To będzie prawdziwa rewolucja w przepisach. W środę w brytyjskim parlamencie kanclerz skarbu Jeremy Hunt przedstawi nowe wytyczne dotyczące osób bezrobotnych oraz biernych zawodowo, czyli takich, które nie pracują i nie uczą się, ale pobierają różne zasiłki.
Jak podaje brytyjski urząd statystyczny, na koniec września 2023 r. na Wyspach bezrobocie sięgało 4,2 proc., co przekładało się na 1,4 mln bezrobotnych. Natomiast osób biernych zawodowo, czyli takich, które są poza rynkiem pracy, ale są w wieku produkcyjnym (16-64 lata) i żyją na koszt podatników, jest 8,73 miliona.
W tej liczbie 2,6 mln znajduje się w takiej sytuacji z powodu długotrwałego złego stanu zdrowia, co jest najwyższą liczbą w historii tego kraju.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Drastyczny ruch brytyjskiego rządu
Rządowy "plan powrotu do pracy" to próba zerwania obowiązującego od dekad paktu społecznego. Jak podkreśla Hunt, nie może być tak, by ci, którzy pracują, utrzymywali zdrowe i pełnosprawne osoby w wieku produkcyjnym. Takie, którym nie opłaci się pracować, bo dostają od rządu hojny socjal.
Osoby, które ubiegają się o świadczenia finansowane przez podatników, nie podejmując przy tym żadnych wysiłków w celu znalezienia pracy, zostaną wyrzucone z systemu już po sześciu miesiącach – poinformował kanclerz Hunt.
Nieprzyjęcie oferty z urzędu pracy, która jest zgodna z kwalifikacjami danej osoby, oznaczać będzie utratę środków do życia w postaci wszelkich zasiłków socjalnych oraz przywilejów socjalnych, takich jak: bezpłatna opieka stomatologiczna, bezpłatne leki, zniżki na przejazdy komunikacją publiczną oraz dopłat do ogrzewania czy energii.
Restrykcje te mają ominąć osoby niezdolne do pracy z powodu ciężkiej choroby lub inwalidztwa oraz opiekunów dzieci.
Zbyt duże obciążenia?
Konserwatyści, z których wywodzi się Hunt, chcą w ten drakoński sposób przywrócić osoby zdolne do pracy rynkowi pracy, który po brexicie ma duże niedobory kadrowe. Jak podają rządowe źródła, obecnie jest aż milion wakatów do obsadzenia.
Wskazują jednocześnie, że budżet państwa jest nadmiernie obciążony wydatkami socjalnymi. Wzrosły one znacząco na Wyspach w czasie trwania pandemii COVID-19, kiedy pomoc socjalna obywatelom udzielana była najhojniej.
Chociaż plan powrotu do pracy skupia się głównie na sankcjach, rząd zapowiada w nim również wydatki w wysokości 2,5 mld funtów w ciągu kilku najbliższych lat na aktywizację osób pozostających bez pracy. Tyle że te zapowiedzi nie uspokajają ekspertów rynku pracy.
Tony Wilson, dyrektor Instytutu Studiów nad Zatrudnieniem, wskazał, że zwiększenie przez rząd finansowania wsparcia zatrudnienia jest mile widziane, istnieje jednak ryzyko, że konserwatyści chcą "zabrać podatników na przejażdżkę kolejką górską". Dodał, że języK, którym się posługują, zwyczajnie odstrasza ludzi.
Czy mieszkająca na Wyspach Polonia obawia się tych zmian? Zdaniem Barbary Mirowskiej, redaktor polonijnego portalu polishexpress.co.uk, zależy to od indywidualnej sytuacji życiowej.
– Często można spotkać się z opinią, że Polacy przyjeżdżają na Wyspy przede wszystkim do pracy. Znani są też w Wielkiej Brytanii ze swojego zaangażowania i pracowitości, w związku z czym raczej nie jesteśmy postrzegani jako ci, którzy są obciążeniem dla systemu socjalnego – podkreśla nasza rozmówczyni.
Miała być ustawa, ale jej nie ma
Nie tylko Wielka Brytania ma ten problem, ale również Polska. Jak podkreśla Paula Kukołowicz, kierownik zespołu strategii w Polskim Instytucie Ekonomicznym, w Polsce w grupie osób w wieku produkcyjnym (18-59/64 lata) są blisko 4 miliony biernych zawodowo. Większość nie poszukuje pracy.
Do tej pory nie były one objęte działaniami aktywizacyjnymi urzędów pracy. – Działania tych urzędów dotyczyły w większości zarejestrowanych bezrobotnych. Osoby bierne nie pobierały też świadczeń z urzędów pracy – przypomina Kukołowicz.
Sytuacja miała się radykalnie zmienić wraz z wejściem w życie ustawy o aktywności zawodowej, której procedowanie – z niewyjaśnionych powodów – zostało przez rząd Prawa i Sprawiedliwości odłożone na 2024 rok.
Ekspertka rynku pracy i dyrektor Urzędu Pracy m. st. Warszawy Monika Fedorczuk przypomina, że w projekcie ustawy mowa była o tym, że urzędy pracy aktywizowałyby również osoby bierne zawodowo. Nie wskazano jednak, w jaki sposób urzędnicy mieliby do nich docierać. Rząd nie pomyślał również o nowych, bardziej elastycznych instrumentach wsparcia dla tych osób.
Jednak – mimo tych braków – zdaniem naszej rozmówczyni, ustawa byłaby krokiem w dobrym kierunku, gdyż polski rynek pracy także boryka się z dużymi niedoborami kadrowymi.
Ustawy nie ma, absurdy zostały
Na razie, zgodnie z obowiązującymi przepisami, ewentualnym restrykcjom w postaci utraty zasiłku i prawa do darmowego ubezpieczenia zdrowotnego poddawane są w Polsce osoby zarejestrowane jako bezrobotne.
Jeśli bezpodstawnie odrzucą one proponowaną im ofertę pracy, są wykluczane z rejestrów urzędów pracy na okres 120 dni (przy pierwszej odmowie) oraz na 180 dni (przy drugiej odmowie).
W 2022 r. warszawski urząd pracy pozbawił statusu bezrobotnego z powodu nieprzyjęcia oferty pracy lub innych form pomocy (np. stażu) 249 osób. W całym kraju spotkało to 9991 osób.
Również w przypadku osób bezrobotnych nowa ustawa miała przynieść fundamentalne zmiany. Oddzielała bowiem status bezrobotnego i prawo do ubezpieczenia zdrowotnego.
– Część (ok. 30 proc.) osób jest zarejestrowanych w urzędach pracy nie z chęci powrotu na legalny rynek pracy, ale dlatego, że potrzebują darmowego ubezpieczenia. To bardzo duży problem i dodatkowa praca dla urzędów pracy z uwagi na ciągłą konieczność weryfikowania gotowości i chęci do pracy – tłumaczy Monika Fedorczuk.
Jest jeszcze jedna istotna zmiana, która nie weszła w życie w związku z zamrożeniem procedowania ustawy. Wielu ludzi z małych miast i wsi przenosi się na czas nauki czy za pracą do dużych miast. Jeśli stracą w nich zatrudnienie, muszą wrócić do swoich rodzinnych miejscowości – tam, gdzie są zameldowani – i dopiero w tamtejszych urzędach zarejestrować się, oczekując na ofertę pracy.
Problem w tym, że takie małe ośrodki do zaoferowania zwykle nie mają zbyt wiele. Ten nonsens miał być zlikwidowany nową ustawą, która dawała osobie bezrobotnej możliwość wyboru urzędu pracy.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl