Jesienią, zanim jeszcze uchwalono ustawę o maksymalnych cenach energii, napisaliśmy, że może ona spowodować duże problemy, zarówno dla dużych państwowych firm, działających na rynku energii, jak i dla innych przedsiębiorstw działających na tym rynku.
Zastrzeżenia do projektu zgłaszał także resort Jacka Sasina. Kierowane przez niego ministerstwo oszacowało, że wejście w życie przepisów dotyczących maksymalnych cen energii przyniesie ogromne straty firmom energetycznym, co w efekcie może doprowadzić je do upadłości. Szacowany wówczas poziom strat dla spółek, będący efektem różnicy pomiędzy kosztami a ceną maksymalną, miał wynieść nawet kilkanaście miliardów złotych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednak ministerstwo klimatu, które przygotowało tę ustawę, ucięło te spekulacje, informując, że rekompensaty dostanie każde przedsiębiorstwo. Teraz okazuje się, że pieniędzy zabraknie. W dodatku ustawa została napisana na kolanie, dlatego eksperci spodziewają się jej szybkiej nowelizacji.
"Ustawa o maksymalnych cenach energii zdemolowała rynek"
Nowe regulacje wprowadzają mechanizm ceny maksymalnej. Skorzystać na tym mają zarówno małe i średnie firmy, jak i m.in. szkoły i szpitale oraz klienci indywidualni.
Koszt zamrożenia cen energii rząd wstępnie oszacował na 19 mld zł. Resort klimatu założył, że na tę kwotę złożą się firmy, które produkują i sprzedają prąd. Z tych pieniędzy miały być także wypłacone rekompensaty dla spółek sprzedających energię poniżej swoich kosztów.
Jednak w tych obliczeniach popełniono błąd. W efekcie, jak informuje serwis Wysokie Napięcie.pl, może zabraknąć od 2 do 3 mld zł na wypłatę rekompensat dla firm.
– Ustawa wprowadziła mechanizm, który przerzucił odpowiedzialność z państwa na przedsiębiorstwa, w tym państwowe spółki, co w efekcie kompletnie "zdemolowało" dotychczasowe rynkowe zasady – ocenia Andrzej Sikorski, prezes Instytutu Studiów Energetycznych.
Przypomina także, że firmy działające w tym segmencie rynku już od wielu miesięcy walczą o przetrwanie. – Chodzi także o gwarancje, jeśli energia podrożała kilkukrotnie, to trzeba mieć także zabezpieczenie wielokrotnie większe. W rezultacie przyszły rok będzie bardzo trudny dla energetycznego sektora – mówi Sikorski.
Największe państwowe firmy już szacują straty
Przedstawiciele branży przypominają, że ustawa była pisana w pośpiechu i bez konsultacji z sektorem. Efekt jest taki, że pomimo że została niedawno uchwalona, już wymaga poprawy.
To jest fatalna ustawa. Spodziewam się, że najdalej za miesiąc będzie miała pierwszą nowelizację – komentował na gorąco w Polsat News Bartłomiej Derski z portalu Wysokie Napięcie.pl po uchwaleniu nowych regulacji.
Łukasz Batory, adwokat i szef działu energii w Kancelarii Modrzejewski i Wspólnicy, uważa, że nowelizacji można się spodziewać w 2023 roku.
– Mechanizmy rekompensat i odpisu na specjalny fundusz są ze sobą powiązane. Realny wynik dla poszczególnych spółek może znacząco odbiegać od przyjętych założeń – widać to już zresztą na rynku, gdzie spółki szacują straty w poszczególnych segmentach sprzedaży pomimo wypłaty rekompensat – ocenia Łukasz Batory.
Jego słowa potwierdzają ostatnie doniesienia dużych energetycznych firm, które już szacują pierwsze straty. Tylko dla trzech z nich: Polenergii, Enei i Energi straty przekroczą 1,5 mld zł.
"Tak istotna interwencja może skutkować upadłościami na rynku"
Łukasz Batory uważa, że powodem złej sytuacji firm jest zbyt szeroka ingerencja państwa w gospodarkę.
Tak istotna interwencja w ceny energii elektrycznej może skutkować upadłościami na rynku, i to zarówno w sektorze spółek wytwarzających energię, jak i również - co jest bardziej prawdopodobne - wśród przedsiębiorstw zajmujących się obrotem – ocenia prawnik.
Dodaje, że nawet jeśli spółki nie będą upadać, to będą się wycofywały z poszczególnych segmentów rynku. – Mieliśmy już przykłady na dużą skalę wycofania się ze sprzedaży energii elektrycznej przez PGNiG oraz zaprzestania sprzedaży gazu przez Tauron, a nawet zakończenia działalności z uwagi na nieopłacalność biznesu – przypomina Batory.
Według niego ostatecznie i tak ucierpią na tym odbiorcy końcowi, w tym zwykli konsumenci. - Nie od dziś wiadomo, że wolny rynek jest dużo lepszym sposobem kształtowania cen niż cena administracyjna ustalana przez organy państwa — ocenia.
Nowe regulacje zahamują także rozwój OZE
Z kolei Maciej Gacki, ekspert Instytutu Jagiellońskiego nie ma wątpliwości, że ustawa cofnie rynek energii o kilka lat. – Te regulacje w pewnym sensie wylewają dziecko z kąpielą. Spodziewam się w najbliższym czasie mniejszej konkurencyjności ofert sprzedaży energii, co wpłynie destrukcyjnie na rynek – mówi.
