Według Michaela McDonalda, profesora polityki na Uniwersytecie Florydy, frekwencja w listopadowych wyborach prezydenckich w USA wyniesie od ok. 60 proc. uprawnionych wyborców, którzy głosowali w 2016 roku, do 2/3 wyborców z roku 2020.
W dziewięciu stanach zagłosowało już ponad 50 procent uprawnionych wyborców - podał "The New York Times". Rekordowa liczba wyborców już oddała swój głos we wczesnym głosowaniu w Karolinie Północnej. Jak informuje "NYT", w tym stanie nowego prezydenta wskazało już prawie 4,5 miliona Amerykanów. Rekord padł też w Georgii, gdzie zagłosowało 4 miliony osób. W Pensylwanii 1,7 miliona wyborców oddało głos korespondencyjnie.
Przypomnijmy, że we wtorkowych wyborach Amerykanie wybiorą nie tylko kolejnego prezydenta, ale także wszystkich członków Izby Reprezentantów (niższa izba Kongresu) oraz jedną trzecią członków Senatu (wyższa izba Kongresu). A to równie ważne decyzje - od układu sił w Kongresie zależy to, co będzie w stanie zrobić nowy lokator Białego Domu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bezprecedensowe wybory. Wynik niezwykle trudny do przewidzenia
Najwięcej emocji wywołuje jednak wyścig do Białego Domu, zwłaszcza że - według sondaży - kandydaci od miesięcy idą łeb w łeb. Perspektywa tak wyrównanej rywalizacji niepokoi wielu Amerykanów, bo nie chcą powtórki sprzed lat, gdy natychmiast pojawiły się teorie spiskowe o tym, że głosowanie nie odbywa się w sposób uczciwy. Im dłużej trwa liczenie głosów, tym większa szansa, że cały proces zacznie być poddawany w wątpliwość.
A wiele wskazuje, że walka o fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych może trwać długo po wyborach.
Amerykańskie media, obserwatorzy sceny politycznej i politycy już przygotowują się na to, że Donald Trump i jego zwolennicy - jeśli wynik nie będzie znany szybko lub jeśli nie będzie dla niego pozytywny - podobnie jak w 2020 r. - rozpęta szeroko zakrojoną akcję podważania wyników.