Mija pół roku od czasu wprowadzenia pierwszych ograniczeń związanych z pandemią koronawirusa. Od tego czasu wiele się zmieniło. Polem doświadczalnym dla nowej rzeczywistości okazał się rynek pracy. Tam, gdzie to było możliwe, home office zastąpił z powodzeniem pracę w biurze, gdzie indziej część firm czy zakładów na dwa miesiące stanęła. Inne grupy zawodów – kurierzy, lekarze, funkcjonariusze służb mundurowych – pracowały na przyspieszonych obrotach.
Jeśli chodzi o samo zatrudnienie to, jak podał GUS, od momentu całkowitej blokady gospodarki w lutym do końca sierpnia, stopa bezrobocia wzrosła od lutego o 0,6 pkt. proc. Łącznie w tym momencie bez pracy jest ok. 1 mln osób.
Inne dane pokazują jednak, że nie jest tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać. W II kwartale tego roku niemal 700 tys. zatrudnionych nie wykonywało pracy z powodu przerwy w działalności swojej firmy.
Kondycję poszczególnych sektorów widać gołym okiem na przykładzie zarobków. Jak wynika z danych firm Devire i Kodilla, branża IT poradziła sobie z kryzysem najlepiej. Odkąd wiele aktywności przeniosło się do świata online, wzrosło też zapotrzebowanie na specjalistów, którzy mają doświadczenie w tej branży.
Idą za tym wymierne korzyści. Od marca 18 proc. przedstawicieli IT dostało podwyżki, dla 62 proc. zarobki się nie zmieniły, a tylko 20 proc. badanych zadeklarowało obniżkę. Średni wzrost wynagrodzeń w branży IT wynosi aktualnie 5-10 proc.
- Obserwujemy wzrost zapotrzebowania na specjalistów, którzy wytwarzają narzędzia do komunikacji online albo utrzymują i rozwijają platformy e-commerce. Przykładowo architekt IT, zatrudniony na podstawie umowy o pracę, przed wybuchem pandemii zarabiał 15-16 tys. zł brutto, teraz to 17-18 tys. zł brutto - mówi Agata Miller, lider zespołu IT z Devire.
Oprócz programistów, w czasie pandemii zyskali specjaliści od e-commerce i digital marketingu. Co najmniej 18 proc. z nich dostało podwyżki, a średni wzrost pensji w tych obszarach wyniósł 10-15 proc. Wiąże się to oczywiście ze znacznym wzrostem aktywności konsumentów w internecie, którzy na czas kwarantanny przenieśli się do wirtualnych sklepów i prawdopodobnie już tam zostaną.
Eksperci od rynku pracy obserwują, że rośnie popyt na specjalistów od e-commerce i digital marketingu, szczególnie w przypadku stanowisk będących na styku biznesu i technologii. Presja płacowa w każdym z tych obszarów jest stała a wynagrodzenia systematycznie rosną już od lat.
Nowe dane o bezrobociu. Krucha stabilizacja
Najmniej zmieniło się natomiast w bankowości i ubezpieczeniach, gdzie aż 82 proc. pracowników utrzymało zarobki na takim samym poziomie jak w marcu, a także w farmacji i sektorze związanym ze sprzętem medycznym (75 proc.).
A gdzie były największe cięcia? W najtrudniejszej sytuacji finansowej znaleźli się pracownicy handlu, którym w aż 44 proc. przypadków obniżono pensje. W dołku znalazły się też motoryzacja i lotnictwo, gdzie 43 proc. badanych zarabia obecnie mniej niż jeszcze przed marcem oraz produkcja (obniżka pensji spotkała 40 proc. osób).
W handlu odnotowano średni spadek wynagrodzeń o 20 proc. Było to jednak działanie tymczasowe, spowodowane wytycznymi tarczy antykryzysowej. Dziś większość firm wróciła do poziomu wynagrodzeń sprzed pandemii. Z kolei w usługach dla biznesu wynagrodzenia spadły średnio o 15-20 proc. (firmy obniżały wynagrodzenia wszystkim pracownikom). Tam również sytuacja teraz się stabilizuje.
Po kieszeni dostali też pracownicy takich sektorów jak: motoryzacja, lotnictwo oraz produkcja. Średni spadek wynagrodzeń w obu branżach to 20 proc. Przykładowo kierownik zmiany w produkcji przed pandemią zarabiał 8500 zł brutto, a teraz jego pensja wynosi 7000 zł brutto. W obu tych branżach obniżone pensje nadal się utrzymują.
Po półrocznej przerwie zajęcia w tradycyjnej formie mogli rozpocząć nauczyciele. Zgodnie z rozporządzeniem ministra edukacji pensje pedagogów miały wzrosnąć o 6 proc (w zależności: od 167 do 229 zł brutto). W tabeli wynagrodzeń wykładowców widać, że najwyższa możliwa zapisana kwota dla nauczyciela dyplomowanego i magistra z przygotowaniem pedagogicznym to 4046 zł brutto. Najmniej, dla stażysty z licencjatem, bez przygotowania pedagogicznego to z kolei 2800 zł brutto.
Tymczasem powoli wchodzimy w nową, jesienną falę epidemii. Według ekspertów z firmy Devire może to oznaczać dwie rzeczy: ostrożność firm w planowaniu wyatków i niepewność wśród pracowników.
- Powstaje mniej nowych miejsc pracy, sami pracownicy rzadziej rotują między firmami, a wielu pracodawców „zamraża” wzrost wynagrodzeń stałych i wydatki na dodatkowe benefity - komentuje Robert Błażyca z Devire.
Niewykluczone, że rząd wprowadzi covidowe restrykcje. Co na przykład? Ograniczenia lub nawet zakazy w organizacji wesel i innych imprez rodzinnych czy przywrócenie limitu klientów w sklepach. Co ważne, restrykcje mają obowiązywać nie w całym kraju, ale w poszczególnych strefach - żółtej lub czerwonej.
Ruchy rządu będą zależały od tego, jak pandemia będzie się rozwijać. Według lekarzy najwięcej zachorowań może przypaść na listopad i grudzień. Czy wtedy pełny lockdown powróci? Wprawdzie rząd odżegnuje się od tego, jednak przy lawinowej liczbie zachorowań każdy scenariusz jest możliwy. A lockdown wprowadzony w pełnej krasie może oznaczać niesłychane konsekwencje dla rynku pracy.
- Druga fala epidemii, która właściwie już trwa, najprawdopodniej przyniesie cięcia w branży kulturalnej, kinach, teatrach. Branża eventowa i koncerty nie zdążą się rozkręcić. Nie zarobią też właściciele powierzchni biurowych i mieszkań - ocenia Oskar Sobolewski, ekspert Instytutu Emerytalnego.
Według naszych rozmówców, duża niepewność dotyczy także turystyki. - Wydaje się, że sytuacja, którą mamy na rynku pracy, będzie powodowała zmniejszenie rotacji pracowników. Właśnie ze względu na obawy o stabilność sytuacji przedsiębiorstw możemy mówić o zahamowaniu wzrostu wynagrodzeń, szczególnie w tych branżach, które gorzej radzą sobie w sytuacji pandemii, czyli oczywiście turystyka i gastronomia – przyznała w rozmowie z money.pl ekspertka z Konfederacji Lewiatan Monika Fedorczuk.
Z kolei Katarzyna Lorenc, eksperta rynku pracy z Business Centre Club, zauważyła, że firmy nie wykorzystują swoich budżetów na zadania kadrowe. Nadwyżki mogą oznaczać, że pracodawcy nie spieszą się zarówno z zatrudnianiem, jak i podwyżkami.
- Na wyższe wynagrodzenia mogą liczyć wysokiej klasy eksperci, których niewielu jest na rynku. Mówi się, że rynek informatyczny rośnie jeśli chodzi o wynagrodzenia, ale prawda jest taka, że w ogóle nie rekrutuje się juniorów. Nie ma takich ofert. Szuka się osób z co najmniej średnim stażem - komentuje ekspertka.
Jak dodaje, jeśli osoba na niższym stanowisku chciałaby zmienić pracę z uwagi niesatysfakcjonujące zarobki, to najbliższe miesiące nie będą najlepszym momentem na taki ruch.