Zjednoczone Emiraty Arabskie wytoczyły ciężkie działa do walki z pandemią. Prawo jest bezwzględne. Za łamanie reżimu sanitarnego grożą wysokie kary, dochodzące do kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Najwyższe - za odmowę hospitalizacji i nieprzestrzeganie kwarantanny - w przeliczeniu aż 50 tys. zł. Równo 10 tys. zł grozi za organizację domówki i 5 tys. zł za odmowę zainstalowania lub zarejestrowania inteligentnej aplikacji śledzącej.
Za niezachowanie dystansu społecznego czy brak maseczki trzeba liczyć się z karą w wysokości 3 tys. dirham, czyli 3 tys. zł. Mandat grozi też w przypadku niepotrzebnej wizyty w placówce medycznej (3 tys. zł) czy ponownego wykonania testu COVID-19 w ciągu dwóch tygodni bez ważnego powodu (1 tys. zł).
Ale nie tylko kary w Emiratach rzucają się w oczy. To również presja społeczna.
- Niezależnie od tego, czy wie się o grożącej karze, czy nie, po prostu stosuje się do wytycznych, tak duża jest tu presja społeczna - twierdzi Barbara Sołtysińska, która przebywa obecnie w Dubaju w celach biznesowych.
Jak mówi, nie sposób wyjść z domu czy pokoju hotelowego bez maseczki - wszyscy je noszą.
- To nie jest przedmiotem jakiejkolwiek dyskusji. Zresztą maseczki są tu dostępne na każdym kroku: w restauracjach, taksówkach. Zdarzyło mi się raz zgubić maseczkę i musiałam przejść niewielki odcinek od budynku do taksówki, czułam się bardzo nieswojo. Naprawdę miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzyli. Tu nie ma przyzwolenia społecznego na łamanie obostrzeń. Nawet, jak maseczka zsunie się z nosa, to natychmiast inne osoby zwracają uwagę, żeby została założona prawidłowo - mówi.
Nie znaczy to jednak, że w Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie ma problemu koronawirusa. W grudniu około 1,2 tys. przypadków nowych zachorowań na COVID-19. Na przełomie stycznia i lutego ta liczba zwiększyła się do 3,2 tys. zakażeń (tyle było np. 18 lutego). Dodajmy, że ZEA liczą ok. 10 mln mieszkańców. W cztery razy większej Polsce odnotowaliśmy w czwartek 18 lutego nieco ponad 9 tys. zakażeń. A więc "tylko" trzy razy więcej.
Duże wzrosty w ZEA mogą być... efektem świąt Bożego Narodzenia i wyjazdów poza Emiraty. Trzeba pamiętać, że 90 proc. osób, które tutaj mieszkają, to nie obywatele, to rezydenci.
- Ale taki rozkład powoduje, że ludzie tu łatwiej dostosowują się do wytycznych, bo krąży wiele historii o tym, jak łatwo stracić rezydencję – mówi Barbara Sołtysińska.
Wyrywkowe kontrole i donosy
W Dubaju nie ma lockdownu. Działają restauracje, siłownie, baseny, hotele, ludzie chodzą do biur bądź pracują hybrydowo: trochę z domu, trochę zdalnie. Obowiązuje natomiast reżim sanitarny - w restauracjach musi być zachowana odpowiednia odległość.
- Gdziekolwiek się nie wchodzi, jest mierzona temperatura: w galerii handlowej, w sklepie, na basenie. Pomiaru dokonuje się nie na czole, a na wierzchu dłoni - informuje Barbara Sołtysińska.
Firmy muszą pilnować obostrzeń. Za ich łamanie grożą nie tylko kary finansowe, ale i tymczasowe zamknięcie. Urzędnicy wyrywkowo kontrolują sytuację w poszczególnych miejscach, ale też reagują na zgłoszenia mieszkańców.
Uruchomiona jest specjalna infolinia, pod którą można zadzwonić, by poinformować o nieprawidłowościach zauważonych w restauracjach czy sklepach. Z przekazywanych danych wynika, że od początku tego roku władze Dubaju nakazały tymczasowo zamknąć 32 lokale gastronomiczne z powodu nieprzestrzegania reżimu sanitarnego. Po usunięciu uchybień biznesy znów mogą zacząć działać.
Donos na policję
Naruszenia można też zgłaszać na policję, dzwoniąc lub informując służby poprzez specjalną aplikację "Police eye". W ciągu pierwszego tygodnia lutego mieszkańcy zgłosili 1 tys. przypadków naruszeń. Reagowali w sytuacji niepotrzebnych zgromadzeń, nieprzestrzegania dystansu społecznego czy braku maseczek. W styczniu policja w Dubaju wystawiła łącznie 1 tys. mandatów, z czego ponad 400 za łamanie zasad w galeriach handlowych. Funkcjonariusze wydali też 2,3 tys. ostrzeżeń.
W Dubaju - przynajmniej na razie - w zasadzie można funkcjonować zupełnie normalnie. Korzysta na tym Barbara Sołtysińska, której platforma indaHash, łącząca influencerów z markami, ma tutaj biuro.
- W związku z tym, że w Dubaju nie ma lockdownu, pomyślałam, że jest to dobry moment, by spędzić trochę czasu z zespołem i klientami. W Polsce i na innych rynkach, na których jesteśmy obecni, nie jest to na ten moment możliwe - wyjaśnia.
Platforma indaHash pracuje obecnie nad umacnianiem współpracy z markami. Prowadzi duży projekt z Aliexpress i cały czas rozwija obszar livestreamów. Sytuacja w Dubaju pozwala na bezpośrednie spotkania z pracownikami i klientami.
Barbara Sołtysińska mówi o ogromnym kontraście w podejściu do pandemii Polaków i mieszkańców Zjednoczonych Emiratów Arabskich. To, co działo się w pierwszy weekend luzowania obostrzeń w Zakopanem, pokazuje, że mamy dużą lekcję z solidarności społecznej do odrobienia.