W środę Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylił decyzję środowiskową Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska dotyczącą kontynuacji wydobycia węgla w kopalni Turów. Sąd podkreślił, że wyrok nie oznacza wstrzymania pracy w kopalni. Ma jednak kluczowe znaczenie, bo na podstawie uchylonej przez sąd decyzji, w lutym 2023 r. minister klimatu i środowiska przedłużyła koncesję dla Turowa do 2044 r. na odkrywkę węgla brunatnego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W Zittau cieszą się z wyroku. Twierdzą, że ich domy pękają przez Turów
Wyrok warszawskiego sądu to powód do radości dla ekologów i dla władz miasta Zittau (Żytawa - pol.), leżącego tuż za zachodnią granicą. Jego władze wskazywały na szkody środowiskowe, a wśród nich obniżenie się wód gruntowych oraz uszkodzenia budynków.
Thomas Zenker, burmistrz Zittau zeznawał w Warszawie w lutym. Nie krył wówczas zadowolenia z faktu, że sąd zdecydował się uwzględnić przedstawione przez niego wnioski dowodowe.
Zdaniem GDOŚ "jedyną przyczyną uchylenia decyzji jest nieuwzględnienie umowy międzyrządowej, zawartej między rządem RP a rządem Republiki Czeskiej na etapie postępowania odwoławczego prowadzonego przez Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska".
Pomimo tego faktu Zenker już po ogłoszeniu wyroku nie krył zadowolenia.
Wyrok dowodzi, że nawet w Polsce sądy wykonują swoją pracę bez nacisku opinii publicznej czy nacisków politycznych - czytamy w oświadczeniu przesłanym money.pl przez rzecznika urzędu miasta w Zittau.
W komentarzu zaznaczono jednocześnie, że jest stanowczo za wcześnie, aby uznać zwycięstwo przeciwników działalności Turowa, gdyż wiele zależeć będzie od tego, co znajdzie się w uzasadnieniu wyroku.
Niemcy boją się o swój majątek
Decyzja warszawskiego sądu cieszy mieszkańców Zittau, z którymi udało nam się porozmawiać. - Z tego, co rozumiem, dzięki temu wyrokowi mamy szansę na uregulowanie kwestii, która od lat nie jest uregulowana. Chodzi o potwierdzenie, że prace prowadzone po polskiej stronie mają realny wpływ na nasze środowisko naturalne. A w konsekwencji i nasz majątek, nasze domy - tłumaczy nam jeden z mieszkańców.
- Mogę potwierdzić, że w naszym mieście wiele budynków pęka. Mój dom nie, ale moich sąsiadów już tak - stwierdza nasz kolejny rozmówca.
Znam wiele osób, dla których postępujące uszkodzenia budynków jest realnym problemem. Dla tych, którzy tu na chwilę przyjeżdżają, wynajmują mieszkania, znaczenia to nie ma, dla nich życie toczy się normalnie. Ale dla tych, którzy mają tu swój majątek, to realny problem. Kto nam zapłaci za nasze szkody? - pyta inna osoba mieszkająca na stałe w Zittau.
Podkreśla też, że sytuacja odbija się na rynku nieruchomości. - Kto będzie tu chciał kupić dom, kto będzie chciał zainwestować, skoro nie do końca wiadomo, na, ile to bezpieczne? Zittau przez wielu jest po prostu pomijane, ludzie wybierają inne miasta, a nawet wyjeżdżają - podsumowuje.
Niemcy mają swoje badania
Niemieckie władze już w zeszłym roku opublikowały wyniki badań, które przeprowadził dr hab. inż. Ralf Krupp, reprezentujący Greenpeace Deutschland. Dokument jest opinią geologiczną dotyczącą szkód budowlanych w mieście, będącym bliskim sąsiadem Turowa. Opinia została sporządzona na zlecenie.
Jak czytamy w opracowaniu, na obszarze Zittau od dłuższego czasu obserwuje się pęknięcia w budynkach, które są najprawdopodobniej spowodowane osiadaniem terenu w wyniku odwodnienia związanego z górnictwem.
Do największych zmian dochodzi w pobliżu dyslokacji tektonicznej Lusatia, szczególnie przy Franz-Könitzer-Straße 20 w centrum Zittau (zaznaczony czerwoną strzałką na zdjęciu poniżej - przyp. red.). Z powodu zróżnicowanego osiadania terenu w rejonie dyslokacji dochodzi do przechyłów i rozciągania w podłożu. Co przenosi się na budynki i może prowadzić do spękań - wyjaśnia autor analizy.
Dane z pomiarów geodezyjnych oraz satelitarnej interferometrii radarowej (InSAR) mają potwierdzać występowanie osiadania terenu w Zittau "zwiększającego się w kierunku wschodnim ku kopalni Turów".
Niemieccy badacze wskazują też, co trzeba zrobić, by proces zatrzymać. "Zapobieżenie dalszym szkodom może nastąpić tylko poprzez wstrzymanie powodującego je obniżania poziomu wód gruntowych. Osiadania będą jednak trwać jeszcze przez jakiś czas po zaprzestaniu odwadniania" - tłumaczą. Za obniżenie poziomu wód gruntowych, zdaniem niemieckich ekologów, odpowiada Turów.
Populacja w Zittau się zmniejsza, ale o powodach trudno mówić bez szczegółowych badań. Nie ulega jednak wątpliwości, że osiągnęła szczyt w połowie lat 50. XX wieku, kiedy to liczyła ponad 46 tys. mieszkańców. Od tego momentu liczba ludności sukcesywnie spadała. W latach 70. populacja wynosiła średnio około 42,5 tys. osób, a w latach 80. około 40 tys. W roku 1990, tuż po zjednoczeniu Niemiec, miasto liczyło już tylko 34,5 tys. mieszkańców. Po roku 2000 populacja nadal malała, osiągając poziom około 27,5 tys. osób. W ostatnich latach, począwszy od 2010 roku, liczba mieszkańców ustabilizowała się na poziomie około 25-26 tys. Obecnie Zittau zamieszkuje około 25,5 tys. osób, co stanowi niemal połowę populacji z czasów jej największego rozkwitu.
PGE zapewnia, że przeciwdziała skutkom działalności kopalni Turów
Władze Polskiej Grupy Energetycznej, do której należy kopalnia w Turowie, zapewniają, że robią wiele, by niwelować negatywny wpływ na środowisko. "Do tej pory Kopalnia Turów przeznaczyła aż 42 mln zł na realizację jej zapisów, czego efektem jest szereg inwestycji proekologicznych pozytywnie wpływających na stan środowiska naturalnego w rejonie Trójstyku Polski, Czech i Niemiec" - czytamy w oświadczeniu spółki.
Co dalej? Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl w rozmowie z money.pl zaznacza, że decyzja WSA nie kończy sporu prawnego w tej sprawie. - Po drugie, w ostateczności państwo polskie, tak jak już w przeszłości bywało, może podtrzymać wydobycie ze względów bezpieczeństwa, nawet płacąc z tego tytułu kary. To nie byłby pierwszy przypadek tego typu. Po trzecie, jest możliwa modyfikacja decyzji środowiskowej. Trudno rozstrzygnąć, jak miałaby wyglądać, natomiast jest możliwa zmiana albo ponowne wydanie decyzji - mówi.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl