Z danych Straży Granicznej dla "Rzeczpospolitej" wynika, że w środę, w dniu ogłoszenia przez Władimira Putina mobilizacji, wjechało do naszego kraju w sumie 348 Rosjan, najwięcej drogą lądową i przez przejścia z obwodem kaliningradzkim. W czwartek na tych przejściach odprawiono 133 Rosjan.
Jak dodaje dziennik, są to głównie osoby z tzw. kartami pobytu, które prowadzą w Polsce firmy i mają tu rodzinę.
Po ogłoszeniu mobilizacji długo nie trzeba było czekać na efekty. "Rzeczpospolita" informuje, że przejścia graniczne z krajami sąsiadującymi z Rosją "zostały zakorkowane tysiącami samochodów z ludźmi usiłującymi uciec przed mobilizacją". Największe kolejki na razie są na granicy z Finlandią, ale wydłużają się też na najbardziej oddalonych przejściach z Kazachstanem, a nawet Mongolią.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ogłoszenie częściowej mobilizacji wystarczyło też, aby Rosjanie zaczęli masowo szukać biletów lotniczych - przede wszystkim do Stambułu, Erywania i Tbilisi.
Według wstępnych zapowiedzi częściowa mobilizacja ma objąć osoby, które odbyły służbę w wojsku. Przed wysłaniem na front mają oni przejść dodatkowe przeszkolenie.
Analitycy wojskowi uważają, że jeśli Rosja przeprowadzi nielegalną aneksję ukraińskich terytoriów okupowanych, to armia może tam zacząć wysyłać poborowych, argumentując, że jest to "rosyjskie terytorium", a poborowi są wysyłani do obrony tych terenów.