Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Piotr Kalisz
Piotr Kalisz
|
aktualizacja

Ukraińska żywność zalewa Polskę? Ekspert pokazuje dane

Podziel się:

Protesty rolników przedłużają się i stają się nie tylko głośniejsze, ale i coraz bardziej kosztowne. Powody blokady dostaw wcale nie są tak jasne, jak mogłoby się wydawać - pisze dla money.pl Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy.

Ukraińska żywność zalewa Polskę? Ekspert pokazuje dane
Protest rolników. Według Piotra Kalisza manifestacje pokazują głębsze zjawisko, które dotyczy Polski (GETTY, WP.pl, Omar Marques, Anadolu)

Protesty na dużą skalę rozpoczęły się jeszcze w listopadzie i były wówczas organizowane przez przewoźników. Od tego czasu sytuacja zaogniła się i przystąpili do nich rolnicy. Gdy wsłucha się w postulaty, protestujący domagają się głównie ograniczenia importu produktów rolnych z Ukrainy, które - jak mówią - zalewają polski rynek.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Nowy konkurs dla startupów na Game Industry Conference

Import żywności z Ukrainy. Jak jest faktycznie?

Co mówią dane? Import produktów rolnych i spożywczych z Ukrainy był faktycznie bardzo wysoki w 2022 r., jednak załamał się na wiosnę 2023 r., a więc po wprowadzeniu przez Polskę i UE ograniczeń dla wwozu niektórych produktów.

Od tego czasu wartość żywności importowanej z Ukrainy oscyluje na umiarkowanym poziomie, nieodbiegającym diametralnie od poziomów notowanych bezpośrednio przed wybuchem wojny. Większość produktów przekraczających polską granicę jest w tranzycie i ma trafić na zagraniczne rynki.

Tymczasem dużo mówi się o wpływie protestów na ukraińską gospodarkę, a zaskakująco mało o tym, że również polskie firmy handlujące ze Wschodem odczuwają ich konsekwencje.

Mamy dużo do stracenia

Polska ma w wymianie z Ukrainą pokaźną nadwyżkę. W ubiegłym roku sprzedaliśmy tam o 7 mld euro więcej towarów niż kupiliśmy, a nawet gdyby wyeliminować eksport amunicji i paliw, nadwyżka przekraczałaby 3,5 mld euro. Na blokadzie granicy mamy dużo stracenia.

Dokładne szacunki nie są na razie możliwe, ponieważ dysponujemy danymi o eksporcie i imporcie tylko za listopad i grudzień, a więc dwa pierwsze miesiące protestów. Jednak nawet te cząstkowe dane sugerują postępujące osłabienie w handlu z Ukrainą.

Od wybuchu protestów na granicy polski eksport do tego kraju - po wyłączeniu paliw, amunicji i broni - był miesięcznie o około 80 mln euro niższy od dotychczasowego trendu.

W sumie oznacza to spadek o około jedną dziesiątą w stosunku do eksportu, którego można byłoby się spodziewać bez protestów. W skali całej gospodarki efekt ten łatwo bagatelizować, ale dla firm specjalizujących się w handlu ze Wschodem powyższe koszty mogą być dużym obciążeniem.

Blokada nie tylko przedłużyła się na pierwsze miesiące 2024 roku, ale i nasiliła się. Dlatego można przypuszczać, że w lutym ubytek eksportu może wyraźnie przekroczyć to, co widzieliśmy pod koniec 2023 roku. Co więcej, średnioterminowe konsekwencje będą jeszcze większe.

Już w ostatnich miesiącach Ukraina skutecznie zwiększała eksport drogą morską, a protesty na polskiej granicy sprawiły, że jej inwestycje w rozwój transportu rzecznego przez Rumunię zaczęły nabierać tempa.

Efektem blokad będzie więc relatywne zmniejszenie eksportu przez teren Polski. Będzie to może korzystne dla protestujących rolników, ale niekoniecznie dla innych sektorów gospodarki.

Konkurencji nie unikniemy

Trwające blokady skłaniają do refleksji. Protesty zarówno przewoźników, jak i rolników mają wspólny mianownik - obawy przed bardzo konkurencyjnymi produktami i usługami zza wschodniej granicy.

Tylko, że ta konkurencja będzie trudna do uniknięcia w świetle planowanej akcesji Ukrainy do UE. Można więc przyjąć, że protesty, które widzimy, to nie tyle sprzeciw wobec obecnego napływu produktów rolnych, bo ten wcale nie jest tak duży, co raczej pierwsze sygnały oporu przed konsekwencjami rozszerzenia Unii.

Historia w pewnym stopniu się powtarza, bo 20 lat temu podobne obawy w Europie Zachodniej wzbudzała perspektywa wejścia do Unii przez Polskę. Nie bez powodu wiele krajów czasowo zamykało rynek dla pracowników z Europy Środkowej, a konkurencyjność polskich firm transportowych wywoływała niezadowolenie w innych krajach. Jak się jednak okazało, integracja europejska przyniosła korzyści nie tylko dla kraju wchodzącego do Unii, lecz również dla jej dotychczasowych członków. Tak będzie zapewne i tym razem, wbrew powszechnie pojawiającym się obawom.

Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl