W ciągu pierwszego miesiąca urzędowania Donalda Trumpa globalizacja gospodarcza spowolniła - ocenił dr Rafał Szymanowski z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz poznańskiego Instytutu Zachodniego. - To, co Trump zapowiedział i ogłasza, jeśli chodzi o handel międzynarodowy, może wywołać swoistą rewolucję - przyznał.
W kwestiach handlu międzynarodowego Trump jest bardzo konsekwentny i w zasadzie od lat 80. XX w. uważa, że USA są ofiarą gospodarczej globalizacji. Jego głównym argumentem jest deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza z UE, którą obwinia za stosowanie nieuczciwych praktyk wobec USA - powiedział.
Dodał, że taryfy celne nakładane przez USA mają być instrumentem nacisku w polityce międzynarodowej, ale także mają doprowadzić do obniżenia deficytu handlowego oraz skłonić firmy do ponownego inwestowania w produkcję w Stanach Zjednoczonych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Dużo chaosu"
Naukowiec podkreślił, że na razie w polityce handlowej USA panuje dużo chaosu. "Trump najpierw ogłosił 25 proc. cła na produkty z Kanady i Meksyku, a potem je zawiesił, w zasadzie nie wiadomo dlaczego, bo nic wielkiego poza obietnicami chyba nie dostał. Natomiast zapowiedź 25 proc. ceł m.in. na europejskie farmaceutyki czy samochody, może bardzo mocno uderzyć w największe kraje UE - Niemcy i Francję" - zaznaczył.
Badacz przypomniał jednocześnie, że w czasie swojej pierwszej prezydentury Trump również nakładał cła. - Robił to po to, żeby USA poprawiły swój bilans handlowy. W przypadku relacji z Chinami nie udało mu się to. Pomiędzy 2016 a 2019 r. deficyt handlowy USA-Chiny zmniejszył się z 310 mld dolarów do 308 mld dolarów. Te cła nic nie dały. Później, w 2020 r. deficyt zmalał, ale stało się to przez pandemię koronawirusa i przerwanie łańcuchów dostaw. Cła nie spowodowały tego, co Trump deklarował, że chciałby osiągnąć" - zaznaczył.
Nie ma szans powodzenia
Naukowiec dodał, że wszystkie modele ekonometryczne wskazują, iż pomysł Trumpa na zrekompensowanie obniżonych wpływów z podatków wyższymi cłami, nie ma szans powodzenia. - Jest duże zagrożenie, że koszt ceł tak naprawdę pokryją amerykańscy konsumenci, którzy zapłacą więcej - wskazał.
Od końca drugiej wojny światowej generalnie na całym globie taryfy celne maleją - zaznaczył.
Dodał, że w razie wojny handlowej UE z USA, Europa mogłaby zbliżyć się gospodarczo do Kanady. W jego opinii umowa o wolnym handlu między UE a państwami Ameryki Południowej zrzeszonymi w Mercosur nie zrekompensuje w pełni strat poniesionych na rynku amerykańskim.
Badacz zaprzeczył, by polityka Trumpa mogła szybko zaowocować powrotem wielkiego przemysłu do USA. - Zamknięcie dużej fabryki jednego z głównych globalnych koncernów trwa czasem 3-4 lata. Nie można zamknąć fabryki w jeden dzień, a otwarcie nowej w innej lokalizacji oznacza znalezienie miejsca, wynegocjowanie ceny za grunt, budowę zakładu, znalezienie kadr - to wszystko trwa - powiedział.
Dodał, że rzekomy upadek przemysłu w USA nie jest jedynie winą międzynarodowego handlu i globalizacji, ale wynika m.in. z postępu technologicznego i mniejszych potrzeb zatrudnienia, przy zachowaniu podobnej skali produkcji.
Jak świat reaguje na Trumpa
Dr Szymanowski wskazał, że na razie nie ma sygnałów sugerujących, by posunięcia handlowe USA mogły spowodować globalną recesję. Dodał, że paradoksalnie wraz z nową kadencją Trumpa zyskały giełdy europejskie, które w oczach inwestorów mogą być oceniane jako stabilniejsze rynki.
Politolog podkreślił również, że 25. prezydent USA William McKinley, na którego Trump lubi się powoływać, także powszechnie stosował cła. "Trump chyba jednak nie pamięta, że pod koniec swojej prezydentury McKinley stwierdził, że ta polityka nie odniosła sukcesu i z tych ceł należy się wycofać" - powiedział.