Hiperinflacja pojawiła się w Zimbabwe w 2007 r. Była wtedy tak duża, że rząd tego kraju przestał podawać dane o wzroście cen.
Podejmowano różne działania, by go ograniczyć. Na przykład w 2009 r. zaprzestał drukowania własnej waluty, a zastępił ją walutami z innych krajów. Potem ogłosił, że w ogóle z niej zrezygnuje, a zamiast niej jako krajowa waluta będzie używany dolar amerykański.
Jednak takie metody nie przynosiły większego skutku. Dlatego dwa lata temu władze tego afrykańskiego państwa zdecydowały, że przywrócą własną walutę.
Ale skutek był odwrotny od zamierzonego: w połowie 2019 r. inflację szacowano tam na 175 proc. rocznie.
W marcu 2020 r. zwiększyła się ona do 500 proc., a rok temu przekroczyła poziom 700 proc. To dane z szacunków niezależnych ekspertów, bo oficjalne rządowe komunikaty mówiły o dużo niższych wzrostach.
Zbicie inflacji do 56 proc. w lipcu bieżącego roku – według danych banku centralnego Zimbabwe - jest więc wielkim sukcesem władz tego państwa.
Inflacja szaleje. 300 plus wystarcza na coraz mniej
I jak napisał portal Allafrica.com, jest to wynik konserwatywnej, restrykcyjnej polityki monetarnej, mającej na celu ustabilizowanie wzrostu cen.
Czytaj też: Inflacja – co warto o niej wiedzieć?