Rząd zabiega, by Bruksela do 9 czerwca uznała, że nie ma ryzyka łamania praworządności w Polsce. Zakończenie sporu o praworządność z Brukselą to jeden ze strategicznych celów rządu Donalda Tuska – pisze w piątkowym wydaniu "Rzeczpospolita".
Zawarcie pokoju z Brukselą jest także jedną z flagowych obietnic Koalicji Obywatelskiej. Chodzi przede wszystkim o zakończenie kwestii wszczętej wobec Polski w 2017 r. procedury z art. 7 traktatu o UE – dotyczącej stwierdzenia naruszenia praworządności.
Tusk śpieszy przed Orbanem
Jak ustalił dziennik, "Polska dąży do tego, by udało się zakończyć procedurę jeszcze przed końcem trwającej obecnie belgijskiej prezydencji, czyli przed końcem czerwca".
21 maja ma się odbyć posiedzenie unijnej Rady ds. Ogólnych (GAC), a przed nim spotkanie nieformalne, na których sprawa Polski ma zostać poruszona.
Według "RP", pośpiech naszych rządzących wynika z tego, że po Belgach pałeczkę na pół roku przejmą Węgrzy, a "z naszych rozmów w Brukseli wynika, że zakończenie tego procesu za ich prezydencji może być trudne, co odsunęłoby sprawę na 2025 r." – czytamy.
Atut w kampanii
Drugą kwestią są wybory do Parlamentu Europejskiego zaplanowane na 9 czerwca. Zakończenie sporu z Brukselą politycy koalicji rządzącej widzą jako potencjalnie wielki atut w kampanii wyborczej.
Dlatego szef MS Adam Bodnar i jego współpracownicy przedstawili już w lutym tego roku w Brukseli tzw. Action Plan dotyczący naprawy sytuacji wokół praworządności. Dziennik twierdzi jednak, że może nie być łatwo, gdyż "Polska musi przekonać nie tylko Komisję, jeśli chodzi o realizację Action Planu, ale i stworzyć "dobrą atmosferę" wśród państw członkowskich wokół sprawy jeszcze przed posiedzeniem GAC 21 maja".
Powiązanie praworządności z środkami UE
Polska wyraźnie wyraziła gotowość do zajęcia się utrzymującymi się od dawna obawami dotyczącymi praworządności i zobowiązała się do pracy na podstawie zaleceń Komisji. W tym celu władze polskie przedstawiły Radzie do Spraw Ogólnych w dniu 20 lutego plan działania w celu rozwiązania kwestii podniesionych przez Komisję w ramach trwającej procedury przewidzianej w art. 7 ust. 1.
Kwestia powiązania wypłat środków z Unii Europejskiej ze stanem praworządności był kluczowym mechanizmem dyscyplinującym. Był on odpowiedzią na naruszenia zasad państwa prawa przez rządy Polski Węgier, które w przypadku Rzeczypospolitej znalazły wyraz w pierwszym w historii UE uruchomieniu procedury.
Wypłacane Polsce zaliczki to jednak niewielka część funduszy, jakie zostały Polsce przyznane, a wciąż nie mogą być wypłacone. Aby otrzymać całe 60 mld euro wsparcia z Brukseli, Warszawa musi rozliczyć się z tzw. kamieni milowych i wywiązać się z zobowiązań. Wypłaty blokują m.in. naruszenia praworządności i niezależności sędziów.