Napięcie w Europie Wschodniej nie opada. Nie pozwalają na to gracze zgromadzeni przy wielkim stole. Władymir Putin u bram Ukrainy gromadzi wojska, na morzu manifestuje potęgę wojskową manewrami. Oliwy do ognia dolewa również Aleksandr Łukaszenka, który znów grozi sankcjami.
- Duży szantażuje dużego, mały małego - komentuje prowadzoną rozgrywkę między Rosją a Unią Europejską i Białorusią a Polską, Litwą, Łotwą, i Ukrainą dr Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica. - Łukaszenka eskaluje napięcie. Robi to jednak na poziomie psychologicznym. Realne działania byłyby ze szkodą dla Białorusi. Nie oznacza to wcale, że ich nie podejmie. Czynnik polityczny już dawno przeważył racjonalny rachunek ekonomiczny - zaznacza.
Łukaszenka wygraża pięścią
- Groźby Białorusi to nic nowego, jednak wachlarz możliwych działań nie jest zbyt szeroki - mówi dr Marta Drabczuk, politolog z UMCS i ekspertka Instytutu Europy Środkowej.
Jak dodaje nasza rozmówczyni, Białoruś nastawiona jest na kierunek rosyjski, ale potrzebuje partnerów na zachodzie oraz na północy, aby eksportować swoje towary.
Przypomnijmy, że to właśnie możliwość rozszerzenia sankcji na Białoruś i blokada transportów z Białorusi do litewskiego portu w Kłajpedzie, który jest oknem na świat dla Białorusi, sprowokowała Łukaszenkę. - Jeśli Litwa nie zechce przepuszczać naszych ładunków do swojego portu, to w ciągu kilku dni powinny być realizowane kroki w odpowiedzi - powiedział białoruski przywódca w poniedziałek, podczas spotkania z kierownictwem rządu Białorusi.
Gróźb jednak nie ograniczył jedynie do Litwy, ale wymienił i inne kraje, które miałyby odczuć gniew dyktatora. - Białoruś nie inicjowała żadnych procesów, które doprowadziłyby do klinczu w relacjach z Litwą, Łotwą, Polską czy Ukrainą - mówił Aleksandr Łukaszenka. - Jeśli nadal będą na nas naciskać, to wprowadzimy ten plan, który mamy. Niech się potem nie obrażają - stwierdził.
Co w rękawie trzyma Łukaszenka?
Czy Polska powinna obawiać się sankcji białoruskich? Sprawdziliśmy powiązania handlowe między oboma krajami i biorąc pod uwagę wymianę handlową, saldo jest zdecydowanie korzystniejsze dla Polski.
- Relacje z Polską są znacznie bardziej potrzebne Białorusi niż Polsce, co nie oznacza, że my na niej nie korzystamy - tłumaczy dr Dawid Piekarz.
Jak wynika z danych, publikowanych pod koniec 2021 r. w GUS-owskim Roczniku Statystycznym Handlu Zagranicznego, w 2020 r. wartość importu z Białorusi do Polski wyniosła około 4,5 mld zł. Eksport z Polski na Białoruś sięgnął 7,1 mld zł.
Jak informuje białoruska ambasada, Polska w 2020 r. była piątym zagranicznym partnerem gospodarczym Białorusi pod względem wolumenu handlu i dziesiątym inwestorem w gospodarkę Białorusi, z wartością inwestycji na poziomie 580,5 mln zł.
Zarejestrowanych było tam 345 przedsiębiorstw z udziałem polskiego kapitału. Spośród nich ponad 200 to przedsiębiorstwa wspólne.
Główne elementy białoruskiego eksportu do Polski to produkty ropopochodne i gaz płynny. To główna karta przetargowa Łukaszenki. W 2020 r. kupiliśmy z Białorusi paliwa za blisko 500 mln zł.
- Tu, gdzie faktycznie moglibyśmy mieć problemy, to energetyka, a więc przerwy w dostawach przez rurociąg Przyjaźń i Jamalski - zauważa dr Piekarz. Dodaje jednak, że kurki są w Moskwie, a nie wydaje się, aby miała z nich skorzystać, o czym pisaliśmy już w money.pl.
- Jeśli nawet, to ćwiczyliśmy ten scenariusz w 2019 r., kiedy z powodu zanieczyszczeń rurociąg Przyjaźń nie pracował. Cała Polska się zaopatrywała z morza i nic się wielkiego się nie stało ani szczególnie nie odbiło się to na cenach paliw czy wynikach Orlenu. Byłby więc to raczej kłopot niż problem - uważa dr Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica.
