Akio Toyoda, prezes Toyoty, powiedział w ubiegłym tygodniu, że przerabianie już istniejących modeli na samochody elektryczne to opcja, która musi być zbadana jako jedno z narzędzi do osiągnięcia celu zerowej emisji dwutlenku węgla do 2050 r. W Japonii tylko jeden na 20 samochodów na drodze zasługuje na miano "nowego". Reszta to starsze modele, głównie zasilane benzyną.
Na imprezie towarzyszącej Tokyo Motor Show japoński koncern pokazał dwa egzemplarze Toyoty AE86 – jeden zmodyfikowany jako samochód elektryczny na baterie, drugi napędzany wodorem. To auto produkowane w latach 1983-1986, popularne wśród drifterów. Zapisało się w popkulturze za sprawą Takumiego Fujiwary, głównego bohatera anime, mangi, gier wideo i pełnometrażowego filmu pt. Initial D.
Ważne jest, aby pozostawić wybór dla samochodów, które są już przez kogoś kochane lub posiadane – powiedział Akio Toyoda podczas wydarzenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Elektryk" z używanego samochodu? To już się dzieje
Takie rzeczy dzieją się już dziś. Francuski startup Transition-One znalazł sposób na przerabianie starszych modeli Fiata, Volkswagena czy Renault z napędzanych dieslem na auta elektryczne. Jak pisał w 2019 r. forsal.pl, "przemiana samochodów z silnikiem diesla w zeroemisyjne auta polega na zainstalowaniu silnika elektrycznego, akumulatorów i podłączeniu tablicy rozdzielczej oraz instalacji wtyczki do ładowania baterii w miejscu wlewu paliwa, przy jednoczesnym pozostawieniu oryginalnej dźwigni zmiany biegów i skrzyni biegów". Cały proces trwa tydzień i kosztuje 8,5 tys. euro.
Pierwszym prototypem było Renault Twingo z 2009 r. "Oferta skierowana jest do ludzi, którzy nie mogą pozwolić sobie na nowy samochód elektryczny o wartości 20 tys. euro" - mówił wówczas szef firmy Aymeric Libeau.
W Wielkiej Brytanii MINI zaproponowało program konwersji swoich aut wyprodukowanych w latach 1959-2000. W ofercie znalazł się silnik elektryczny o mocy 122 KM oraz akumulator, zapewniający zasięg do 160 km na jednym ładowaniu. Na oficjalnej stronie internetowej programu MINI Recharged czytamy, że wciąż jest on w fazie rozwoju. Nie ujawniono dotychczas m.in. szczegółów dotyczacych ceny usługi.
"Wyrzucam silnik z osprzętem, rury wydechowe i zbiornik paliwa"
Tego typu usługi oferowane są też w polskich warsztatach. Firma EV Garage wylicza, że już sam koszt dobrej jakości części do konwersji zaczyna się od około 45 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć koszt samej usługi, ewentualnych napraw i dokumentów potrzebnych do aktualizacji danych w dowodzie rejestracyjnym.
Z kolei Intercars, producent i dystrybutor części motoryzacyjnych, ocenia, że zamiana starszego modelu samochodu z konwencjonalnym silnikiem na "elektryka" może być opłacalna, jeśli auto rocznie pokonuje średnio 60 tys. km. "W zależności od Twojego pojazdu i stopnia e-konwersji, jaki chcesz osiągnąć, możesz zamknąć się w kwocie od 25 do 100 tys. zł za całość inwestycji" - czytamy.
Takie historie dzieją się też w prywatnych garażach. Jak u pasjonata, który w Bielsku-Białej przerobił Fiata 126p na samochód elektryczny. Koszt całej operacji, wraz z remontem "malucha", pochłonął 20 tys. zł. Jednym z pionierów z pewnością jest też inżynier z Gdańska - Zbigniew Kopeć. Już w 1999 r. zarejestrował swoje przerobione Daewoo Nexia na samochodów elektryczny.
To łatwe. Wyrzucam z samochodu całą część spalinową: silnik z osprzętem, rury wydechowe, tłumik oraz zbiornik paliwa. W to miejsce instaluję silnik elektryczny o średnicy na przykład 20 centymetrów, kontroler i zestaw – opowiadał kilka lat temu portalowi NaTemat.pl.
Co w zamian? Jedna z firm wylicza, że "po przerobieniu przeciętnego samochodu" koszt pokonania 100 km może spaść do nawet 5 zł. Bo mniejsza bateria to również możliwość ładowania nawet z domowego gniazdka, podobnie jak w przypadku współczesnych hybryd plug-in. Inżynier Kopeć kilka lat temu wyliczał, że jeździ jeszcze taniej. Przy cenach prądu z 2016 r. koszt pokonania 100 km wynosił 3,4 zł - mniej niż litr benzyny kupionej na stacji paliw.
Trzeba pamiętać o jednym: coś za coś. W taki sposób przerabiane samochody nie zaoferują parametrów aut elektrycznych montowanych fabrycznie, dlatego nie są też dla nich konkurencją. Posiadacze konwertowanych "elektryków" mogą liczyć na zasięg 100-200 km na jednym ładowaniu. To mniej więcej tyle ile realnie oferują najmniejsze auta na prąd kupowane w salonach.
oprac. Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl