Wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego w Polsce jest jednoznaczny - PiS zdominował polską scenę polityczną, a opozycja może tylko marzyć o zbliżeniu się do wyniku formacji kierowanej przez Jarosława Kaczyńskiego. To wymiar polityczny tych wyborów. Wymiar praktyczny wygląda zupełnie inaczej.
Zwycięzcy w Brukseli nie mogą niemal nic. Przegrani współdecydują o pracach Parlamentu Europejskiego. Wszystko za sprawą specyficznej konstrukcji unijnych instytucji i wagi nieformalnych decyzji. Ale po kolei.
PiS to margines, PO znaczy niewiele więcej
PiS wprowadzi około 28 europosłów, którzy zasilą szeregi frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Bez wątpienia będzie to najsilniejsza grupa narodowa w całej frakcji, która będzie liczyć 59 członków. 59 z 751 eurodeputowanych. Nie dość, że nie będzie to najsilniejsza grupa, to jeszcze słabsza o około 20 głosów w stosunku do obecnej kadencji.
Sposób działania PE jest z kolei osłodą dla przegranej Platformy Obywatelskiej (która startowała w koalicji z kilkoma innymi partiami – red.). Jej posłowie dołącza do najliczniejszej frakcji - Europejskiej Partii Ludowej, która według najnowszych sondaży może liczyć na 182 mandaty. W dodatku wynik wyborów w skali Europy sugeruje, że szefem Komisji Europejskiej zostanie polityk EPL - Niemiec Manfred Weber. Z drugiej strony, pochodzącego z Polski członka jego Komisji wskaże… rząd PiS.
Żeby nie było tak różowo, to opozycja ma inny ból głowy. Do wyborów szła w koalicji m.in. z SLD, PSL i Nowoczesną. A te partie nie należą do EPL. SLD to członek frakcji Socjalistów i Demokratów (druga siła w PE i 147 posłów), Nowoczesna należy z kolei do ALDE (trzecia siła ze 109 posłami).
Koalicję "kierującą" europarlamentem mogą zbudować trzy z czterech frakcji - EPL, Socjaliści, ALDE i Zieloni. Dla PiS największym problemem może być wejście w skład takiej koalicji ALDE. Nie dość, że liberałowie wprowadzili około 40 posłów więcej niż przed rokiem, to jej pracami kieruje Guy Verhofstadt, który jest twarzą walki o powiązanie unijnych funduszy z praworządnością. Propozycja taka została nawet przyjęta przez PE.
Walka o unijny budżet
I właśnie pieniądze były największą stawką tych wyborów. Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Junkcer z rozczarowaniem przyznał, że wbrew jego intencjom, Wieloletnie Ramy Finansowe, czyli szkielet kolejnych siedmiu unijnych budżetów, zostanie przyjęty po wyborach.
Co istotne, WPF wypracowują wspólnie państwa członkowskie i muszą zostać przez nie przyjęte jednogłośnie w ramach Rady Unii Europejskiej. Tutaj Koalicja Europejska ma niewiele do powiedzenia, ale już w kolejnym kroku projekt WPF musi zatwierdzić Parlament Europejski (nie ma prawa do poprawek, projekt przyjmuje lub odrzuca).
Trwające prace nad przyszłymi WPF są obecnie na etapie Rady Unii Europejskiej. Komisja Europejska przedstawiła propozycję, w której uwzględniła m.in. postulat PE o wiązaniu pieniędzy z praworządnością. Dla przyjęcia dokumentu kluczowe będą wytyczne liderów poszczególnych państw unijnych.
Wg tej propozycji unijny budżet ma wynieść 1,279 biliona euro. Polska w jego ramach ma mieć zagwarantowane o 64 mld euro mniej niż obecnie (81 mld). Z kolei pieniądze na Wspólną Politykę Rolną spadną z 31 mld euro do 22,75 mld euro.
PiS może blokować prace na poziomie rządów, ale już nie w PE. Mało prawdopodobna jest także budowa koalicji z siłami "na prawo" od EKR, bo to przecież prorosyjska prawica m.in. z Włoch i Austrii, zrzeszona w Europie Narodów i Wolności oraz stworzona przez Nigela Farage'a Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej. Nie wspominając o braku dostatecznej liczby głosów.
Podobnie słaba będzie pozycja PiS przy konstruowaniu kolejnych budżetów rocznych. Najwięcej do powiedzenia będą mieli zrzeszeni w największych frakcjach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl