Wprawdzie rozwód między Wielką Brytanią a Unią Europejską nastąpił 1 lutego, ale pewne sprawy organizujące dalszą współpracę "rozwodników" miały zostać ustalone później. I nie są to jakieś tematy poboczne, lecz umowa, od której zależy kształt dalszej współpracy gospodarczej. To umowa handlowa, która powinna zostać zawarta do końca tego roku. Jeszcze w lutym wydawało się, że to dość czasu. Na kilkanaście dni przed upływem terminu zawarcie porozumienia wydaje się jednak coraz mniej prawdopodobne, bo strony nie mogą dogadać się w kilku kluczowych sprawach.
Brak porozumienia nie oznacza, że ustanie handel między Wielką Brytania a państwami UE, a więc m.in. Polską. Wymiana towarów i usług nadal będzie się odbywać, ale na mało dla obu graczy korzystnych zasadach wyznaczonych przez Światową Organizację handlu.
Chcąc uniknąć narzucenia niekorzystnych zasad, strony przystąpiły do negocjacji z dużym zapałem. Czas pokazał, że ściany, która w międzyczasie między nimi wyrosła, nie da się przesunąć ani o centymetr.
Rozmowy na najwyższym szczeblu
Wprawdzie obie strony wyznaczyły doświadczonych negocjatorów, lecz gdy okazało się, że nie są oni w stanie ustalić satysfakcjonujących warunków, do rozmów włączyli się pierwszoligowi gracze. Boris Johnson nie tylko pojechał do Brukseli, ale też odbył rozmowę z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Rozmowa telefoniczna zakończyła się po 90 minutach, gdy było jasne, że rozmówcy utknęli w martwym punkcie.
Trzy sporne, a jednocześnie kluczowe obszary: równe reguły konkurencji, zarządzanie i rybołówstwa – pozostają nierozwiązane.
Wariantu bez umowy, czyli twardego brexitu, obawiają się i politycy unijni, i Brytyjczycy. Mimo wszystko bardziej zainteresowani pozytywnym rozwojem sytuacji powinni być Brytyjczycy.
Jak donosi PAP, Unia Europejska odpowiada za prawie połowę handlu zagranicznego Wielkiej Brytanii, a Wielka Brytania tylko za kilkanaście procent handlu UE. Uważa się, że brak umowy handlowej bardziej zaszkodzi Londynowi. Sytuacja jest jednak bardziej złożona: UE eksportuje na Wyspy towary, których cena w przypadku braku umowy znacznie wzrośnie, a to może skłonić Brytyjczyków do poszukania tańszych produktów poza Unią.
Brytyjskie Biuro Odpowiedzialności Budżetowej (OBR) szacuje, że brak umowy zmniejszy w przyszłym roku PKB o 2 punkty proc. Raczej nie ulega wątpliwości, że wyjście z okresu przejściowego bez porozumienia nie będzie korzystnym scenariuszem dla Wielkiej Brytanii. Ale nie jest też tak, że będzie ona jedynym przegranym, bo UE też ma sporo do stracenia.
Ewentualny brak umowy handlowej spowoduje, że od 1 stycznia obowiązywać będą cła, kwoty ilościowe i inne bariery, a w konsekwencji wzrosną ceny i spadną obroty handlowe. A to oznacza, że po stronie UE zmniejszy się nadwyżka handlowa, po stronie Wielkiej Brytanii - deficyt.
Ponadto wspomniany deficyt w wysokości 79 mld funtów dotyczy łącznie towarów i usług, a rozdzielając to Wielka Brytania ma w obrocie towarami deficyt wynoszący 97 mld funtów, ale w obrocie usługami - nadwyżkę w wysokości 18 mld funtów. Ponieważ negocjowana umowa dotyczy przede wszystkim wymiany towarowej, tym bardziej jej brak będzie zmniejszał unijną nadwyżkę.