nie widzę reakcji osoby, do której mówię, i jeśli powiem jakąś głupotę, nie będzie od tego odwrotu – krzywi się.
Nie wszyscy kandydaci są jednak krytyczni wobec tego rozwiązania.
- Było to dla mnie trochę niezręczne – nie czuję się komfortowo, mówiąc do komputera. Nie krytykuję jednak, bo wiem, że ułatwia to firmom wstępną selekcję kandydatów - mówi Kamil, stażysta w firmie farmaceutycznej.
Ten, kto pokonał wewnętrzne bariery, przechodzi dalej.
Etap trzeci: wizyta w biurze. Ile jest gwiazd na niebie?
Starannie wyselekcjonowana grupa kandydatów jest zapraszana na rozmowy do siedzib firm. Biznesowy strój, spocone dłonie, atmosfera gęsta od stresu – każdy chce wypaść jak najlepiej.
- Okazało się, że menedżerowie sami nie wiedzą, czy praktyki, na które się zgłosiłam, będą płatne. Powiedzieli, że ustalą to po rozmowie. Najpierw zapytali o moje cechy, a dopiero potem opisali, jakie będą moje zadania, przez co nie wiedziałam, jak mam się zaprezentować. Najśmieszniejsze jest, że to był staż w dziale kadr – jak teraz o tym myślę, to może dobrze, że mnie nie wzięli – patrząc na przebieg rozmowy, zbyt wiele bym się nie nauczyła – mówi Aleksandra, studentka psychologii z Wrocławia. – W innej firmie powiedzieli mi za to, że zrobiłam wrażenie zbyt delikatnej i mogłabym się nie wpasować, bo ich firma jest dość "męska".
Rekruterzy prześcigają się również w sposobach badania poziomu kreatywności swoich przyszłych pracowników.
- W pewnej dużej firmie konsultingowej zapytano mnie, czy wiem, jak skręca czołg. Nie wiedziałam, ale pracę i tak dostałam – śmieje się Weronika, studentka SGH. – Pytania w tym typie bardzo często się powtarzają. Moim znajomym kazano na przykład oszacować liczbę wszystkich wind w Warszawie albo tramwajów przejeżdżających po ulicy widocznej z okna.
Często poruszany jest również temat perspektyw po zakończeniu stażu. Marek, na początku swojej przygody z rozmowami rekrutacyjnymi, spotkał się z dość nietypowym pytaniem.
- W PKP Cargo zapytano mnie, jak zareaguję, jeśli nie przedłużą mi umowy po zakończeniu praktyk. Byłem lekko zaskoczony, ale odpowiedziałem, że nie będzie to dla mnie problemem. Mimo tego pracy i tak nie dostałem.
Czasem bieg w maratonie trzeba zakończyć tuż przed metą.
Etap końcowy: witamy w naszym królestwie, nie wracaj do domu
Najlepszym się udało. Najwytrwalsi, wyposażeni w aktówki i służbowe laptopy, będą mogli z podniesioną głową wchodzić do open space’a i doświadczyć pracy na pełen etat. Albo na dwa etaty naraz.
- W tak zwanym sezonie, czyli w okresach styczeń-marzec i czerwiec-lipiec, zdarzało mi się przepracowywać 300 godzin w miesiącu. Niby można było iść do domu po ośmiu godzinach, ale wtedy pojawiała się presja otoczenia. Współpracownicy dziwnie patrzyli, denerwowali się, zmieniali przydzielone wcześniej zadania, bo "nie cierpiałem z nimi". W końcu złożyłem wypowiedzenie – mówi Szymon, były pracownik PwC.
I walka o zatrudnienie rozpoczyna się od nowa.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl