- Odłączamy się od Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej (MPEC) w kwestii podgrzania wody. To kolejny krok po dociepleniu ścian i stropów, co zrobiliśmy już lata temu. Po wybuchu wojny w Ukrainie roczna opłata za podgrzanie skoczyła z 2 na 4 mln zł. Zobaczyliśmy, że możemy zaoszczędzić - wyjaśnia Szerszenowicz.
Kilka lat wcześniej spółdzielnia na kilku innych budynkach zamontowała fotowoltaikę oraz pompy ciepła zasilane energią z paneli słonecznych. Koszt inwestycji w 70 proc. pokryto z dotacji. Test miał wypaść pozytywnie i teraz inwestycja będzie znacznie większa.
Inwestycja za miliony złotych
- Chodzi o 80 bloków, co daje inwestycję o wartości 36-40 mln zł. Liczymy na otrzymanie grantu z BGK w wysokości 50 proc. wartości, ale najpierw musimy wyłożyć pełną kwotę i dopiero potem otrzymamy zwrot. Weźmiemy kredyt w banku komercyjnym na całość z zastrzeżeniem, że połowę spłacimy od razu po przyznaniu dotacji. W ciągu 5-6 lat chcemy wszystko spłacić i 6-7 tys. mieszkańców wyjdzie na "zero". Będziemy mogli obniżyć czynsz, czasowo podniesiemy fundusz remontowy. Ciepłą wodę w kranie będą mieć za darmo - wyjaśnia wiceprezes SM.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zakładając, że pozostanie 20 mln zł kredytu do spłaty, na każdego z 7 tys. lokatorów przypadnie w ciągu pięciu lat ok. 2,8 tys. zł. W skali miesiąca to ok. 48 zł.
Wielu spółdzielni w kraju nie będzie jednak stać na zaciągnięcie tak dużego zobowiązania. Sam koszt pomp ciepła wzrósł o 25 proc. - Głównym powodem jest relacja popytu do podaży. Zainteresowanie pompami ciepła jest bardzo duże, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Dlatego producenci tych urządzeń podnoszą ceny. Przyczynia się do tego także inflacja, wzrost cen paliw i kosztów robocizny - mówił dla money.pl Piotr Ordon z firmy Ekoryniec.
- W tym roku chcemy wykonać prace na 22 budynkach, w przyszłym pozostanie 58 - dodaje Szerszenowicz. - Nie popełnimy jednak błędów z wcześniejszej inwestycji przy ul. Poświętnej. Wtedy zainstalowaliśmy jedną pompę ciepła, a te biorą tyle samo energii niezależnie od ilości produkowanego ciepła, którego latem jest znacznie więcej niż zimą. Dlatego postawimy na rozwiązanie kaskadowe.
W każdym budynku zostaną zamontowane trzy pompy ciepła. Latem, gdy wydajność jest wyższa, ma działać jedna. Zimą wszystkie trzy, a w przypadku awarii nie trzeba rezygnować z OZE.
- Jedna pompa do 55 stopni, zimą nie dogrzewała dostatecznie wody. Wtedy musieliśmy się posiłkować wsparciem MPEC lub grzałkami, co się nie kalkuluje. Gdy temperatura spada do -5 stopni Celsjusza, to pompa ogrzewa wodę do 40 stopni. Montujemy dodatkowo bufory do magazynowania energii. Niewielkie nadwyżki można wykorzystać np. w nocy - twierdzi Szerszenowicz. - Jestem audytorem energetycznym i dzięki telemetrii mogliśmy sprawdzić jak to wszystko działa. Rozmawialiśmy z projektantami, do pierwszej inwestycji dodaliśmy część paneli fotowoltaicznych. Wiemy, czego potrzebujemy.
Przedstawiciel SM tłumaczy, że nie ma mowy o wykorzystaniu pomp ciepła przy centralnym ogrzewaniu. Tak zrobiono m.in. w Zwoleniu, gdzie opisaliśmy na money.pl, jak mieszkańcom obniżono rachunki za ogrzewanie nawet o 90 proc.
Potrzebowalibyśmy ok. 320 mln zł oraz dużą fermę fotowoltaiczną z magazynem. Mamy dachy, ale ich powierzchnia wystarczy na dogrzanie wody. Na centralne ogrzewanie miejsa nie ma, infrastruktura sieci podziemnych jest w naszym mieście zbyt gęsta, żeby zamontować pompy gruntowe - tłumaczy SM.
Produkcja i sprzedaż prądu
Dla Szerszenowicza projekt jest niezwykle istotny, gdyż mieszkańcy "uniezależniają się od monopolisty" w przypadku dostaw ciepła. - Nie myślimy o podwyżkach cen gazu, pelletu itd. Liczy się konserwacja, a jej koszty są przewidziane, więc znamy je i możemy zaplanować. A skoki cenowe np. węgla w ostatnim roku były nie do przewidzenia.
Spółdzielnia liczy, że poprzez system net-billingu będzie do 20 proc. nadwyżki z wyprodukowanego prądu po aktualnej cenie rynkowej. W takiej sytuacji prosument ma zarabiać. W ramach nowego systemu, pieniądze ze sprzedaży nadwyżek energii będą trafiać do tzw. depozytu prosumenckiego. Z depozytu będzie można płacić za energię pobieraną z sieci. Jeśli depozyt nie zostanie wykorzystany na ten cel w całości, to prosument dostanie z powrotem 20 proc. zgromadzonych na nim środków.
Nie chodzi o wielkie pieniądze, ale zawsze moglibyśmy ulżyć portfelom mieszkańców. Możemy sprzedawać nadwyżkę do MPEC - podkreśla Szerszenowicz.
Jerzy Krassowski, prezes MPEC w rozmowie z money.pl zaznacza, że w tej sytuacji liczy na dostarczenie przez spółdzielnię wyprodukowanej latem nadwyżki do sieci ciepłowniczej. Wtedy skorzystaliby inni odbiorcy.
- Spółdzielnia nie musi instalować pomp ciepła na wszystkich blokach. Jeśli zrobią to na 40-60 budynkach, to mogłaby przekazywać energię do mieszkań, które pomp nie mają. A zimą dalej korzystaliby z obecnego układu, zamiast się odłączać - twierdzi Krassowski i nie ukrywa, że MPEC musiałby szukać innych odbiorców. - Myślę, że możemy przekonać spółdzielnię i znajdziemy wspólne, korzystne dla obu stron rozwiązanie - zapowiada.
Zeszłoroczna średnia podwyżka cen ciepła w MPEC wyniosła 78 proc., ale przy obniżonej stawce VAT na ciepło sieciowe do 5 proc. Od tego roku stawka VAT znów wzrosła do 23 proc.
MPEC też myśli o przyszłości. W tej chwili wykorzystuje kotłownię zasilaną węglem. Planuje jednak postawić na kocioł na biomasę ze względu na całkowite odejście od węgla do 2050 r.
- Odzew mieszkańców na nasze plany był bardzo pozytywny. Ponadto przyjeżdżają do nas spółdzielcy ze Szczecina, Gorzowa Wielkopolskiego czy Łodzi i sprawdzają, czy to się opłaca i czy można u nich zrobić to samo. Cena energii zawsze może pójść w górę, dlatego inwestowanie we własne źródła ciepła to przyszłość - podsumowuje Cezary Szerszenowicz.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl