Ceny w październiku urosły średnio o 6,8 proc. - wynika z danych GUS. W ostatnim czasie ceny rosną już z tygodnia na tydzień, co odbija się na portfelach Polaków. Wzrost cen jest tak szybki, że możemy w ogóle nie odczuć ostatniego wzrostu płac. Tymczasem rząd chwali się wzrostem minimalnych wynagrodzeń, które rosną od kilku lat.
Inflacja, a najubożsi Polacy. Takiej sytuacji nie było od lat
Jeszcze we wrześniu premier Mateusz Morawiecki poinformował, że płaca minimalna w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy wzrosła o ponad połowę. Jego zdaniem jest to efekt prowadzonej przez rząd polityki, która stawia na interesy "wszystkich Polaków", a nie tylko "najbogatszych i wielkich korporacji".
"Nasze cele na kolejne lata są ambitne i zrobimy wszystko, by wynagrodzenia Polaków nadal szybko rosły" - pisał wówczas na Facebooku premier Mateusz Morawiecki.
Jednak zdaniem ekonomistów najnowsze dane o inflacji nie pozostawiają złudzeń, ostatnie wzrosty cen oznaczają, że w najbliższym czasie realna wielkość płacy minimalnej spadnie, co z impetem uderzy głównie w najuboższe gospodarstwa domowe. Pewnym pocieszeniem mogą być obniżki podatków związane z wprowadzeniem Polskiego Ładu, jednak wciąż toczą się nad nimi prace w parlamencie i nie wiadomo, jak ostatecznie będą wyglądać.
Przypomnijmy, że obecnie, w 2021 roku, płaca minimalna wynosi już 2800 zł brutto, co jest skokiem aż o 550 zł w porównaniu z wynagrodzeniem w 2019 roku (wtedy płaca minimalna wynosiła 2250 zł). Tymczasem minimalne wynagrodzenie za pracę w 2022 roku ma zwiększyć się o 210 zł w stosunku do 2021 r., co oznacza wzrost o 7,5 proc.
Zapytaliśmy ekonomistów o to, w jaki sposób ostatni wzrost cen przełoży się na realną wartość płacy minimalnej.
- Nie jest tajemnicą, że inflacja na poziomie 6,8 proc. obniża siłę nabywczą Polaków i "zjada" wszystkie świadczenia. W praktyce obniża przychody wszystkich i jest dodatkowym podatkiem, dla wszystkich obywateli - mówi Marek Kłoczko, prezes i dyrektor generalny Krajowej Izby Gospodarczej.
Realny wzrost płacy minimalnej spadnie
Jego zdaniem przekłada się to także na realną wartość płacy minimalnej. - Ceny na rynku detalicznym budują się w oparciu o koszty, a te dramatycznie rosną. Z powodu tego wzrostu obecna wartość płacy minimalnej już jest niższa niż rok temu, a do końca roku jeszcze spadnie. Na razie niestety nic nie zapowiada wyhamowania tej tendencji - dodaje Jerzy Romański, wiceprezes Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Według niego środki, które są zapisane w budżecie oraz w innych rządowych programach, mogą spowodować dodatkowo tak duży zastrzyk pustej gotówki, że nasza inflacja stanie się dwucyfrowa. - To będzie katastrofa nie tylko dla zwykłych obywateli, ale także dla państwa - ostrzega.
Ekonomista Marek Zuber obawia się innego scenariusza. - Jeśli ludzie przestraszą się wzrostu inflacji i zaczną kupować na zapas, inflacja jeszcze bardziej wzrośnie. Taka sytuacja zawsze kończy się kryzysem - dodaje.
Przypomina zarazem, że rząd dotąd chwalił się wzrostem płacy minimalnej, tymczasem zwiększanie na siłę płacy minimalnej również wpływa na wzrost inflacji. - Popatrzmy na program 500+. Przy takiej inflacji on się zdewaluuje, a jego wartość będzie żadna - twierdzi.
W pesymistycznym scenariuszu grozi nam powtórka z lat 90.
Ekonomiści obawiają się, że jeśli nie dojdzie do zahamowania tempa wzrostu cen w Polsce - ponownie wzrośnie poziom ubóstwa. Przypomnijmy, że z ostatniego raportu "Poverty Watch 2021" przygotowanego przez Polski Komitet Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu (EAPN Polska) wynika, że liczba osób, których dotyka skrajne ubóstwo w Polsce, zwiększyła się z 4,2 w 2019 r. do 5,2 proc w 2020 roku. Oznacza to, że w ciągu roku przybyło ok. 378 tys. Polaków, którzy żyją w skrajnej biedzie, czyli poniżej 640 zł w przypadku życia w pojedynkę i 1727 zł dla rodziny czteroosobowej.
Ogółem osób żyjących poniżej minimum egzystencji, pomimo olbrzymich transferów rządowych idących w miliardy złotych, jest już około 2 mln. Tymczasem PIS uważa, że to przejściowe zjawisko i przyczyn gorszych statystyk doszukuje się w pandemii.
Nasi rozmówcy nie są jednak takimi optymistami. - Na rynku jest w tej chwili ogromna ilość pieniądza. Prawdziwym dramatem będzie jeśli Polska dodatkowo nie otrzyma pomocowych środków z UE. Obawiam się, że wówczas wrócimy do sytuacji, z jaką zmagaliśmy się na przełomie lat 90. Nietrudno przewidzieć, że najbardziej dotknie to najuboższych Polaków - ostrzega Jerzy Romański.
Zdaniem Marka Kłoczki wysoka inflacja pogorszy sytuację wszystkich. - Dodatkowym czynnikiem jest znak zapytania, co stanie się w dłuższej perspektywie z rynkiem pracy. Na te pytania wciąż nie znamy jednak dziś odpowiedzi - podsumowuje.