W Polsce jest za dużo szpitali, mamy prawie tysiąc, a powinno być 130 – mówi marszałek Senatu Tomasz Grodzki, z zawodu lekarz, biorąc przykład Danii, w której działa zaledwie 16 szpitali. Odpór daje mu Stanisław Karczewski, były marszałek Senatu, także lekarz. - To ciągle polityka zwijania Polski, szczególnie powiatowej, i dyskryminacja mieszkańców mniejszych miejscowości. Ta totalna opozycja to prawdziwa udręka, nie dla PiS, ale dla Polski – utyskuje Karczewski.
Jak jest w rzeczywistości?
W Danii jest tylko 16 szpitali, obsługujących 5,8 mln obywateli. Kiedyś było ich około stu, ale przeprowadzona została gruntowna reforma. Opieka zdrowotna jest tam powszechna i bezpłatna, prawo do niej ma każdy obywatel. Podczas wizyty nie trzeba udowadniać, że jest się ubezpieczonym. W światowych rankingach jakości opieki zdrowotnej Dania regularnie ląduje na najwyższych pozycjach.
Z kolei w Polsce mamy dziś ok. 950 szpitali. Ich liczba ostatnio się zmniejsza, masowo zamykane są też oddziały, szczególnie ginekologiczno-położnicze i pediatryczne.
Zdaniem dr. Jakuba Kosikowskiego, byłego członka zarządu Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, w Polsce jest wiele szpitali, które można, a nawet powinno się zlikwidować.
"W powiecie ryckim (Lubelskie) są dwa szpitale. W obu nie ma: pediatrii, chirurgii, ortopedii, ginekologii, neurologii. Trzeba jechać 25 minut do Puław. Po co utrzymywać takie szpitale?" – pyta retorycznie na Twitterze.
Jednak dr Damian Patecki, ekspert Porozumienia Rezydentów (anestezjolog i członek Naczelnej Rady Lekarskiej) zwraca uwagę na inną kwestię. – Pytanie powinno brzmieć inaczej: Co my możemy zaoferować pacjentom z danych miejsc, kiedy zabierzemy im szpital? – mówi w rozmowie z money.pl. Dodaje, że wiele mniejszych szpitali jest wysoko wyspecjalizowanych w konkretnych zadaniach.
Jako przykład podaje szpital w podłódzkich Brzezinach - małą, ale bardzo nowoczesną placówkę, świetnie wypadającą w rankingach.
Jego zdaniem kurcząca się w Polsce liczba szpitali nie jest pozytywnym zjawiskiem. – Boimy się tego, że wraz ze zmniejszeniem liczby szpitali zmniejszą się możliwości szkoleniowe. Obecnie uczymy dużo młodych lekarzy, a skurczenie bazy dydaktycznej negatywnie wpłynie na proces uzyskiwania specjalizacji – tłumaczy.
Jak dodaje, przy likwidowaniu szpitali i przenoszeniu ich załogi do innych placówek może być sporo problemów. Według danych Naczelnej Rady Lekarskiej 12 proc. lekarzy w Polsce ma ponad 70 lat.
– Minister zdrowia Adam Niedzielski nie jest lekarzem i nie zna wielu aspektów naszej pracy. Nie wie, że w wielu małych szpitalach znaczna część załogi to praktycznie emeryci. I oni nie będą mieli ochoty przenosić się do innego szpitala. Pójdą na emeryturę, zostawiając pacjentów bez opieki – ocenia dr Patecki.
Ile wydajemy na zdrowie?
Dania przeznacza na ochronę zdrowia 8,4 proc. swojego PKB. Tymczasem Polska w 2019 r. przeznaczyła na to 4,3 proc. PKB, a rząd chce zwiększyć ten odsetek do 7 proc. do 2027 roku. W krajach OECD średnia wynosi 6,53 proc. Polska w tej grupie zajmuje obecnie trzecie miejsce od końca.
Dramat na porodówkach. Niedostosowane do standardów
Również w wyliczeniu nakładów na ochronę zdrowia per capita, z uwzględnieniem siły nabywczej, wydajemy mało – niecałe 1570 dolarów na obywatela. Średnia dla analizowanej grupy państw wynosi 3270 dolarów. Co więcej – dystans pomiędzy Polską a wysokorozwiniętymi państwami OECD zwiększa się – czytamy w raporcie Związku Powiatów Polskich, opartym na danych OECD.
W Polsce mamy ok. 660 łóżek na 100 tys. mieszkańców, w Niemczech ok. 880, ale w Norwegii już tylko niecałe 400, a w Szwecji poniżej 300. Warto jednak zauważyć, że w różnych krajach inaczej liczy się szpitalne łóżka.
W Danii, jak i wielu innych krajach, są one z definicji przeznaczone dla ostrych i ciężkich przypadków. Lżejsze leczy się w przychodniach, ale olbrzymią wagę przykłada się też do profilaktyki.
Bezpośrednie porównanie liczby łóżek nie ma więc wielkiego sensu. Wiadomo za to, że w Polsce mamy sporo miejsc, ale przed pandemią szpitale były słabo obłożone - w ok. 65 procentach. W krajach z lepszymi systemami opieki zdrowotnej ten współczynnik przekracza 80 proc.