Pracuje w jednym z wielkopolskich urzędów skarbowych. Ściga przestępców podatkowych, tropi mafie. Dostaje najtrudniejsze sprawy i na ogół je wygrywa. Udało mu się wyjść zwycięsko nawet ze sprawy, która miała swój finał w Sądzie Najwyższym. Kasację do wyroku napisał sam.
Pan Tomasz jest egzekutorem skarbowym. Po 14 latach pracy w administracji skarbowej zarabia 4 tys. zł miesięcznie na rękę, chociaż wartość odzyskanych dla państwa podatków można liczyć w milionach złotych. Do pensji dorabia jako oficer w Wojskach Obrony Terytorialnej. Ma 5-osobową rodzinę i rosnący z miesiąca na miesiąc kredyt hipoteczny do spłacenia. - Bak w samochodzie też się sam nie napełni, a do pracy dojeżdżać przecież codziennie jakoś muszę – dodaje z gorzkim uśmiechem urzędnik.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Dyrektor urzędu, w którym jest zatrudniony, pozwolił mu pracować na drugim etacie, ale nagrody mu zabrał. Za zaległości. Pan Tomasz nie jest jedynym, który musi dorabiać do urzędniczej pensji, by związać koniec z końcem. Jego koleżanka z tego samego urzędu również pracuje na drugą zmianę w recepcji hotelowej. W ich przypadku przełożeni nie robili problemu z wydaniem zgody na dorabianie, ale nie wszędzie w budżetówce tak jest.
Powaga urzędu i niskie zarobki
Niedawno głośno było o urzędniczce skarbówki z Nysy, której dyrektor KAS z Opola nie pozwolił pracować w pizzerii. Powołał się na przepisy, które pozwalają przełożonym arbitralnie decydować, jaki rodzaj pracy licuje z powagą urzędu, a jaki nie.
– Ta młoda urzędniczka z Nysy chciała dorobić sobie do wesela. Zarabia 3 tys. zł netto miesięcznie. Dyrektor stwierdził, że praca w centrum handlowym [gdzie znajduje się wspomniana pizzeria - red.] nie będzie licowała z powagą urzędu skarbowego i nadwyręża zaufanie obywateli do państwa, i nie pozwolił jej podjąć tej pracy. To, że urzędnik klepie biedę i musi pracować za 3 tys. zł miesięcznie, to już według dyrektora licuje z powagą urzędu i wizerunkiem państwa jako pracodawcą? – zastanawia się Agata Jagodzińska, liderka Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa w Krajowej Administracji Skarbowej.
Jagodzińska informuje, że kadrowe w urzędach skarbowych są dosłownie zasypywane wnioskami o zapomogi socjalne, a dyrektorzy - prośbami o zgodę na dorabianie. Szeregowym urzędnikom nie starcza z pensji na zapłatę rosnących rat kredytowych za mieszkanie i na życie. Młodzi rzucają papierami. W dużych miastach część wakatów w urzędach skarbowych pozostaje nieobsadzona, nie ma chętnych do pracy.
Liderka Związkowej Alternatywy zwraca uwagę, że rządowe statystyki dotyczące wynagrodzeń w Krajowej Administracji Skarbowej (KAS), którymi lubi chwalić się resort finansów, nie wyglądają tak ponuro, jak rzeczywistość.
Średnia zarobków to 7,8 tys. zł miesięcznie netto, tyle że do tych wyliczeń wlicza się zarobki dyrektorów i kadry wyższego szczebla oraz działów egzekucyjnych, które mają prowizje. Szeregowy pracownik skarbówki z 20-letnim stażem zarabia w granicach 3,8 - 4 tys. zł netto miesięcznie.
Lepsi i gorsi. Rządzenie przez dzielenie
Tomasz Ludwiński, przewodniczący Krajowej Sekcji Administracji Skarbowej NSZZ "Solidarność" mówi, że ustawa PiS o Krajowej Administracji Skarbowej, która dzieli pracowników skarbówki na funkcjonariuszy i "zwykłych urzędników", bardzo napsuła ludziom krwi.
– Często koledzy, którzy wykonują praktycznie te same obowiązki, mają bardzo różne przywileje płacowe. Funkcjonariuszom od 13. pensji nie jest odciągana składka zdrowotna. Nie płacą też ubezpieczenia społecznego od nagród, a reszta "zwykłych urzędników" składki płaci – podaje przykład Ludwiński.
To nie jest jedyny przykład nierównego traktowania urzędników skarbówki. Związkowiec przypomina, że w ramach tzw. uchwały modernizacyjnej (dotyczącej waloryzacji płac - red.) Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji wypłaciło swoim urzędnikom 4,4 proc. dodatki do wynagrodzeń za lata 2019 - 2020, a skarbówka ich nie dostała. Zaległe wypłaty nastąpiły dopiero w tym roku.
– Teraz sytuacja się powtarza. Resort spraw wewnętrznych prowadzi już zaawansowane rozmowy o nowej uchwale modernizacyjnej na lata 2023-2025, a nas – czyli "Solidarność", Bartosz Zbaraszczuk [mowa o czasie, kiedy nowy szef KAS pełnił jeszcze funkcję dyrektora Izby Administracji Skarbowej w Warszawie – red.], z rozmów o podwyżkach wykluczył, bo nie podobało mu się, że zażądaliśmy, jego zdaniem, zbyt wiele – relacjonuje Ludwiński.
Ile to jest dla rządu "to zbyt wiele"? W połowie maja trzy największe centrale związkowe: NSZZ" Solidarność", OPZZ oraz Forum Związków Zawodowych (FZZ) wspólnie uzgodniły, że wyjdą z żądaniem 20-proc. podwyżek wynagrodzeń. Podwyżki te mają pracownikom zrekompensować dotychczasowe bardzo niskie wskaźniki waloryzacji wynagrodzeń.
Grzegorz Sikora, dyrektor ds. komunikacji w FZZ mówi o przewlekłej infekcji, która dotknęła całą sferę budżetową. – Czekamy teraz na ruch rządu. Państwo, jako pracodawca, się nie popisało. Wynagrodzeń z budżetówki nie da się wyprowadzić poza budżet, np. do BGK czy PFR-u i może stąd ten problem? – ironizuje nasz rozmówca.
Sikora zwraca uwagę, że brak efektywnego dialogu pomiędzy rządem a stroną społeczną doprowadził do pełzającego kryzysu, który może zakończyć się pustymi szkołami, szpitalami oraz urzędami.
- Wszędzie: zarówno w administracji policji, jak i sądownictwie, ale też w oświacie już wrze. Rząd doprowadzi do tego, że przy dość niskim bezrobociu będziemy mieli w budżetówce niebawem pustynię kadrową – ocenia Sikora.
Przypomina również, że kluczowe usługi publiczne, które powinno w zamian za podatki zagwarantować obywatelom państwo, przejmują konsekwentnie prywatne podmioty. Wystarczy podać przykład usług zdrowotnych, gdzie Polacy, płacąc składkę na NFZ oraz za prywatne wizyty (bo dostęp do świadczeń publicznych jest ograniczony), są de facto podwójnie opodatkowywani.
Jak przyznaje Sikora, walka pomiędzy związkowcami z budżetówki a rządem – czyli ich pracodawcą – wchodzi w nowy etap, który może skończyć się paraliżem państwa.
Zarząd Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych zdecydował o rozpoczęciu strajku generalnego 27 czerwca bieżącego roku. Strajk ma być bezterminowy i objąć cały kraj.
Według informacji pozyskanych przez money.pl, prezes ZUS zapowiada już wniosek do prokuratury w sprawie organizacji - nielegalnej jej zdaniem - akcji, a urzędnicy Zakładu anonimowo donoszą dziennikarzom, że planowane w ZUS podwyżki – średnio po 300 zł miesięcznie – otrzymają wszyscy poza związkowcami.
Radykalizacja i pranie brudów
Z kolei zarówno związkowcy Związkowej Alternatywy, jak i NSZZ "Solidarność" w KAS zapowiadają nie tylko walkę o podwyżki inflacyjne dla wszystkich pracowników, ale również zaległe wypłaty za nadgodziny. Zamierzają również doprowadzić do zmiany przepisów tak, by urzędnicy skarbówki mogli strajkować, czego prawo obecnie im zakazuje.
Obie strony konfliktu: zarówno związkowcy, jak i ich przełożeni oskarżają się wzajemnie o łamanie prawa i coraz bardziej radykalizują swoje działania.
W Krakowie urzędniczka skarbówki za rozesłanie ze służbowej skrzynki pocztowej informacji o legalnej akcji protestacyjnej - na wniosek dyrektorki tamtejszej Izby Administracji Skarbowej - ma postępowanie wyjaśniające. Sprawa może zakończyć umorzeniem, ale też upomnieniem, naganą, a nawet zwolnieniem jej z pracy.
Kadra skarbówki uważa, że związkowcy radykalizują się, gdyż walczą pomiędzy sobą o "rząd dusz" – czyli przeciągają na swoją stronę nowych członków. Stąd też ostra krytyka przełożonych. Z kolei związkowcy wytykają swoim przełożonym niekompetencję, łamanie prawa oraz nepotyzm.
Jak zwraca uwagę Ludwiński, nie tylko w Ministerstwie Finansów, ale również w kilku izbach skarbowych w kraju dyrektorami zostali byli bankowcy z tego samego banku, którzy nie mają żadnego doświadczenia w pracy w KAS ani administracji publicznej.
Ich działania budzą wśród części pracowników spore emocje – chodzi m.in. tzw. ulgę językową, czyli akcję, w której urzędnicy skarbówki muszą – na polecenie przełożonych - przepisywać nawet po kilkaset stron dokumentów na język zrozumiały dla petenta.
Wędrówki ludów i gorące lato
Jak skończy się ta wojna? Związkowcy czekają na projekt uchwały modernizacyjnej, który mają poznać dopiero pod koniec czerwca, tymczasem zegar nieubłaganie tyka.
Do 15 czerwca resort finansów musi przedstawić założenia do ustawy budżetowej na przyszły rok, a prace nad tym dokumentem i wskaźnikami makroekonomicznymi – są według ich wiedzy - w rozsypce.
Biuro prasowe Ministerstwa Finansów potwierdza, że tzw. uchwała modernizacyjna Krajowej Administracji Skarbowej (KAS) na lata 2023-2025 jest w fazie projektowania. "Jest to wczesny etap prac i dzisiaj niemożliwe jest podanie określonych kwot, które mogą być przeznaczone na zwiększenie konkurencyjności wynagrodzeń i uposażeń. Do końca czerwca br. planujemy poinformowanie strony społecznej o wysokości proponowanego wzrostu płac ze środków z uchwały modernizacyjnej" – czytamy w komunikacie prasowym.
Ministerstwo zwraca uwagę, że łączna kwota środków przeznaczonych na podwyżki oraz na wypłatę dodatków dla pracowników i funkcjonariuszy w jednostkach terenowych KAS w latach 2020–2022 (w tym środków pochodzących z obecnie obowiązującej uchwały modernizacyjnej) wyniesie ponad 1 mld zł.
"Na przestrzeni ostatnich trzech lat, pracownik i funkcjonariusz w KAS przeciętnie uzyskał wzrost wynagrodzenia/uposażenia o ponad tysiąc złotych brutto. Przeciętne wynagrodzenie w jednostkach KAS za 2021 rok wyniosło 7778 zł brutto (z nagrodą roczną), a bez "trzynastki" – 7252 zł brutto" – czytamy w odpowiedzi mailowej na nasze pytania.
Ze statystyk korpusu służby cywilnej wynika, że na koniec kwietnia br. w izbach administracji skarbowej wraz z podległymi im urzędami skarbowymi i urzędami celno-skarbowymi było 1259 nieobsadzonych stanowisk, z czego na 561 stanowisk nabory były w toku. Czy wakaty te zostaną obsadzone?
Zdaniem Andrzeja Kubisiaka, zastępcy dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, państwo znalazło się w trudnej sytuacji, gdyż "dwie perspektywy są na ścieżce kolizyjnej".
Jedna to walka z postępującą inflacją, która wynosi już według GUS 13,9 proc. Radykalna podwyżka płac w strefie budżetowej, gdzie pracuje co piąty Polak, może być impulsem inflacyjnym. Druga perspektywa to obowiązek zapewnienia przez państwo obywatelom dostępu do usług publicznych.
Kubisiak podziela częściowo poglądy związkowców, że przy rekordowo niskim bezrobociu (w maju wynosiło ono 5,1 proc.) część urzędników – jeśli nie dostanie podwyżek – odejdzie. Tak się dzieje z resztą na całym rynku pracy, gdzie króluje dziś "wielka rotacja".
- Z urzędów odejdą nie tylko źle opłacani młodzi urzędnicy, ale też ci doświadczeni, którzy nabędą wkrótce prawo do emerytury. Niektórzy koledzy wyliczyli, że ich przyszłe świadczenie w ZUS przewyższy obecnie otrzymywane wynagrodzenie – mówi wprost Ludwiński.
Związkowcy zapowiadają, że jeśli rząd nie podejmie z nimi dialogu, w tym roku nie tylko lato będzie gorące, ale też i jesień.
Katarzyna Bartman, dziennikarka money.pl