- Dzisiaj bezrobocie jest najniższe w historii III RP i zrobimy wszystko, aby takie było. Masowe wyjazdy za chlebem, na szparagi do Niemiec muszą się skończyć. Niech sobie sami zbierają szparagi albo niech do nas przyjeżdżają je zbierać — powiedział niedawno premier Mateusz Morawiecki.
Niestety, sytuacja z naszym rynkiem pracy wcale nie wygląda tak różowo, jak wynika z wypowiedzi premiera. Niepokoją zwłaszcza dane z przemysłu, który jest jednym z sektorów generujących najwięcej miejsc pracy w Polsce. Pracuje w nim 24,1 proc. polskich pracowników.
Tymczasem najnowsze badania koniunktury wskazują na spadek nowych zamówień w przemyśle. W rezultacie w trzecim kwartale tego roku wzrost produkcji będzie jednocyfrowy. Zdaniem ekspertów Polskiego Instytutu Ekonomicznego spowolnienie gospodarki oznacza z kolei niższy wzrost PKB.
Widoczna jest także zapaść w sektorze mieszkaniowym. Z danych Polskiego Związku Firm Deweloperskich wynika, że w tym roku liczba rozpoczętych mieszkań jest niższa o jedną czwartą w porównaniu z ubiegłym rokiem. Deweloperzy spodziewają się, że w ujęciu rocznym ten spadek sięgnie nawet ponad 40 proc. Konrad Płochocki, wiceprezes PZFD uważa, że przełoży się to na utratę miejsc pracy zarówno u deweloperów, jak i na budowach.
Jego zdaniem w następnej kolejności dotknie to firmy produkujące materiały budowlane, a także drzwi, okna czy AGD. To o tyle istotne, że często to właśnie te zakłady produkcyjne zapewniają najwięcej miejsc pracy w małych gminach i stanowią podstawę utrzymania setek tysięcy polskich rodzin.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koniec z podwyżkami? Rynek pracownika się kończy
Kolejnym negatywnym trendem na rynku pracy jest spadek tempa wzrostu płac. Pogłębiająca się niepewność związana z sytuacją geopolityczną oraz gospodarczą powoduje, że pracodawcy są coraz mniej skłonni, aby dawać pracownikom podwyżki.
Pani Mariola pracuje w firmie inżynieryjnej obsługującej m.in. sektor budowlany, zatrudniającej kilkadziesiąt osób. – Na początku tego roku powiedziano nam, że w tym roku możemy spodziewać się co najmniej 10 proc. podwyżek płac. Te decyzje zostały jednak zawieszone. Wytłumaczono nam, że sytuacja na rynku zleceń ogólnie się pogorszyła – mówi nasza rozmówczyni.
Eksperci z którymi rozmawialiśmy potwierdzają, że pracodawcy przestają konkurować o pracowników. Maleje także ich skłonność do dawania podwyżek.
– Spodziewamy się zahamowania wzrostu płac. Świadczy o tym nasze badanie "Plany Pracodawców", w którym widoczny jest spadek odsetka przedsiębiorców, którzy planują nowe procesy rekrutacyjne w drugim półroczu. W tej chwili deklaruje to 25 proc. badanych firm, a przed rokiem 29 proc., z kolei przed pandemią w połowie roku takie deklaracje składało czterech na 10 przedsiębiorców – komentuje Mateusz Żydek, rzecznik prasowy firmy Randstad Polska.
Ekspert zwraca także uwagę na malejącą liczbę nowych wakatów. – Dla pracodawców oznacza to brak konieczności konkurowania o nowych pracowników coraz wyższymi stawkami wynagrodzeń – mówi.
Dodaje, że spadek ofert na rynku oznacza także, że mniej pracowników będzie decydowało się na zmianę dotychczasowych pracodawców. Jego zdaniem widać już pierwsze symptomy tego trendu.
Pokazuje to najnowsze badanie Monitor Rynku Pracy Randstad, z którego wynika, że odsetek pracowników, którzy w ciągu półrocza zmienili pracodawcę, spadł do rekordowo niskiego poziomu 17 proc. Co ciekawe, coraz częściej za decyzją o zmianie pracodawcy stoi redukcja zatrudnienia w dotychczasowym miejscu pracy.
– Dotyczy to już 26 proc. przypadków spośród wszystkich pracowników, którzy ostatnio zmienili pracodawcę. Dla nich rynek pracy wciąż ma propozycje, ale nie zawsze będą one równie atrakcyjne, jak dotychczasowe zatrudnienie i nie zawsze ta zmiana będzie oznaczała wyższe wynagrodzenie – komentuje Mateusz Żydek.
Nie słabnie popyt na specjalistów
Jednak specjaliści w dalszym ciągu mogą być raczej spokojni o posady. Artur Skiba, prezes firmy Antal przekonuje, że dla nich liczba ofert nie maleje. Duży popyt jest zwłaszcza na pracowników sektora usług oraz specjalizacji technicznych. Firmy poszukują m.in. specjalistów i menedżerów ds. automatyzacji czy robotyzacji procesów.
Wiele wakatów czeka też na pracowników w branży centrów usług wspólnych, szczególnie władających swobodnie językiem niemieckim lub francuskim. Nie słabnie też popyt na zatrudnienie ekspertów ds. e-commerce.
Zdaniem Artura Skiby, zmiany w prawie podatkowym przekładają się także na wzrost ofert pracy dla kierowników i ekspertów w obszarze księgowości, podatków i kontrolingu wspierającego procesy decyzyjne. Według niego przybywa także ofert na stanowiska zarządcze w firmach.
Niestety, są także sektory, w których pracodawcy już ograniczają zatrudnienie. – Plany rekrutacyjne w największym stopniu ogranicza dziś segment handlu, ale także branża bankowa i finansowa. Kolejne sektory mogą dołączać do tej listy, jeśli sytuacja ekonomiczna wyraźnie ograniczy popyt na produkty i usługi – informuje rzecznik prasowy firmy Randstad Polska.
Jego zdaniem w dalszym ciągu nie powinno mieć to wpływu na wzrost poziomu bezrobocia, ale może to wydłużyć czas poszukiwania zatrudnienia, będzie mieć to także wpływ na poziom płac.
– Dla niektórych pracowników może też oznaczać konieczność przebranżowienia, aby dopasować się do nowej sytuacji na rynku. Popyt na pracowników nie będzie już tak powszechny, jak w ostatnich latach, ale bardziej ograniczony do konkretnych sektorów i firm radzących sobie w tej sytuacji lepiej i oferujących większą stabilność zatrudnienia – dodaje Mateusz Żydek.
Dodatkowo część przedsiębiorców może teraz częściej oferować elastyczne zatrudnienie, w tym pracę tymczasową. – Wynika to z faktu, że w obecnej sytuacji gospodarczej nie wszyscy pracodawcy będą mogli sobie pozwolić na długotrwałe zobowiązania wynikające ze stałych umów o pracę – wyjaśnia.
Nadchodzi czas zapłaty za chybione decyzje
Dr Kazimierz Sedlak, dyrektor Sedlak& Sedlak zwraca z kolei uwagę na fakt, że czerwiec jest już drugim miesiącem z rzędu, w którym wzrost średniego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw jest niższy od dynamiki inflacji.
– Oznacza to spadek naszych realnych dochodów, czyli zamiast powiększać nasz dobrobyt, zaczynamy biednieć. Spadek dochodów może być tym większy, jeżeli weźmiemy pod uwagę wynagrodzenia w całej gospodarce narodowej, jednak dziś takich danych jeszcze nie mamy – mówi.
Według niego ewentualny wzrost wynagrodzeń będzie skutkował także wzrostem kosztów pracy. W związku z tym firmy mogą mieć problemy z generowaniem wystarczających zysków, szczególnie przy rosnących kosztach produkcji.
W kolejnych miesiącach odroczonym skutkiem tych zawirowań mogą być zwolnienia w firmach. Pierwsze symptomy widzimy już w budownictwie, spadła sprzedaż mieszkań, więc w ciągu dwóch-trzech miesięcy zaczną się również zwolnienia, które następnie obejmą producentów materiałów budowlanych i wyposażenia mieszkań – komentuje.
Jego zdaniem nakłada się na to spadek konsumpcji, eksportu i nakładów inwestycyjnych. Ekspert uważa także, że trudno jest jednak jednoznacznie określić, w jakich branżach są widoczne objawy recesji.
Jeżeli przeanalizujemy lipcowe projekcje NBP, to nie trzeba być pesymistą, aby wyciągnąć przygnębiające wnioski. Powoli powinniśmy przyjąć do wiadomości, że nadchodzi czas zapłaty za chybione inwestycje i zbyt wysokie transfery społeczne. Jak to zwykle bywa, nie władza, ale społeczeństwo będzie musiało pokryć te koszty – ocenia Kazimierz Sedlak.
Z kolei Artur Skiba, prezes firmy Antal uważa, że dalsza kondycja polskiej gospodarki zależeć będzie przede wszystkim od gospodarczej naszych sąsiadów.
– Według przewidywań ekonomistów turbulencje na rynku energetycznym, mogą w nadchodzących kwartałach zachwiać gospodarką Niemiec, co raczej na pewno przełoży się na sytuację w Polsce. Z tego powodu, a także innych czynników nasza gospodarka może faktycznie spowolnić, wkraczając w recesję – podsumowuje.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl