Obecnie w przypadku wygaśnięcia mandatu wójta przed końcem kadencji obowiązki przejmuje jego zastępca. Jak wynika z ustaleń money.pl, mają jednak wrócić poprzednie zasady, że to premier wskazuje komisarza. I to nie tylko w przypadkach, do których dopiero dojdzie. Donald Tusk miałby prawo zweryfikować osoby już pełniące obowiązki wójta w dotychczasowym trybie. Pomysł już budzi sprzeciw w samorządach i częściowo w koalicji rządzącej. Pojawiło się nawet podejrzenie, że to szykowanie gruntu pod wcześniejsze wybory prezydenckie w stolicy.
Zmianę, o której piszemy, zawarto w projekcie nowelizacji ustawy o Radzie Ministrów i niektórych innych ustaw. Zmieniane są przepisy w dwóch miejscach. Dziś artykuł 28f Ustawy o samorządzie gminnym wskazuje, że w przypadku wygaśnięcia mandatu wójta w trakcie kadencji jego funkcję, do czasu objęcia obowiązków przez nowo wybranego wójta, pełni zastępca albo pierwszy zastępca - jeśli zastępców jest więcej. Dopiero jeśli takiej osoby nie ma, tzw. komisarza wskazuje premier.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tymczasem projekt zakłada, że od razu osobę pełniącą funkcję włodarza (wójta, burmistrza i prezydenta) do czasu nowych wyborów wskaże premier - co de facto oznacza powrót do poprzednich regulacji.
Kolejna zmiana, jaka znalazła się w projekcie, daje możliwość premierowi nie tylko wskazania komisarza na przyszłość, ale także weryfikacji osób pełniących obecnie funkcje po włodarzach, którym wygasł mandat. Planowany przepis przewiduje, że w ciągu tygodnia od wejścia w życie ustawy wojewodowie poinformują premiera, w ilu przypadkach na ich terenie funkcję włodarza, któremu wygasł mandat, pełnią jego zastępcy. Wówczas premier będzie miał kolejny tydzień na wskazanie komisarza.
Zgodnie z Kodeksem wyborczym wygaśnięcie mandatu następuje np. w przypadku wyboru na urząd prezydenta, posła, senatora lub europosła, ale także rezygnacji z funkcji, niezłożenia oświadczenia majątkowego w terminie, odwołania w drodze referendum i innych przypadkach.
Najpierw naprzód, teraz wstecz
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że KPRM próbuje odkręcić zmiany, które uchwaliła obecna większość sejmowa - i to przy poparciu opozycji - oraz które obowiązują raptem od 28 maja (ustawa z dnia 26 kwietnia 2024 r. o zmianie Ustawy o samorządzie gminnym oraz niektórych innych ustaw).
Ustawa ta - przygotowana przez Polskę 2050 - była pokłosiem sytuacji, do jakiej doszło po ostatnich wyborach parlamentarnych, tj. 15 października 2023 roku. Wtedy bowiem niektórzy pełniący swoje funkcje samorządowcy dostali się do parlamentu - np. ówczesny prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza uzyskał mandat senatora, a prezydent Sopotu Jacek Karnowski został posłem.
Ówczesny premier Mateusz Morawiecki (rząd Donalda Tuska został powołany dopiero 13 grudnia) miał obowiązek w takich sytuacjach wskazywać komisarzy w gminach. Podobnie zresztą mogło się dziać w trakcie roku, np. w sytuacji, gdyby wójt trafił za kratki i stracił swój mandat - wtedy też szef rządu musiałby wskazać komisarza.
Problem w tym, że Mateusz Morawiecki, z niewiadomych względów, po wyborach parlamentarnych długo zwlekał ze wskazaniem komisarza w Inowrocławiu i Sopocie (nawet dwa miesiące), co według tamtejszych samorządowców częściowo utrudniało funkcjonowanie administracji lokalnej. Stąd pomysł uregulowania tej sytuacji ustawowo, by nie dochodziło do podobnych sytuacji w przyszłości.
Sam problem nie wygląda na duży - jak wynika z danych PKW, w tej kadencji do tej pory odbyło się lub właśnie się odbywa sześć elekcji. Natomiast w poprzedniej wybory uzupełniające na wójta, burmistrza czy prezydenta odbyły się w ponad 70 miejscach.
Teraz jednak rząd chce wrócić do tego, co było, a nawet idzie dalej - przepisy miałyby działać wstecz, skoro szef rządu miałby prawo zweryfikować samorządowców, którzy w trybie obecnych przepisów przejęli stery po wójcie, burmistrzu czy prezydencie miasta.
Co na to samorządowcy
Z naszych rozmów z samorządowcami wynika, że szykowane regulacje budzą ostry sprzeciw w tym środowisku. W uzasadnieniu do projektu czytamy, że zmiana ma na celu "ujednolicenie norm na wszystkich poziomach samorządu terytorialnego".
- Wnioskodawca zdaje się nie dostrzegać, że wójt, burmistrz czy prezydent miasta pochodzi z wyborów bezpośrednich, a starosta w powiecie czy marszałek województwa jest wybierany przez radnych - wskazuje jeden z samorządowców. Włodarzom także nie podoba się to, że zmiana jest wprowadzana do projektu ustawy, która co do zasady dotyczy organizacji pracy Rady Ministrów i zasad funkcjonowania Rady Legislacyjnej.
Chodzi o Warszawę?
Na pewno taka zmiana może rzutować także na dużą politykę. Zdaniem części naszych rozmówców, tak naprawdę może chodzić o sytuację w Warszawie. Rafał Trzaskowski jest dziś najbardziej prawdopodobnym kandydatem KO w wyborach prezydenckich. Gdyby działały obecne przepisy, a on wystartowałby w wyborach prezydenckich i wygrał, wówczas do kolejnych wyborów w stolicy jego funkcję pełniłaby prawdopodobnie wiceprezydent Renata Kaznowska.
Zmiana przepisów daje KO swobodę i możliwość wskazania przez premiera dowolnej osoby, np. kandydata na kolejnego prezydenta Warszawy, co mogłoby mu dać przewagę w kampanii. Taka osoba występowałaby w roli włodarza i miała do dyspozycji cały aparat urzędniczo-budżetowy, którym można się lewarować w kampanii.
Podobny scenariusz wdrożył PiS w 2006 roku, gdy komisarzem w stolicy został Kazimierz Marcinkiewicz i startował potem w wyborach na prezydenta stolicy. Dla PiS nie zakończyło się to sukcesem, ponieważ Marcinkiewicz przegrał z Hanną Gronkiewicz-Waltz. Ale wtedy PiS w stolicy też miało słabsze notowania od KO.
W razie wygranej Trzaskowskiego w kontekście kandydowania w stolicy wymieniane są różne osoby: wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Aleksandra Gajewska, pełnomocnik rządu ds. odbudowy po powodzi Marcin Kierwiński czy Wioletta Paprocka-Ślusarska, radna sejmiku mazowieckiego i szefowa sztabu KO w ostatnich wyborach parlamentarnych.
Zamieszanie w koalicji
Warszawski kontekst szykowanych przez Kancelarię Premiera przepisów może dzielić koalicjantów, zwłaszcza tych, którzy mają aspiracje, by w ewentualnych wyborach w stolicy wystawić własnych kandydatów.
Dlatego jeśli chodzi o polityczne tło całej sprawy, to już widać, że sprawa może zaognić sytuację w koalicji. Propozycją zaskoczeni są politycy Polski 2050. - Doszły do nas słuchy o tej "wrzutce", musimy to przeanalizować, ale będziemy bronić obecnych rozwiązań, które są efektem przyjęcia ustawy naszego autorstwa - zapowiada nasz rozmówca z partii Szymona Hołowni.
- Liczę, że to błąd urzędniczy. Wygląda, jakby urzędnik z KPRM nie znał procesu legislacyjnego w Sejmie i nie wiedział, że w porozumieniu politycznym obecny parlament przyjął inne rozwiązanie. Mam nadzieję, że ta propozycja zostanie wycofana - mówi money.pl Bartosz Romowicz, poseł Polski 2050.
Zaskoczeni są także na lewicy. - O tej sprawie dowiaduję się od panów. Musimy to skonsultować z naszymi samorządowcami - przyznaje Anna Maria Żukowska, szefowa klubu Lewicy.
Pozytywnie o pomyśle wyraża się senator Tomasz Grodzki, szef senackiego klubu KO i były marszałek Senatu. - To pozwala przeciąć jakieś lokalne układy, bo zastępcy wójta, burmistrza czy prezydenta są wskazani przez niego - argumentuje senator KO.
Formacja Donalda Tuska może tu liczyć na wsparcie ze strony ludowców. - Także widzimy potrzebę tych zmian. Najlepsze są sprawdzone rozwiązania - przekonuje polityk PSL. Przyznaje jednak, że jego formacja także jest zaskoczona propozycją KPRM.
Zdziwieni są nawet politycy PiS. - Kilka miesięcy temu poparliśmy w Sejmie rozwiązania, o które wnosili samorządowcy. Ustawa przeszła ponad bieżącym sporem, w sposób jednogłośny. Jeśli w tej chwili jest próba odwrócenia tego stanu, to znaczy, że musi być jakieś drugie, polityczne dno tej "wrzutki" - podejrzewa Paweł Szefernaker, były wiceszef MSWiA.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl