Pan Wojciech z Koszalina zamówił kilka miesięcy temu nowego forda. Auta, które stały w salonie, nie za bardzo mu odpowiadały. Diler pomógł skonfigurować samochód i złożył zamówienie. Pan Wojtek wyliczył sobie, że w najgorszym razie wyjedzie nowym autem na wakacje w połowie czerwca. Ma go kosztować ponad 90 tys. zł, podpisał umowę i zostawił 10 proc. zaliczki.
– Zamówienie złożyłem w połowie marca, auto miało być do odbioru – w połowie czerwca. Na początku tego miesiąca zaczęły do nas dochodzić informacje, że ford nie zdąży. Ale kiedy dostaniemy nowe? Nie wiadomo, nieoficjalnie słyszę o kilku miesiącach – mówi pan Wojciech w rozmowie z money.pl.
Dodaje, że nie zamówił jakiegoś wyjątkowego modelu z niestandardowym wyposażeniem. – Żadne cuda wianki. Zwykły ecosport z nieco rozszerzonymi opcjami, wszystko z cennika i nie z najwyższej półki. Po prostu taki, jaki jest nam potrzebny – zastrzega pan Wojciech.
Nie jest jedynym, który czeka na zamówione auto. W podobnej sytuacji są tysiące osób. Choćby Piotr Kiliszewski, warszawski przedsiębiorca.
– Kończy mi się leasing na bwm, nie chcę go wykupować, tylko wziąć nowe. I mam problem, bo okazuje się, że na takie, jakie chcę, musiałbym czekać "do września, a może dłużej". Nie za bardzo wiem co zrobić, bo nowego auta potrzebuję, jednocześnie nie opłaca mi się wykupywać starego. Diler zaproponował to, co ma na stanie i chyba się zdecyduję - mówi w rozmowie z money.pl.
Dodaje, że nie bardzo mu się taka opcja podoba, bo jako klient kupujący model za 300 tys. zł chciałby mieć jakiś wybór, a nie brać cokolwiek.
– Ale rozumiem, że w podobnej sytuacji są wszyscy. Zobaczymy, co zaproponuje mi diler, bo ja naprawdę nie mogę czekać kilka miesięcy, nie opłaca mi się to – mówi.
W skali świata możemy mówić o milionach podobnych przypadków – bo ten problem nie dotknął tylko Polski. Skąd biorą się tak potężne opóźnienia?
– Nowych aut brakuje dla 1,5 miliona chętnych. Obecnie w Europie nie pracuje około 20 fabryk samochodów, najczęściej z powodu przerwania łańcucha dostaw podzespołów – mówi Bartosz Chojnacki, wiceprezes Superauto.pl, ekspert rynku motoryzacyjnego.
Jednym z powodów opóźnień w produkcji nowych aut jest brak chipów. W przeciętnym samochodzie wykorzystuje się od 50 do 150 chipów. Niektóre z nich mają zunifikowany charakter i mogą być stosowane w różnych modelach, ale nie zawsze jest to możliwe. General Motors i ford już poinformowały, że z powodu niedoboru chipów, ich przychody ze sprzedaży aut w 2021 roku będą mniejsze o miliard dolarów.
Na początku pandemii spadł popyt na samochody, więc producenci zmniejszyli zamówienia w koncernach elektronicznych. Uwolnione w ten sposób nadwyżki przejęła branża elektroniczna, przeżywająca obecnie popandemiczne ożywienie.
Teraz branża motoryzacyjna zwiększa produkcję i potrzebuje dużych ilości elektroniki – ale jej wytwórcy nie nadążają za popytem. Dochodzi do tego, że przez brak elementu wartego kilkadziesiąt eurocentów auto za 50 tysięcy euro nie może wyjechać z fabryki – bo po prostu nie jest w stanie samodzielnie się poruszać.
Niektóre marki decydują się wypuścić nie do końca kompletne samochody, by później domontować klientowi np. nawigację. Ale w przypadku elektroniki sterującej silnikiem czy innymi systemami taki trik nie jest możliwy.
Brakuje nie tylko elektroniki. Michał Knitter, wiceprezes Carsmile, dodaje, że wiele marek nie ma m.in. wyświetlaczy oraz automatycznych skrzyń biegów, choć zdarzają się też problemy na przykład z fotelami, przez co niektóre wersje wyposażenia są po prostu w tej chwili nieosiągalne.
Do tego dochodzą jeszcze problemy z transportem. Stąd rosnące opóźnienia w produkcji i dostawach aut.
Na jakie auta poczekamy dłużej?
Z analizy firmy Knittera wynika, że terminy dostaw raczej utrzymały Audi, Fiat, Mazda, Nissan czy Volvo. Większych problemów na razie nie ma też KIA oraz Suzuki (ale na niektóre modele trzeba już czekać).
Z długim czasem dostawy trzeba liczyć się, zamawiając bmw, dacię i niektóre modele forda. Problemy ma Hyundai, W Mercedesie część modeli ma wydłużone terminy oczekiwania do 8-10 miesięcy (GLC, GLE, GLS, S-Klasa). Dłużej poczekamy na ople astra oraz insignia, większość modeli renault, seata leona, skodę karoq i kamiq.
– Nikt nikogo nie jest dzisiaj w stanie zapewnić, kiedy faktycznie auto będzie. Czysta loteria. Jest zapaść, każdy jest zły, bo większość z nas nie lubi tego uczucia bezsilności i bezradności. Są klienci, importerzy zgłaszają popyt, a producenci nic nie mogą zrobić. Ogromna presja w branży ma wpływ oczywiście na rynek samochodów używanych, którego nie ma czym zasilać – dodaje Bartosz Chojnacki z Superauto.pl.
Według jego prognoz jesienią nowych aut może wręcz zabraknąć.
– Nawet jeśli fabryki ruszą pod koniec czerwca, jak to jest zapowiadane, wiadomo, że zanim auta zostaną wyprodukowane, przetransportowane, dostarczone na place importerów, będzie sierpień. Większa część trzeciego kwartału tego roku zapowiada się bez samochodów – mówi ekspert.