Gacki uważa, że w przyszłym roku szczególnie trudno będzie prywatnym przedsiębiorstwom i zagranicznym spółkom odnaleźć się w nowych regulacjach. Według niego efekt będzie taki, że wiele firm ograniczy swoją działalność do minimum, a niektóre mogą zamknąć działalność.
Łukasz Batory dodaje, że nowe regulacje wpłyną na zahamowanie rozwoju sektora OZE.
– Spodziewałbym się zamrożenia lub wręcz rezygnacji z części projektów, które miały być realizowane w 2023 roku. Dodatkowo ograniczenie podmiotów działających na rynku energii, zwłaszcza w prywatnym sektorze prowadzi do monopolizacji rynku energii – ten segment będzie kontrolowany praktycznie wyłącznie przez spółki skarbu państwa. Brak realnej konkurencji może w przyszłości doprowadzić do próby kształtowania cen energii w sposób odbiegający od zasad wolnego rynku – ocenia.
"Rynek energii powoli zbliża się do monopolu"
Bernard Swoczyna, ekspert Fundacji Instrat, wskazuje w rozmowie z money.pl, że inwestorzy z powodu braku stabilności już się wycofują z rynku OZE. – Przykład ostatniej aukcji w tym segmencie pokazuje, że zakontraktowano znacznie mniej, niż było planowane przez URE. Wynika to także m.in. z tego, że fotowoltaika dostaje odmowy przyłączeń, a budowa wiatraków na lądzie jest nadal zablokowana z powodu 10H, z rozwojem biogazowni jest podobnie – wyjaśnia ekspert.
Ponadto uważa, że rynek energii powoli zbliża się do monopolu — Mamy w tej chwili dominację spółek państwowych w wytwarzaniu energii i kilku państwowych sprzedawców energii, teoretycznie działających na konkurencyjnym rynku, jednak w ich przypadku, jeśli te spółki wystąpią o podwyżkę taryf, to zapewne ją dostaną — podsumowuje.
Sprzedaż prądu samorządom przestała się opłacać?
Lista problemów, które pojawiły się po wejściu w życie ustawy o zamrożeniu cen, z dnia na dzień się wydłuża. Obecnie kilkaset samorządów czeka na nowe oferty od sprzedawców prądu w związku z wygaśnięciem wcześniejszych umów. Formalnie ustawa o zamrożeniu cen prądu zabezpiecza je przed gwałtownymi podwyżkami.
Jednak w praktyce wielu firmom sprzedaż energii samorządom przestała się opłacać. Brakuje więc chętnych na składanie im ofert. Powód jest także taki, że sprzedawcy energii musieliby działać na własną szkodę, oferując sprzedaż prądu poniżej swoich kosztów. W dodatku w obecnej sytuacji trudno jest je precyzyjnie wyliczyć.
Spełnia się więc scenariusz, przed którym ostrzegali eksperci, że po uchwaleniu ustawy o zamrożeniu cen energii, może się okazać, że nie będzie miał kto sprzedawać tańszej energii, bo na sprzedaży prądu małym firmom, czy samorządom, spółki energetyczne będą ponosić straty.
Czy samorządy zostaną w takim razie pozbawione prądu? Eksperci uspokajają, że taka sytuacja im nie grozi, bo samorządy będą przechodziły po wygaśnięciu umów na dostawy prądu na tzw. sprzedaż rezerwową, którą zaoferuje urzędowy sprzedawca.
Ekspert: można było zapewnić maksymalne ceny, ale do określonego limitu
– Obecny problem samorządów, związany z tym, że nie dostają ofert od sprzedawców prądu, przypomina trochę wcześniejszą sytuację z węglem: miał być dostępny, ale w praktyce go nie było – komentuje Kamil Sobolewski, ekspert Pracodawców RP.
Ekspert uważa, że ustawa o maksymalnych cenach energii poważnie zaburza rynkowe regulacje, co narusza mechanizmy popytu i podaży.
Dodaje, że trzeba liczyć, z tym że część spółek zajmujących się obrotem energią wycofa się z rynku, a zwłaszcza z segmentów, które będą dla nich nieopłacalne.
– KE wymagała, aby specjalną regulacją objąć tylko spółki obrotu, które są zintegrowane z wytwórcami energii. Tymczasem regulacja rządowa objęła wszystkie firmy, które działają na rynku, w tym także te, które nie wytwarzają energii. Jednocześnie firmom ograniczono marże do 3 proc., nie uwzględniając całego katalogu kosztów. Podsumowując – spółki na skutek tych regulacji całkowicie utraciły rentowność – mówi.
Jego zdaniem można to było rozwiązać inaczej.
Na przykład zapewnić wszystkim odbiorcom maksymalne ceny energii, ale tylko do określonego limitu. Jego poziom zależałby od odbiorcy, byłby więc inny np. dla szpitala, czy gospodarstw domowych. Jednocześnie to rozwiązanie zakłada, że po przekroczeniu limitu każdy płaciłby rynkową cenę — wyjaśnia. Dodaje, że w tę propozycję jest zarazem wbudowany mechanizm oszczędzania, którego w rządowym projekcie z kolei nie ma.
Przygotowując ten materiał, wysłaliśmy także pytania o ministerstwa klimatu, zapytaliśmy resort o to, czy w związku z dużą listą uwag przedstawicieli branży energetycznej ministerstwo przewiduje nowelizację ustawy o maksymalnych cenach energii. W odpowiedzi ministerstwo odpisało nam, że stale obserwuje sytuację i ją analizuje, ale na razie nie ma planów nowelizacji.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.