A czy Ty skorzystasz z tarczy oszczędnościowej? Napisz, ile prądu zużywasz i podziel się swoimi wątpliwościami. Czekamy na dziejesie.wp.pl.
Główny Urząd Statystyczny podał, że produkcja przemysłowa w sierpniu 2022 roku wzrosła o 10,9 proc. rok do roku, a w porównaniu z poprzednim miesiącem wzrosła o 0,7 proc. Analitycy PKO BP w komentarzu do tych danych napisali, że "Polski przemysł nie poddaje się recesji w Niemczech".
Czy rzeczywiście tak jest? Dane GUS pojawiają się w momencie, gdy już od wielu miesięcy najwięksi odbiorcy przemysłowi ograniczają produkcję. Przemysł jest największym odbiorcą gazu w Polsce, odpowiada za 70 proc. jego zużycia.
Kryzys już tu jest
Tymczasem dane dotyczące tzw. dobowego poboru gazu, który odzwierciedla m.in., ile tego surowca firmy zużywają do produkcji, od wielu miesięcy pikują. Powód? Coraz więcej firm, które korzystają z gazu, zarówno huty, odlewnie, jak i przedsiębiorstwa z branży ceramicznej, ograniczają produkcję. Z kolei inne firmy po prostu po cichu się zamykają.
Jeden z internautów niedawno zamieścił na Twitterze te dane z wymownym komentarzem: "Tak maleje Polska gospodarka w rok. Było 180 GWh dziennie jesienią ubiegłego roku. Po nowym roku przestały pracować elektrownie gazowe, spadło do około 120. Potem jest mały dołek kwietniowy. Odbicie majowe do 120 i stały powolny spadek do 55".
Firmy szykują się na gorsze czasy, dlatego ograniczają produkcję
Skoro więc w statystykach wciąż jest dobrze, pojawia się pytanie – dlaczego w takim razie jest tak źle? Piotr Bujak, główny analityk PKO BP, tłumaczy dobre wskaźniki tym, że polska gospodarka jest duża i ma wiele dobrze rozwiniętych branż. Dodatkowo nie wszystkie przedsiębiorstwa zużywają dużo gazu ziemnego i potrzebują go do produkcji.
Jeśli z kolei w przyszłości dojdzie nawet do ograniczeń w dostawach gazu czy prądu, to ewentualne zaburzenia w produkcji mogą pojawić się dopiero zimą. - Dlatego obecne wyniki produkcji przemysłowej nie dziwią - komentuje.
Jego zdaniem potencjalne problemy z dostępnością i kosztami gazu ziemnego oraz innych surowców energetycznych nie będą na razie rzutowały na wyniki przemysłu w skali całej gospodarki.
- To jednak nie oznacza, że niektóre branże nie odczuwają już problemów związanych ze wzrostem cen gazu, przygotowują także na problemy z dostawami tego surowca w przyszłości, ograniczają więc jego pobór. W niektórych sektorach może być to szczególnie widoczne - przyznaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Grozi nam likwidacja wielu gałęzi przemysłu i upadek firm
Henryk Kaliś, prezes Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii, uważa, że trudna sytuacja firm z sektora przemysłu, której nie widać jeszcze w statystykach, wynika z faktu, że jeszcze do połowy roku tego roku przemysł pracował na wysokich obrotach.
Mamy za sobą okres bardzo dobrej koniunktury w przemyśle. Jednocześnie wiele firm nadal funkcjonuje na podstawie kontraktów zawieranych w poprzednich latach na zakup gazu i energii, gdy ceny były dużo niższe. Jednak w tej chwili zamówienia spadają, wchodzimy więc w okres dekoniunktury i recesja, którą już odczuwamy, jest faktem. Nie mam więc złudzeń co do tego, że już pod koniec roku statystyki nie będą dobre - komentuje.
Dodaje, że obecnie sytuacja wielu firm w sektorze przemysłu jest dramatyczna. - Oczekujemy więc zaproponowania regulacji systemowych zarówno strony KE, jak i polskiego rządu. W przeciwnym wypadku grozi nam likwidacja wielu gałęzi przemysłu i upadek firm. Nie wyobrażam sobie, żeby wszyscy na to spokojnie patrzyli - komentuje.
Sytuacja, z jaką muszą dziś mierzyć się firmy, jest bez precedensu
Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, zwraca z kolei uwagę na fakt, że obecne statystyki dotyczą często zobowiązań, które zostały np. podjęte przez przedsiębiorstwa rok lub dwa lata temu.
- W tej chwili obserwujemy zjawisko, które ekonomiści nazywają dywergencją. Pojawia się rozbieżność pomiędzy tzw. danymi wyprzedzającymi, które prognozują nadchodzące załamanie, a obecną sytuacją, która sugeruje, że z naszą gospodarką nie dzieje się nic złego - komentuje.
Dlatego według niego rzeczywiste odzwierciedlenie tego, co dzieje się w przemyśle, zobaczymy w statystykach GUS z dużym opóźnieniem.
Z naszego badania PMI wynika, że nadchodzi załamanie w przemyśle na poziomie analogicznym, jak z początków pandemii. Ponadto firmy sygnalizują wysoki stopień niepewności finansowej i gospodarczej. Ich reakcją na obecną sytuację jest wstrzymywanie inwestycji. Podobnie pesymistyczne wnioski znajdują się także w najnowszym badaniu firmy Deloitte - wyjaśnia.
Dodaje, że z powodu kryzysu energetycznego firmy nie są dziś w stanie kontrolować kosztów prowadzenia biznesu, bo trudno jest im planować przyszłe inwestycje, nie wiedząc, jaka będzie w przyszłości m.in. cena gazu, czy prądu. - Sytuacja, z którą dziś muszą się mierzyć firmy, jest więc bez precedensu - dodaje.
Rosnących kosztów nie da się przerzucić na klientów, dlatego firmy tną załogi
Zbigniew Psikus, prezes firmy Voit Polska działającej w Nowej Soli w województwie lubuskim, która jest częścią niemieckiej grupy działającej w sektorze motoryzacji, przyznaje, że z powodu drastycznego wzrostu cen gazu i energii przedsiębiorstwo musiało już zwolnić część załogi, aby dalej działać.
Rosnących kosztów nie da się już przerzucić na klientów. Sytuacja niektórych firm jest o tyle dobra, że w tym roku wiele z nich korzysta nadal z cen energii i gazu zakontraktowanych w poprzednich latach. Jednak w przyszłym roku ma dojść do drastycznych podwyżek energii - wiele firm może wpaść w dodatkowe kłopoty, co może je dobić. Ich los może być podobny do losu piekarni, które dziś zamykają się z tego samego powodu - mówi przedsiębiorca.
Jednocześnie przyznaje, że firmy, które nie używają gazu do produkcji, odczuwają w mniejszym stopniu skutki wzrostu cen gazu i energii. - Na przykładzie mojego regionu obserwuję, że w tej chwili problemów nie odczuwają m.in. firmy z branży e-commerce, które rozwijają sprzedaż internetową. Z drugiej strony bankrutują sklepy w galeriach handlowych, które podnoszą czynsze. W efekcie cały handel przenosi się do sieci - komentuje.
Firmy walczą o przeżycie, dobijają je także złe umowy
Henryk Kaliś uważa, że sytuację przedsiębiorstw dodatkowo pogarsza polityka cenowa stosowana m.in. przez PGNiG. Zdaniem naszego rozmówcy państwowy koncern wykorzystuje swoją dominującą pozycję na rynku kosztem firm. Przykład?
