Wrocław unieważnił przetarg na odbiór odpadów komunalnych. Prezydent blisko milionowego miasta (Wrocław liczy ok. 830 tys. mieszkańców razem z Ukraińcami) zdecydował się na taki krok po otworzeniu czterech ofert złożonych przez czterech dużych graczy na lokalnym rynku.
Okazało się, że startujące w przetargu spółki zażądały od przyszłego roku podwyżek na poziomie ponad 100 proc. Jak policzył radny Wrocławia, Mirosław Lach, przyjęcie ich oferty oznaczałoby gigantyczne podwyżki dla mieszkańców.
Przeciętnie trzyosobowa rodzina dopłacałaby do rachunków za mieszkanie ok. 90 zł ekstra miesięcznie. Zdaniem radnego żadna wspólnota mieszkaniowa, spółdzielnia czy TBS, nie odważyłby się na taki krok.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podwyżki były kolosalne
Jak przyznaje w rozmowie z money.pl Przemysław Zaleski, prezes EkoSystem, spółki, która w imieniu miasta organizuje przetargi dot. gospodarki odpadami, po otwarciu kopert z ofertami przeżyli szok.
Zaleski mówi, że liczyli się ze wzrostem cen z powodu rosnącej inflacji, znaczących podwyżek płacy minimalnej, a także rosnących kosztów energii i paliwa, ale nie aż takim.
Według oszacowanych przez niego możliwości, zakładając nawet, że gmina podniósłby mieszkańcom stawki opłat za odpady do maksymalnych limitów, na które pozwala ustawa, to i tak zabrakłoby w miejskiej kasie ok. 130 mln zł, by pokryć wszystkie koszty.
Wrocław znalazł się więc w naprawdę trudnym położeniu. Wcześniejszy samorząd Wrocławia stawiał bowiem na realizację usług komunalnych w outsorcingu, dlatego nie dysponuje własną infrastrukturą do odbioru, segregacji i utylizacji odpadów. Jest skazany na tzw. wolny rynek.
Jak dowiedział się money.pl, Ekosystem ogłosił i prowadzi już kolejny przetarg, w którym zmienił już część specyfikacji przetargowej. Dlaczego ją zmieniono?
Jak nieoficjalnie poinformował nas jeden z dużych graczy na rynku gospodarki odpadami, wysokie ceny, które zszokowały wrocławski samorząd, były następstwem wpisania do specyfikacji przetargowej drakońskich kar związanych z niedotrzymaniem norm dotyczących poziomu recyklingu.
Zaleski uważa jednak takie wyjaśnienia za nieprzekonujące. Przypomina, że specyfikacja przetargowa w tym zakresie była zgodna z orzecznictwem Krajowej Izby Odwoławczej. - Zgodnie z KIO kary za poziom recyklingu ponoszą firmy, które wygrały przetarg. Ponadto potencjalny wymiar tej kary to ok. 30 mln zł. Biorąc pod uwagę cenę, jaką dali oferenci, to ryzyko zapłacenia kary stanowi tylko parę procent tej podwyżki - ocenia prezes.
Gminy odbudowują swoją infrastrukturę
Dodaje, że Ekosystem prowadzi badania rynku pod kątem przejścia na system in house. W następstwie tego samorząd mógłby docelowo powierzyć część odbioru i zagospodarowania odpadów własnej spółce, tak aby była ona weryfikatorem faktycznie ponoszonych kosztów dla realizacji tego rodzaju usług komunalnych.
System in house działa m.in. w Krakowie. Jak informuje Piotr Odorczuk, rzecznik MPO w Krakowie. Wszystkie istotne instalacje do przetwarzania odpadów są własnością gminy i są zarządzane przez MPO Kraków (sortownie, MBP, kompostownia, składowisko, zakład odpadów wielkogabarytowych) i Krakowski Holding Komunalny (spalarnia). To gwarantuje samorządowi silną pozycję rynkową.
- MPO Kraków, jako instytucja zarządzająca całym Zintegrowanym Systemem Gospodarki Odpadami Komunalnymi (ZSGOK), zawarł z konsorcjum firm odbierających odpady umowę obowiązującą od 1 kwietnia 2022 r. do 31 marca 2025 r., która umożliwia waloryzację wynagrodzenia dla firm o wysokość inflacji – informuje rzecznik.
Z kolei biuro prasowe urzędu miasta Krakowa zapewnia, że tamtejszy samorząd nie pokrywa kosztów gospodarowania odpadami komunalnymi z innych dochodów niż pochodzące z opłat uiszczanych przez właścicieli nieruchomości.
Takie samorządy, które nie dokładają do odbioru i utylizacji odpadów komunalnych, to prawdziwy biały kruk.
W 2021 r. Instytut Ochrony Środowiska - Państwowy Instytut Badawczy udostępnił analizę kosztów gospodarki odpadami komunalnymi opracowaną na zlecenie Ministerstwa Klimatu i Środowiska, z której wynika, że w 2020 r. – zatem jeszcze przed wielkim kryzysem energetyczno-paliwowym – że gminy we wszystkich województwach w Polsce więcej wydawały na odpady, niż pobierały opłat.
Gminy boją się nowych cen
Dwa lata temu luka ta wynosiła w skali całego kraju aż 1,422 mld zł. Najwięcej, bo ponad 30 proc. do systemu dokładały samorządy z Mazowsza, a najmniej – bo tylko nieco ponad 2 proc. – Podlasie.
Warszawa nie ma np. własnej infrastruktury komunalnej do spalania odpadów.
Biuro prasowe miasta Warszawy wyjaśnia, że w 2020 roku, kiedy obowiązywała metoda naliczania opłat za odpady od gospodarstwa domowego, m.st. Warszawa dołożyło do systemu gospodarki odpadami aż pół miliarda zł. Obowiązująca od kwietnia 2021 r. "metoda wodna" przyniosła już dodatni bilans w ubiegłym roku.
Jaki będzie bilans za ten rok? Urzędnicy bardzo ostrożnie żonglują danymi. O wynikach finansowych będą mogli poinformować opinię publiczną dopiero na początku 2023 r.
Jednak już z danych za pierwsze półrocze tego roku wynika, że koszty zagospodarowania odbioru odpadów komunalnych wzrosły w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego o 31,8 proc.
O tym, w jaki sposób przełoży się to na wysokość opłat, mieszkańcy niektórych dzielnic Warszawy dowiedzą się już w styczniu – a najpóźniej w czerwcu przyszłego roku, kiedy wygasną umowy z firmami odbierającymi odpady.
Walka o rynek trwa
Czy do wysokich rachunków za ciepło i prąd, dojdą po nowym roku jeszcze drakońskie podwyżki za wywóz śmieci? Zdaniem dr Marka Golenia, ekonomisty i eksperta ds. zagospodarowania odpadami z SGH, samorządy będą z pewnością próbowały tego uniknąć.
Jednak realnie wysokie marże będą mogły zbić tylko te, które mają własną infrastrukturę do odbioru i zagospodarowania odpadów. - W przyszłym roku będziemy świadkami niejednego jeszcze unieważnienia przetargu lub zerwania wykonywanej już umowy w przypadku, kiedy przedsiębiorca będzie na tym biznesie więcej tracił, niż zarabiał.
Również zdaniem Marka Wójcika w kwestii kosztów zagospodarowania odpadów wiele może się jeszcze zmienić – to znaczy pogorszyć. Chodzi m.in. o procedowaną obecnie w Sejmie ustawę dot. systemu kaucyjnego.
Wójcik szacuje, że jeśli nowe przepisy wejdą w życie, wolumen odbieranego szkła może się zmniejszyć nawet o 3/4, a i tak trzeba będzie resztę odpadów szklanych od mieszkańców odbierać, co będzie ekonomicznie nieefektywne.
Poza tym dojdą jeszcze specjalne opłaty dla spalarni odpadów na Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny (to rozwiązanie, przy sprzeciwie samorządów, wprowadzono już przy okazji prac nad ustawą o środkach nadzwyczajnych mających na celu ograniczenie wysokości cen energii elektrycznej - red.), co nie pozostanie bez wpływu na comiesięczne rachunki uiszczane przez Kowalskiego.
Ceny paliw na Wszystkich Świętych. Będzie taniej
Nasz rozmówca przyznaje, że samorządy zrozumiały, że powierzenie podmiotom komercyjnym odbioru i przetwarzania odpadów nie zawsze wychodzi im na dobre. Duzi gracze wykupywali tych mniejszych, rosnąc sami w siłę i dzieląc się dochodowym rynkiem pomiędzy siebie oraz dyktując gminom swoje warunki.
Wiele gmin - wzorem Francji czy Niemiec - decyduje się obecnie na tworzenie własnej infrastruktury i będzie "odbudowywać" swoje spółki komunalne zajmujące się odpadami, tyle że to zajmie im lata. Przykładowo w Krakowie budowano ją ponad dekadę. Poza tym taka inwestycja jednak sporo kosztuje.
Przedsiębiorcy z branży odpadowej nie zostają samorządom dłużni. Zarzucają im, że te również nie grają czysto. Spółki komunalne na polecenie swoich właścicieli, czyli samorządów zaniżają - ich zdaniem - ceny, przez co same są deficytowe lub niedochodowe.
To z kolei spowoduje - ostrzega konkurencja - że przy zmianie władzy w samorządzie, menedżerowie takich spółek mogą narazić się na odpowiedzialność prawną za działanie na szkodę zarządzanych przez siebie podmiotów.
Katarzyna Bartman, dziennikarka money.pl