- Większą sprawą byłyby gazociąg Jamalski, ale tu również jesteśmy zabezpieczeni - dodaje. Zużycie gazu w Polsce mamy na poziomie około 20 mld m3 rocznie i ten wolumen już w tej chwili jesteśmy w stanie zabezpieczyć różnymi drogami.
Białoruskie drewno i cement
Jednak poza surowcami energetycznymi Białoruś dostarcza Polsce wyroby metalowe, nawozy potasowe i azotowe, szkło, a także bardzo dla nas ważne drewno, płyty drewniane oraz cement.
- Rzeczywiście przy tak potężnym boomie budowlanym ograniczenie dostaw cementu i drewna byłoby dla naszej branży budowlanej czy meblowej pewnym ciosem. Wciąż jednak byłby to kłopot, a nie katastrofa. Polska sprowadza te surowce ze wschodu ze względu na niższe koszty i nie oznacza to, że jeśli Białoruś zaprzestałaby sprzedaży, w Polsce mielibyśmy paraliż - komentuje wiceprezes Instytutu Staszica.
Jak dużo sprowadzamy drewna z Białorusi? Pewien obraz mogą przedstawiać dane portalu TrendEconomy, według których w 2020 r. byliśmy pierwszym wśród 10 największych importerów drewna z tego kraju. Z udziałem 17 proc. kupiliśmy tego surowca za kwotę ponad miliard złotych (257 mln dol.).
Jak zaznacza dr Marta Drabczuk, ingerencja w wymianę handlową byłaby jednak strzałem w kolano białoruskiej gospodarki, która i tak w ostatnim czasie słabnie. - Nie sądzę, aby (Łukaszenka - przyp. red.) zdecydował się na kroki, które jeszcze bardziej uszczupliłyby dochody państwa - przekonuje.
Poza tym Białoruś sprowadza z Polski wiele towarów. Embarga oznaczałyby problem dla naszych eksporterów i konieczność szukania nowych odbiorców, ale również dla Łukaszenki braki, które musiałby rekompensować dostawami z innych kierunków. Co kupuje u nas Białoruś? Według danych ambasady białoruskiej główne owoce, warzywa, kwasy poliwęglanowe, leki, ale też baterie, polimery, papier, mleko i śmietanę, piloty i panele do aparatury elektrycznej, konstrukcje metalowe z metali żelaznych oraz wyroby z tworzyw sztucznych.
Zerwanie łańcucha dostaw
Dr Marta Drabczuk zwraca uwagę na jeszcze jedną kartę, którą Łukaszenka już raz zagrał. Chodzi o paraliż transportu towarowego drogą lądową z Chin. Białoruski dyktator już groził odstawieniem na boczny tor wagonów z towarami z Państwa Środka.
To przez Mińsk prowadzi Nowy Jedwabny Szlak, którym pociągi z Azji trafiają do polskich Małaszewicz niedaleko białoruskiego Brześcia, gdzie są przeładowywane i ruszają w dalszą drogę na zachód.
Jak dużym hubem transportowym jest Białoruś? W ubiegłym roku pociągi z Chin przewiozły tamtędy aż 380 tys. kontenerów. Szacuje się, że co drugi transport z Państwa Środka kierowany jest drogą kolejową.
- Łukaszenka już zgrał tę kartę. Na chwilę zmniejszył się wolumen towarów z Chin trafiających do UE przez Białoruś, ale trwałej blokady nie zastosował. Nawet gdyby zdecydował się na to, nie mogłaby ona trwać długo. Same Chiny będą zabiegać o udrożnienie szlaku albo znalezienie innej drogi - wskazuje ekspertka Instytutu Europy Środkowej.
Zresztą, jak zaznacza, taka alternatywna trasa - łącząca centrum przemysłowe w Chinach z niemieckim miastem Mannheim - została uruchomiona z początkiem 2022 r. Kontenery przez Kazachstan trafiać mają do portu w Sankt Petersburgu, gdzie przez Bałtyk popłyną do portu Neu Mukran, skąd znów torami dotrą do Mannheim.
- Zerwanie łańcucha dostaw przez Łukaszenkę nam nie grozi. Chiny nie dopuszczą do tego, aby to Białoruś decydowała, czy towary będą docierały do Europy. W drugą stronę również Rosji zależy, aby przepływ towarów był utrzymany. To kolejny blef - ocenia dr Marta Drabczuk.
Również zdaniem dra Piekarza, to tylko pogróżki. - Gdyby Łukaszenka faktycznie chciał zastosować sankcje wobec Polski, Litwy, Łotwy czy Ukrainy, to byłoby, jak na złość innym odmrożenie sobie uszu. Dla nas oznaczałoby pewien kłopot, dla Białorusi katastrofę - konkluduje wiceprezes Instytutu Staszica.