Prigożyn zginął dokładnie dwa miesiące po buncie i ostatecznie przerwanym rajdzie wagnerowców na Moskwę. Tych samych najemników, którzy od dawna działają m.in. w Afryce.
Grupa Wagnera realizowała interesy Kremla m.in. w Mali, Libii, Sudanie, Republice Środkowoafrykańskiej, Kongo czy Malawi, a od niedawna także w Nigrze, gdzie junta wojskowa obaliła demokratycznie wybranego prezydenta. To właśnie na te fakty zwraca uwagę część ekspertów, pytana o to, dlaczego właśnie teraz zginął Jewgienij Prigożyn.
- Było jasne, że po tym, jak Putin nazwał Prigożyna zdrajcą, musi się go pozbyć. Wydaje się jednak, że stało się to zbyt szybko - zanim Putin był w stanie zniszczyć wpływy Prigożyna w Afryce - mówił w amerykańskiej stacji CNN Christo Grozev, dziennikarz Bellingcat, brytyjskiej platformy specjalizującej się w dziennikarstwie śledczym.
Jego zdaniem to, co stało się z przywódcą Grupy Wagnera, ma wiele wspólnego z ostatnimi wydarzeniami Afryce.
- Obserwowaliśmy eskalację konfliktu Ministerstwa Obrony i Kremla z jednej strony, a z drugiej - konfliktu z Prigożynem o to, kto będzie kontrolował najbardziej lukratywne rynki w Afryce - Mali i Republice Środkowoafrykańskiej. Prigożyn był ostatnio w Afryce. Próbował zachować kontrolę nad Mali, by nie przeszła ona w ręce Ministerstwa Obrony - dodał Grozev.
Słychać głosy, że właśnie ta afrykańska niezależność mogła w końcu doprowadzić do upadku Prigożyna.
- Nie wiadomo, czy zrobił to (zabił Prigożyna - przyp. red.) wywiad wojskowy. Nie przesądzono jeszcze, czy samolot został zestrzelony, ale lecieli na pułapie 9 tys. m, więc mogło to zrobić wojsko, używając systemu buk. Drugą opcją jest bomba na pokładzie, co wskazywałoby na FSB. Wtedy Putin musiałby już o wszystkim wiedzieć i dać zielone światło do likwidacji Prigożyna. Dlaczego dopiero po dwóch miesiącach od buntu? Być może tyle czasu musiało zająć przygotowanie do przejęcia aktywów wagnerowców w Afryce. Likwidacja od razu po buncie doprowadziłaby do chaosu - uważa Grzegorz Kuczyński, autor książki "Wagnerowcy. Psy wojny Putina".
Śmierć Prigożyna. To oni mogą przejąć grupę Wagnera
Rosjanie z Afryki nie wyjdą
Ekspert od Afryki dr Aleksander Olech w lipcu wskazywał, że "Rosja oraz grupa Wagnera mają wspólny cel (wyparcie Zachodu), w tym samym czasie otrzymują przychody z różnych aktywności. Wagner pozostaje przedłużeniem obecności Rosji i jest jej siłą w Afryce".
Dodał, że "najemnicy realizują doraźne cele Moskwy, od tłumienia antyrządowych zamieszek w przyjaznych krajach Afryki, poprzez ochronę osób (zarówno przedstawicieli rosyjskich, jak i lokalnych np. prezydenta RŚA) oraz obiektów (np. kopalni złota), aż po fizyczną eliminację przeciwników".
Śmierć Prigożyna nie oznacza jednak, że rosyjskich najemników zabraknie w Afryce. Wręcz przeciwnie.
Rosja w Afryce będzie dalej, czy to z wagnerowcami czy bez. To tylko przedłużenie interesów dla Kremla i realizacja zadań przez inne podmioty. Przez jednego przywódcę nic się nie zmieni. To zbyt ogromne inwestycje - podkreśla Aleksander Olech.
Jeśli najemnicy z Grupy Wagnera uciekną, to pojawią się inni.
Prigożyna związki z Putinem
Nie wszyscy jednak uważają, że śmierć Prigożyna jest na rękę Putinowi, który teraz miałby zwiększać wpływy, nie oglądając się na wagnerowskich najemników. Krystyna Kurczab-Redlich wskazuje wręcz, że lider Grupy Wagnera był dla prezydenta Rosji zbyt ważny, by się go pozbyć.
- Myślę, że to nie Putin stał za śmiercią Prigożyna, on jest zbyt ważną politycznie osobą, żeby się go pozbywać. Dzięki niemu udało się opanować cały pas Sahelu od Gwinei po Sudan. Za każdym zamachem stanu, który organizowano przeciwko demokratyzującym prezydentom występowały siły podtrzymywane przez wagnerowców. Oni zapełniali lokalne rynki, rozdawali rosyjskie flagi. Tak było m.in. w Nigrze, który jest teraz szalenie ważny. Dzięki temu pod kontrolą Rosji jest 6 tys. km kw. powierzchni. To załatwiali wagnerowcy - uznaje Kurczab-Redlich, wieloletnia korespondentka w Rosji oraz autorka książek o Putinie i Kremlu.
Co najmniej 50 państw jest określanych przez Rosję jako wrogie. W tej sytuacji Afryka dla Moskwy jest szalenie ważna - uważa Kurczab-Redlich.
"Tak działa mafia". Mocny komentarz z USA
- Prigożyn mógł czuć się bezpieczny, co mogło go zgubić. Tym, którzy chcieli go zlikwidować, zależało na tym, żeby jednym strzałem utrącić jak najwięcej niebezpiecznych postaci - ocenia Grzegorz Kuczyński.
A grupa Wagnera bez Prigożyna i głównych komendantów nie istnieje jako niezależny podmiot.
- Są uzależnieni logistycznie od rosyjskiej armii. Trudno sobie wyobrazić bunt najemników stacjonujących w Libii czy Mali. Skończyłoby się ich eliminacją - dodaje Kuczyński.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl