Chińskie miasta stopniowo łagodzą najbardziej dokuczliwe elementy surowej strategii walki z pandemią Covid-19, znoszą utrudniające działalność gospodarczą lockdowny i rezygnują z kosztownych, masowych testów przesiewowych, którym poddawano miliony mieszkańców.
W Pekinie od wtorku zaświadczeń o ujemnym wyniku testu nie trzeba już okazywać przy wejściu do biur i supermarketów. Według mediów wyniki nie są już wymagane przy korzystaniu z transportu publicznego w co najmniej 19 miastach kraju, w tym w Kantonie, Tiencinie czy Chengdu.
Fala infekcji po złagodzeniu restrykcji
Rynki finansowe pozytywnie zareagowały na łagodzenie obostrzeń, chińskie indeksy giełdowe wzrosły, a juan umocnił się względem dolara. Komentatorzy oceniają jednak, że na ożywienie gospodarcze będzie trzeba poczekać, zwłaszcza że sytuację może dodatkowo skomplikować duża fala infekcji po rozluźnieniu restrykcji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Negatywny wpływ będzie odczuwalny w takich dziedzinach jak produkcja i łańcuchy dostaw. Wielu ludzi zachoruje, co może doprowadzić do zamykania fabryk lub uniemożliwić pracę zakładów na pełnych obrotach – ocenił pracujący w Hongkongu ekonomista z firmy Pinpoint Asset Management, Zhiwei Zhang, cytowany przez dziennik "South China Morning Post".
Według niego mimo złagodzenia restrykcji wielu mieszkańców zachowa ostrożność i będzie pozostawało w domach, więc "ożywienie gospodarcze nie nastąpi szybko, a niektóre wskaźniki mogą nawet spaść".
- Mobilność i konsumpcja mogą się nieco poprawić w takich miejscach jak Kanton, a szersze, wyraźniejsze odbicie nastąpi prawdopodobnie w drugiej połowie przyszłego roku, gdy Chiny w pełni powrócą do normalnego życia – twierdzi Zhang.
Komentatorka agencji Reutera Yawen Chen ocenia natomiast, że Chiny potrzebują wzrostu konsumpcji, a ten raczej nie nastąpi szybko. "Wstrzymanie surowych lockdownów i złagodzenie restrykcji dotyczących podróży to jedno. Przekonanie gospodarstw domowych, które posiadały w tym roku 1,9 bln dolarów oszczędności, by zaczęły je wydawać, będzie o wiele trudniejsze" – uważa Chen.
Jej zdaniem w najlepszym wypadku system opieki zdrowotnej poradzi sobie z eksplozją infekcji bez znacznego wzrostu liczby zgonów, mieszkańcy zaczną masowo wychodzić do kin i restauracji, kupować bilety kolejowe i wyjeżdżać na urlopy. Taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny, a Chińczycy mogą potrzebować czasu, by znów zacząć na dużą skalę wydawać pieniądze – ocenia Chen.
Chińczycy odkładają decyzje o wyjazdach
Z ankiety przeprowadzonej przez firmę Oliver Wyman wynika, że ponad połowa mieszkańców Chin poczekałaby z wyjazdem za granicę co najmniej kilka miesięcy, nawet jeśli władze nagle zniosłyby restrykcje w tej dziedzinie. Obecnie osoby przybywające lub powracające do Chin wciąż muszą przechodzić co najmniej pięciodniową kwarantannę w wyznaczonych przez władze hotelach.
Głównym powodem niechęci do wyjazdu za granicę są obawy przed infekcją koronawirusem, a na drugim miejscu znalazła się niepewność co do możliwych zmian przepisów dotyczących powrotu do Chin – wynika z ankiety, w której uczestniczyło 4 tys. konsumentów w kraju.
Przed pandemią Chińczycy wydawali na turystykę zagraniczną więcej niż obywatele jakiegokolwiek innego kraju. W 2019 roku było to 127,5 mld dolarów. Chińscy turyści praktycznie zniknęli jednak ze świata w marcu 2020 roku, gdy władze w Pekinie wprowadziły duże ograniczenia podróży międzynarodowych z powodu Covid-19.
Bunt Chińczyków. Tysiące ludzi protestowały na ulicach miast
Pod koniec listopada przez Chiny przetoczyły się demonstracje przeciwko polityce "zero covid", surowym restrykcjom i lockdownom. Tysiące osób protestowały w Pekinie i Szanghaju, a także w Wuhanie, gdzie prawie trzy lata temu wykryto pierwsze przypadki COVID-19.
- To najbardziej znacząca fala rozległych protestów w tym kraju od 1989 roku – ocenia ekspert z amerykańskiego think tanku German Marshall Fund (GMF) Andrew Small i dodaje, że to zaskoczyło partię i nie było wyraźnych wytycznych w pierwszych 24 godzinach protestów.
Jego zdaniem fakt, że tak wiele osób podjęło ryzyko, zawstydza jednak przywódcę kraju Xi Jinpinga i świadczy o pęknięciu na wizerunku "wydawałoby się wszechpotężnego państwa".
Najpierw pandemia, a teraz wojna w Europie, wszystko to wpłynęło na zaburzenie łańcuchów dostaw i spowodowało poważne zakłócenia w światowym handlu. Coraz głośniej i częściej pada więc pytanie o opłacalność przeniesienia produkcji z Chin do Europy czy Stanów Zjednoczonych.