Ilością ziemniaków na polskim rynku nie wstrząsnęła żadna katastrofa. Raz jest ich mniej, raz więcej – wszystko w granicach normy.
Ile w Polsce jest upraw ziemniaków? Jedne dane mówią o ok. 320 tysiącach hektarów, inne o 230 tysiącach a kolejne o… niecałych 186 tysiącach. Problem rozbieżności w danych mógłby się wydawać banalny, gdyby nie fakt, iż wskazuje na rosnące w Polsce ziemniaczane podziemie.
Uprawa ziemniaków schodzi do szarej strefy, gdzie nie jest rejestrowana i sprawdzana przez urzędy i służby. A ich zadaniem jest m.in. kontrolowanie, czy ziemniaki trafiające na nasze stoły są zdrowe i wolne od bakterii.
Problem z bakteriami w ziemniakach jest poważny – choroba kartofli mocno uderzyła w tę gałąź rolnictwa. Od kilku lat eksport polskich ziemniaków jest przyblokowany. "Incydentalny" – tak określają go eksperci ze Stowarzyszenia Polski Ziemniak.
Przyczyną choroby jest bakteria Clavibacter sepedonicus, wywołująca bakteriozę pierścieniowej ziemniaka. Może zaatakować ziemniaki na polu, w magazynie, może przetrwać w glebie, więc nawet wysadzenie zdrowych ziemniaków bywa ryzykowne. Z powodu tej choroby polskich ziemniaków nie kupują inne kraje. Przez bakteriozę ziemniaki po prostu psują się od środka – mają przebarwienia, które zamieniają się w brejowatą substancję, wyciekającą z wnętrza kartofla.
Kilkanaście lat temu bakterioza poważnie zachwiała uprawą ziemniaków w Finlandii, sto lat wstecz zniszczyła uprawy w USA. Dziś w Europie niszczy ziemniaki głównie w Polsce i Rumunii.
Zgodnie z szacunkami dra Wojciecha Nowackiego z Zakładu Agronomii Ziemniaka Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin w 2020 roku ziemniaki uprawiano w Polsce na 322 tysiącach hektarów. Ale spis rolny GUS przyniósł dane o wiele niższe – okazało się, że uprawa zajmuje jedynie 230 tysięcy hektarów. A jeszcze innymi wartościami operuje Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która ma dane o uprawie niecałych 186 tysięcy hektarów.
A to może oznaczać dwie rzeczy: albo w Polsce rośnie ziemniaczane podziemie, albo do głosu dochodzą wielkie, wyspecjalizowane gospodarstwa, produkujące setki i tysiące ton ziemniaków. Oba zjawiska się nie wykluczają, oba są zagrożeniem dla polskiego rolnictwa.
Każdy producent rolny musi wpisać się do kilku rejestrów, zgłosić się np. do inspekcji sanitarnej czy Urzędu Ochrony Roślin i Nasiennictwa. W przypadku upraw ziemniaka, trzeba zgłaszać areały powyżej 1,5 hektara.
- Z 1,5 ha pola można uzyskać nawet 45 ton ziemniaków. To o wiele za dużo jak na potrzeby przeciętnego gospodarstwa. Zresztą ziemniaki są dziś zbyt drogie, by używać ich np. jako paszy dla świń. Gdzieś się więc podziewają. Najprawdopodobniej trafiają do obrotu na targowiskach czy giełdach – mówi money.pl pragnący zachować anonimowość ekspert od hodowli ziemniaków.
Sęk w tym, że obecnie zarejestrowanych mamy ok. 60 tys. upraw, w rzeczywistości jest ich jakieś 5 razy więcej. Stąd bierze się zwiększona liczba kontroli PIORIN – instytutu odpowiedzialnego za rośliny i nasiennictwo - na przykład w punktach gastronomicznych..
PIORiN informuje, że oznakowanie ziemniaków musi być umieszczone na każdym opakowaniu – worku, skrzynce, skrzyni. A jeśli są luzem, odpowiednie informacje muszą się znaleźć w dokumentach handlowych. Samo znakowanie ziemniaków może posiadać dowolną formę, np. prostej naklejki lub etykietki (karteczki).
Musi jednak zawierać numery wpisu do rejestru przedsiębiorców wszystkich kolejnych podmiotów, które je uprawiały, magazynowały, pakowały, sortowały lub przemieszczały ziemniaki na terytorium Polski i numer statystyczny powiatu, z którego pochodzą. W przypadku kartofli importowanych wystarczy kod albo nazwa państwa pochodzenia ziemniaków.
- Ale jeśli rolnik zdecyduje się sprzedać swoje plony bezpośrednio konsumentom – na giełdzie czy rynku, nikt nie zapyta o oznaczenia, kod gospodarstwa i inne dane. Bo nikt nie wie, że coś takiego jest w ogóle wymagane – mówi nasz ekspert od ziemniaków.
Dr Nawacki dodaje, że już w 2018 roku opracowano program pozbycia się bakterii Clavibacter sepedonicus. Pierwotnie miał zostać wdrożony w 2019 roku, potem w 2020. Nie działa do dziś.
Jest jeszcze drugie wytłumaczenie zagadkowego spadku areału ziemniaka w Polsce. To rosnąca liczba dużych, wyspecjalizowanych gospodarstw, które osiągają wysokie plony z hektara. Czyli powierzchnia upraw w skali kraju może być stosunkowo niska, za to gospodarstwa potężne. To również nie jest dobre dla naszego rolnictwa.
Dlaczego? Bo taki właśnie system będzie musiał być rozmontowany, dąży do tego Unia Europejska. Zielony Ład – bo o nim mowa – zakłada zmniejszenie ilości stosowanych nawozów, środków ochrony roślin i przeznaczenie przynajmniej 25 proc. gruntów na rolnictwo ekologiczne. A my idziemy w dokładnie przeciwnym kierunku.
- W dalszym ciągu polscy producenci ziemniaka boją się jednak certyfikowanego systemu ekologicznego. Rozproszona oferta rynkowa ziemniaka z gospodarstw ekologicznych nie przebija się na globalizującym się rynku – zauważa dr Nowacki. I dodaje, że popyt na produkty eko ciągle rośnie a ziemniaki nie są tu wyjątkiem.
Tu jednak musimy sobie przypomnieć o pierwszym problemie – gdyby nawet polskie ziemniaki były najsmaczniejsze na świecie, to świat się o tym nie dowie. Eksport jest póki co praktycznie niemożliwy. W innych krajach wykrywa się rocznie najwyżej kilka ognisk ziemniaczanej bakterii, u nas mowa o kilkuset przypadkach.
Bakteria Clavibacter sepedonicus nie jest groźna dla człowieka. Poza tym ginie podczas obróbki termicznej, do jej zabicia wystarczy 60-70 stopni Celsjusza.