Niedawno rozmawiałem z małym przedsiębiorstwem, które płaciło w ubiegłym roku milion zł miesięcznie za gaz, a w tej chwili musi płacić siedem milionów zł. Dodatkowo w umowie przedsiębiorcy zawartej z PGNIG znajdują się klauzule, zgodnie z którymi niezależnie od tego, czy firma będzie korzystać z gazu, czy też nie i tak musi pokryć 70 proc. kosztów jego zakupu i to niezależnie od tego, w jakiej sytuacji finansowej się znajduje – mówi nasz rozmówca.
Dodaje, że firma w tej chwili walczy o przetrwanie. Ograniczenie produkcji wiąże się dla niej z dodatkowymi kosztami, m.in. redukcją części załogi i koniecznością wypłaty pracowniczych świadczeń. Niestety dla państwowego koncernu nie ma to znaczenia.
- Mamy więc do czynienia z szeregiem procesów i regulacji stosowanych przez monopolistów, zarówno na rynku gazu, jak i energii elektrycznej oraz nagminnego stosowania niedozwolonych zapisów w umowach. Moim zdaniem tą sprawą już dawno powinien zająć się UOKiK – dodaje Henryk Kaliś.
Rząd nie radzi sobie z kryzysem energetycznym, to potęguje chaos
Paweł Wojciechowski, były minister finansów nie ma wątpliwości, że ograniczanie produkcji przez firmy z sektora przemysłu nakręci jeszcze bardziej wzrost cen. Powód? - Skutkiem ograniczenia produkcji będzie zmniejszenie podaży, co przy dużym popycie jeszcze bardziej nakręci inflację - mówi.
Jego zdaniem trudności, z którymi muszą dziś mierzyć się firmy, związane m.in. ze wzrostem cen gazu i energii, a także możliwymi ograniczeniami produkcji, wynikają także w dużej mierze z faktu braku zakontraktowania odpowiedniej ilości gazu dla Baltic Pipe. - Niestety rząd informując, że gazu w Polsce nie zabraknie, ma na myśli tylko tzw. kuchenkowiczów. Brak informacji ze strony rządu, że te dostawy będą także zapewnione dla przemysłu, potęguje tylko niepewność na rynku – komentuje.
Dodaje, że widoczne jest, że rząd nie radzi sobie z kryzysem energetycznym, co stwarza wrażenie chaosu. — Przykładem tej nieudolności było także m.in. częściowe wstrzymanie produkcji grupy Azoty oraz Anwilu, a następnie powrót do produkcji na polityczne polecenie. W takim kompletnym chaosie firmy w obawie przed przyszłością i dalszym wzrostem cen gazu i energii firmy będą coraz bardziej ograniczały produkcję — przewiduje.
Dlatego ekspert nie wierzy w zapewnienia rządu, że przejdziemy nadchodzący kryzys "suchą stopą". - Wydaje mi się, że inflacja średnioroczna będzie wyższa niż zapowiadana, a wzrost gospodarczy będzie niższy niż prognozowany w budżecie. Na pewno doświadczymy także recesji technicznej, czyli dwóch kwartałów z rzędu spadku PKB – ocenia.
Jeżeli kolejne statystyki będą gorsze, usłyszymy, że przecież mamy niskie bezrobocie
Ekonomista Marek Zuber również zauważa, że pojawia się coraz więcej negatywnych wskaźników.
Gospodarka hamuje i faktycznie jest coraz większe prawdopodobieństwo, że kolejne kwartały mogą być już na minusie. Tymczasem z ust prezesa NBP wciąż słyszymy, że żadnego kryzysu nie ma. Podejrzewam więc, że jeżeli kolejne statystyki będą dużo gorsze, będziemy słyszeć, że przecież sytuacja na rynku pracy jest dobra, bezrobocie jest niskie, nic więc złego się nie dzieje - mówi.
Dodaje, że fakty są jednak takie, iż kryzys nie musi wcale oznaczać gwałtownego wzrostu bezrobocia. - Wystarczy, że pojawi się spadek realnej siły nabywczej wynagrodzeń, a on już jest - podsumowuje.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl